Wołodymyr Tsybulko Wołodymyr Tsybulko
171
BLOG

Niesportowe zachowanie: dlaczego Roman nie zagra w „Lechii”

Wołodymyr Tsybulko Wołodymyr Tsybulko Sport Obserwuj notkę 2
Piłka nożna to ulubiony sport zarówno Ukraińców, jak i Polaków. Od naszych ulubionych drużyn oczekujemy nie tylko widowiskowej gry, ale także sportowej, uczciwej postawy. Bo choćbyśmy byli lojalni wobec swojego klubu, jeśli towarzyszą mu skandale i nieczyste działania, rodzi to rozczarowanie. A nawet odrazę.

W tym kontekście znamienna jest historia Witalija Romana – młodego obrońcy z lwowskiego „Ruchu”. Od nowego sezonu miał grać dla polskiej „Lechii” z Gdańska. Strony uścisnęły sobie dłonie, transfer został uzgodniony. Gdański klub miał zapłacić dwa transze po 350 tysięcy euro, ale już pierwszy przelew został opóźniony. Mówiąc wprost, polski klub po prostu oszukał ukraińskich partnerów. A gdy we Lwowie zrozumiano, że partner nie zamierza dotrzymać warunków, umowę faktycznie cofnięto, a Roman wrócił do kadry „Ruchu”.

Przy tym polski klub zachował się skrajnie nieuczciwie: zamiast przyznać się do własnych problemów finansowych, obwinił Romana o to, że „nie spełnił oczekiwań”, „nie odpowiada poziomowi”, „nie ma odpowiedniej kondycji fizycznej” itp. Proste i wygodne – winny jest zawodnik, klub do niczego.

Uwierzyłbym w tę historię – zdarza się: na początku zawodnik się podoba, potem przychodzi rozczarowanie. Ale w rzeczywistości wygląda na to, że problem jest systemowy: „Lechii” od lat towarzyszą głośne skandale, także finansowe. Więc może sprawa nie leży w Romanie?

Taki wniosek nasuwa się już po powierzchownej analizie ostatnich wydarzeń związanych z gdańskim klubem. Okazuje się, że „Lechia” od dawna uchodzi za jeden z najbardziej niewiarygodnych finansowo klubów polskiego futbolu. Jesień 2024 roku była kolejnym tego dowodem: piłkarze otrzymali ostatnie wynagrodzenie we wrześniu, po czym zaczęło się trzymiesięczne opóźnienie. Pracownicy klubu jeszcze jakoś dostawali pieniądze, ale utrzymanie drużyny i sztabu szkoleniowego stawało się coraz trudniejsze.

Byli zawodnicy wspominali, że w poprzednich latach klub zalegał nawet przez pięć miesięcy. Sytuacja była na tyle systemowa, że boleśnie odbijała się na atmosferze: piłkarze myśleli bardziej o obietnicach zarządu niż o występach na boisku. Dochodziło nawet do demonstracyjnych protestów, gdy odmawiali terminowego wyjścia na murawę, domagając się spłaty zaległości.

Niewywiązanie się ze zobowiązań doprowadziło do sankcji. W grudniu 2024 roku Polski Związek Piłki Nożnej zawiesił licencję klubu w Ekstraklasie. Wcześniej latem „Lechia” już otrzymała embargo transferowe z powodu długu wobec słowackiego „Ružomberoka”.

Na tle tych problemów w szatni doszło do prawdziwego wybuchu: pod koniec grudnia aż 19 piłkarzy złożyło oficjalne żądania spłaty długów, grożąc jednostronnym rozwiązaniem kontraktów. Polskie media pisały nawet, że to może być „ostatni gwóźdź do trumny” gdańskiego klubu.

Warto tu wspomnieć o trenerze polskiego klubu – Johnie Carverze. Doświadczony angielski szkoleniowiec, który pracował w „Newcastle” i reprezentacji Szkocji, przyszedł do Gdańska w momencie, gdy klub już chylił się ku upadkowi. Nie był winowajcą problemów finansowych, ale stał się ich twarzą.

W mediach Carver lubi mówić o „ciosach”, które spadają na klub.

Ale zamiast uczciwie nazwać rzeczy po imieniu i wesprzeć własnych piłkarzy, za każdym razem zrzuca winę na kogoś innego. To problemy ze składem, to dyskwalifikacje, to kontuzje, to słaba forma niektórych graczy. Wygodnie jest unikać głównego tematu — finansowej klęski, która sparaliżowała klub.

W praktyce trener stał się częścią tego systemu przemilczeń. Historia z Witalijem Romanem tylko to potwierdziła: „Lechia” gotowa jest przykrywać swoje niewypłaty bajkami o „słabych zawodnikach”, a Carver — milcząco to tolerować.

Taka polityka prowadzi do pogłębiania się problemów w klubie. Embargo transferowe uniemożliwiło „Lechii” zimą 2025 roku zakontraktowanie wzmocnień. Jedynym nowym zawodnikiem został 19-letni Michał Głogowski, sprowadzony z wypożyczenia, co było wyraźnie niewystarczające. Drużyna Johna Carvera rzeczywiście dostawała cios za ciosem: dyskwalifikacje, kontuzje, braki kadrowe. Przez cztery miesiące trener tylko raz miał do dyspozycji pełny skład.

W konsekwencji skandal z transferem Witalija Romana okazał się jedynie wierzchołkiem góry lodowej. Za nim kryje się systemowy kryzys: opóźnienia wypłat, sankcje PZPN, bunt zawodników i sportowe porażki. „Lechia” znalazła się w sytuacji, w której każda nowa historia – od niewypłaconego transferu po pustą kasę klubową – podważa jej reputację i stawia pod znakiem zapytania przyszłość drużyny w Ekstraklasie.

Dlatego, gdy następnym razem usłyszycie, że piłkarz „nie spełnił oczekiwań”, pamiętajcie: za tymi słowami często kryje się zupełnie inna historia. W przypadku Witalija Romana winny nie jest ukraiński zawodnik, lecz klub, który po raz kolejny pokazał swoją finansową niewiarygodność.

I chyba największy paradoks polega na tym, że zamiast uczciwie powiedzieć: „Nie mamy pieniędzy”, w Gdańsku postanowiono zrobić to, co potrafią najlepiej — przerzucić odpowiedzialność na innych.


Ukraiński politolog, pisarz i tłumacz

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Sport