...dom posprzątałem, trawnik skosiłem, samochody umyłem. Pysznie przyrządzony przez Najdroższą obiad, dawno zjedzony. Wreszcie prawdziwie letnia pogoda - słoneczko przypieka, że aż miło. Sześcioletni synek bawi się z rówieśniczką - córką sąsiadów - w ogródku. Żona pojechała w odwiedziny do koleżanki - świeżo upieczonej matki 3-dniowej uroczej Poleczki (chyba Nela), jeszcze na oddziale noworodkowym.
Piwo, jeszcze przez chwilę, w lodówce, kawa na tarasowym stoliku, tuż przy leżaku, na którym lada moment zalegnę. Obok - ostatnie wydanie "Polityki" i "Niezbędnika inteligenta". Goście dziś nie przychodzą, a i my nigdzie nie idziemy. Więc - totalna laba.
To też jest życie. Nader, przyznam, przyjemne. Żyć, nie umierać.
Gdzieś tam odtwarzają victorię grunwaldzką, w jej 601. rocznicę. A niech się leją, co mi tam! To znowu pani Henryka Krzywonos poszłaby z panem prezesem PiS do psychologa, (czy psychiatry?). A niech tam! Na SG S24 dzień jak co dzień - batalie: a to aberracja na temat sfałszowania ostatnich wyborów prezydenta stolicy (na podstawie jakiś urojonych przesłanek...), a to wywiad z p. P. Lisickim (o rozlanym już mleku), a to bilbordowe wynurzenia p.europosła M. Migalskiego. Co mnie to dzisiaj? - sam się zapytuję.
Trwaj wiecznie lipcowe, sobotnie popołudnie! Jak najczęściej, jak najdłużej. Carpe diem! Bo to też jest życie.
I to jakie piękne!