Komorowski straszy sądem w trybie wyborczym

Marszałek Sejmu postanowił wytoczyć ciężkie działa przeciwko PISowi i najprawdopodobniej popełnił kolejny wyborczy error. Tym razem straszy sądem opozycję, która zarzuca mu, między wierszami, prywatyzację służby zdrowia. Komorowski pokazuje, że doświadczenia w kampanii wyborczej nie ma żadnego - podczas wyborów pada wiele propagandowych oskarżeń, nie jest to godne pochwały, ale nie można z każdym problemem lecieć na skargę do prokuratora.

Są inne metody - przede wszystkim powinien wytłumaczyć wyborcom, na czym polega jego program komercjalizacji służby zdrowia. Ludzie nie mają czasu ślęczeć przy projektach ustaw, mają od tego polityków, aby wyjaśniali jakie decyzje podjęli konsultując się z gronem ekskertów, bo to przecież ci ostatni pracują nad ustawami.

Ludzie boją się prywatyzacji służby zdrowia, ale nie wiedzą po prostu, że może ona się obdyć na różnych zasadach. Jeden kandydat będzie straszył, że sprywatyzowane będzie wszystko włącznie z łózkiem szpitalnym, karetką i toaletą, do której trzeba będzie wrzucać monetę, by wyjść za potrzebą. Ci, którym nie podoba się populizm winni wyjaśnić, że chodzi o wynajem sal, oprzyrządowania medycznego, regionalizację wpływów do szpitalnych kas (choć jakoś obaj kandydaci milczą na temat likwidacji NFZ) oraz częściową odpłatnością za niektóre zabiegi, opłatami za nieodwoływanie wizyt oraz wprowadzeniu dodatkowych pakietów medycznych, których koszt nie powinien przekroczyć kilkadziesiąt złotych rocznie.

Panie Komorowski, tak się powinno mówić do jaśnie oświeconych sympatyków Platformy Obywatelskiej oraz tych, których chce Pan przekonać. Tym czasem dzisiejszego dnia został Pan uznany za pieniacza, bez pomysłu na kampanię. Skądinąd na służbę zdrowia też, bo argumenty jakoś do uszu wyborców się nie przebiły.

Żałuję, że Broniław Komorowski nie jest tak stanowczy, żeby dochodzić prawdy w śledztwie dotyczącym Katastrofy pod Smoleńskiem. Widać, bliższa koszula ciału.