Michał Leśniewski - TU154.EU Michał Leśniewski - TU154.EU
784
BLOG

Wikileaks & Secret Service Ads

Michał Leśniewski - TU154.EU Michał Leśniewski - TU154.EU Polityka Obserwuj notkę 4

"Spirala sensacji mnie nakręca". Nie mogę się nadziwić temu, co się dzieje przy okazji pseudotajnych dokumentów z pseudowycieków Wikileaks. Najwyraźniej duża część świata zapomniała, co to jest biały wywiad. Zostawmy na chwilę zagadnienie, kto delegował Assange'a do walki z dyplomacją amerykańską i wszystkimi państwami, które mają z Ameryką wspólne interesy. Nie wnikajmy na moment w sprawę, czy Assange uchyla się od odpowiedzialności karnej, prowadzi prywatną woję, sfiksował albo został kupiony za worek złota. Zastanówmy się jak działa taki mechanizm.

Na wstępie chciałem zwrócić uwage Czytelników na fakt, że być może depesze, o których głośno jest teraz w prasie wyciekły nie z biur rządowych ale z samego Internetu. Chodzi o węzły TOR, które być może zostały złamane przez Wikileaks - za pomocą anonimizujących połączeń w Sieci osoby mające dostęp do spraw poufnych - nie tajnych - wymieniały się pewnymi uwagami. Jeśli tak było, został po prostu zdemaskowany globalny serwis plotkarski, którego uczestnicy myśleli, że algorytmy kryptograficznie zabezpieczają ich prywatność.

Wiele wskazuje na to, że dokumenty, z którymi możemy się zapoznać nie wypłynęły z biur dyplomatów w sposób znany z filmów sensacyjnych. Nie wyniosła ich (być może) banda zamaskowanych Comando przy okazji unieszkodliwiając centralnie sterowane alarmy antywłamaniowe Pentagonu. Niech nie ponosi nas przesadna wyobraźnia.

Jeśli faktycznie Wikileaks wpadło w posiadanie dokumentów w wyniku sprytnego włamu w Sieci (zakładam także, że mogą mieć swoje wtyki w urzędach, ale co takie słabe nowiny wynoszą, do lepszych nie było dostępu?) to znaczy, że cała afera ma początek w świecie wirtualnym. A świat wirtualny rządzi się pewnymi prawami - prawami rynku i  reklamy (Ad).

Plotka internetowa, to także narzędzie reklamy. Buzz marketing powinien opierać się na pogłoskach i "dobrych radach", ale może również działać w ten sposób, że inicjatorzy akcji umiejętnie wpuszczają do Internetu "reklamowego wirusa", którym zaraża się cały świat. Jeśli informacja jest wystarczająco nośna i zrealizowana zostanie masa krytyczna powtórzeń (powyżej pewnej ilości informacji przekazanej dalej,) plotka sama żyje i sama zaraża. Najważniejsze z puntku widzenia osoby organizującej taką akcję, jest wypromowanie samego siebie jako źródła.

Wikileaks działa na zasadzie "dawkowania napięcia". Najpierw przekazuje do mediów informację, że jest wiarygodnym źródłem, które ma ważne haki. Wspiera to autorytetami członków organizacji - w tym przypadku zdolnych koderów - którzy mają na swoim koncie skuteczne włamy do agend rządowych (albo do mniejszych agencyjek, whatever, liczy się fame). Przy okazji na pierwszą linie frontu rzuca się Community, która nic nie robi całymi dniami, tylko szpieguje dyplomatów i wyciąga masę informacji. Wiadomo, że milion wikipedystów, to już coś. Z milionem nawet "byle czego" trzeba się liczyć.

Nastepnie jest pauza dziejowa - wyczekiwanie, aż cały świat narobi w gacie ze zniecierpliwienia, kiedy to będzie godzina zero. Przez ten czas z ust do ust powtarzane są informację, że HACKERZY mają coś na USA (lub inny kraj, któremu każdy chciałby dać choć małego kopniaka). Już zatrudnieni są do tego dziennikarze, a za rogiem czekają reklamodawcy. Jaką wartość ma reklama przy takim newsem o Wikileaks? Spróbujcie wykupić sobie adboxa na Onecie podczas "wieczoru hackerów"...

Wnioski są oczywiste, Wikileaks jest świetnym narzędziem robienia pieniędzy na Internatuach. Dodatkowo dziennikarze mają o czym pisać, a redaktorzy naczelni zacierają ręce, że codzienna gazeta sprzeda się w 2 krotnym nakładzie. W czasie emisji materiałów o wikileaks ludzie klikają w reklamy, a reklamodawcy przeprowadzają badania behawioralne i skrupulatnie mierzą klilki. Jeśli dojdą do wniosku, że traffic na siebie zarobił, akcja jest powtarzana.

Nie trzeba daleko szukać, nie ma po co zaprzątać sobie głowy KGB i CIA (choć to też ważne wątki, nawet bardzo ważne). Zadajmy sobie pytanie: kto na tym zarobi? I ile jest teraz warta marka Wikileaks oraz nazwisko Assange.

 

  "Uwaga: Czytanie tego bloga, samodzielne przemyśliwanie zawartych w nim treści, nieskrępowana krytyka, dzielenie się zamieszczonymi na blogu opiniami ze znajomymi, rodziną, kol. z pracy oraz powoływanie się na te opinie w jakikolwiek inny sposób - bez zgody autora surowo wzbronione. Wszelkie odstępstwa od ww. postanowień mogą zostać zniesione po uprzednim złożeniu podania w 3 egzemplarzach oraz merytorycznym uzasadnieniu wniosku"

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Polityka