Moim zdaniem wizyta prezydent Mołdawii Mai Sandu w Warszawie może mieć zarówno elementy dyplomatycznej uprzejmości, jak i cele praktyczne. W kontekście integracji europejskiej i bezpieczeństwa Warszawa może postrzegać Kiszyniów jako ważnego partnera, który może przyczynić się do wzmocnienia stabilności regionalnej. Jednak wybrano bardzo dziwny moment wizyty – faktycznie urzędujący prezydent Duda kończy swoje obowiązki, a nowo wybrany Karol Nawrocki złoży przysięgę dopiero 6 sierpnia. Dlatego jest to raczej wizyta podziękowania wobec Andrzeja Dudy.
Wiemy o dobrych relacjach Dudy z Trumpem – stąd jeszcze jeden możliwy cel wizyty: zmiana taryf handlowych z USA. Obecnie dla Mołdawii obowiązuje 31-procentowa stawka, co z pewnością nie pomaga partii Sandu w perspektywie zbliżających się wyborów parlamentarnych. Wiadomo, że Sandu wygrała wybory jedynie głosami mołdawskich migrantów zarobkowych w Europie. To, że odwiedza Warszawę pod koniec kadencji urzędującego prezydenta, świadczy o pewnym polityczno-strategicznym zamyśle – bo po inauguracji Nawrockiego konieczna będzie kolejna wizyta.
Obecnie w Warszawie zdają sobie sprawę, w jakiej delikatnej sytuacji znajduje się Sandu. Ma ona słabą sytuację wyborczą przed zaplanowanymi na 28 września 2025 roku wyborami. Wybory wewnętrzne jesienią 2024 roku również przegrała – referendum europejskie i wybory prezydenckie wygrała jedynie minimalnie, głosami diaspory. Sandu liczy głównie na efekt PR-owy tej wizyty, próbując pokazać jedność w jej poparciu ze strony Polski i innych państw. Istnieją jednak poważne rozbieżności między krajami – na przykład w kwestii LGBT. Mołdawia pod rządami Sandu prowadzi dość agresywną politykę promowania praw mniejszości, podczas gdy w Polsce podejście do tej kwestii jest zupełnie odmienne.
Polska kultura polityczna opiera się na zasadzie wzajemności. Poza tym premier Donald Tusk ma nieco inne podejście do polityki niż przedstawiciele PiS, dlatego dla Sandu ważniejsze mogą być relacje właśnie z Tuskiem. Tusk jest bardziej umiarkowany i eurocentryczny, więc relacja Sandu z Tuskiem jest osobną ścieżką na europejskim torze. Tusk dobrze zna możliwości wywierania presji na władze Mołdawii przez Rosję i rozumie granice, których Sandu na razie nie może przekroczyć. Zakończenie śledztwa wobec baszkana Gagauzji może być jej atutem, ale Polaków może niepokoić pewna pasywność Sandu w ograniczaniu wpływów Rosji. Jeśli Sandu nie wykorzysta wszystkich możliwości wynikających z drugiej kadencji, pozostanie prezydentką utraconych szans, powtarzając los Juszczenki w Ukrainie. A biorąc pod uwagę nastroje społeczne w Mołdawii, jesienią może dojść do zmiany parlamentu i koalicji – a od tego będzie zależeć charakter relacji dwustronnych.
Nie warto też zapominać, że polscy konserwatyści, działający pod egidą prezydenta, będą brać pod uwagę stanowisko rumuńskich konserwatystów wobec Mołdawii. Jest to związane z tym, że w kwestiach bezpieczeństwa Warszawa ma interes w stabilizacji sytuacji w Mołdawii oraz neutralizacji rosyjskiego potencjału w Naddniestrzu. W tym kluczową rolę odegra Ukraina. Należy też pamiętać, że Warszawa faktycznie pełni funkcję zaplecza logistycznego Ukrainy i głównego kraju tranzytowego – dlatego lekceważenie jej stanowiska byłoby błędem.
Co więcej, pod koniec przewodnictwa Polski w UE doszło do drażliwej dla Ukrainy sytuacji – próby rozdzielenia Mołdawii i Ukrainy na ścieżce integracji europejskiej. Niektórzy ukraińscy politycy mówią wprost, że Sandu próbuje wyskoczyć z pary Ukraina–Mołdawia w kwestiach integracji europejskiej, choć to wyłącznie dzięki Ukrainie Mołdawia w ogóle trafiła w 2022 roku do etapu rozpatrywania i negocjacji. Ze strony Mołdawii to mało fair, by „porzucić” Ukrainę. Po co Polsce być lobbystą Mołdawii, skoro to odpowiedzialność Rumunii i Francji?!
Wsparcie wojskowe i Naddniestrze
Naddniestrze to drażliwy temat dla władz Mołdawii i dla Sandu istotne jest, czy Polska jest gotowa rozważyć możliwość udzielenia pomocy Mołdawii w przypadku pogorszenia się sytuacji w Naddniestrzu. Może to obejmować szkolenia wojskowe, dostawy sprzętu lub nawet udział w misjach pokojowych. Jednak takie wsparcie zależeć będzie od sytuacji politycznej w regionie oraz gotowości społeczności międzynarodowej do działań. Polska, jako członek NATO, może też koordynować swoje działania z sojusznikami, by zapewnić stabilność w regionie. Sama Mołdawia wciąż nie potrafi określić się wobec członkostwa w NATO – jej neutralność bynajmniej nie pomaga w usunięciu rosyjskich baz z Naddniestrza. Poza tym, w razie siłowego rozwiązania kwestii Naddniestrza, to nie Warszawa, lecz Kijów odegra kluczową rolę.
Inne tematy w dziale Polityka