Wartość nagrań Osieckiego

Osiecki na Salonie24 rozpoczyna kolejny rozdział swojej mainstreamowej relacji z Katastrofy Smoleńskiej. Będziemy przez najbliższe dni i tygodnie świadkami morderczej „wojny na interpretacje” tego, co słychać na nagraniach. Im bardziej się będzie fabuła tej historii zbliżać ku tezie, że wszystkiemu winny jest kpt. Protasiuk, tym bardziej uśmiechnięte będą twarze ministrów rządu Tuska oraz usłużnych dziennikarzy. Oraz co bardziej "postępowych" blogerów.

Tymczasem prawda jest taka, że rząd nie rozpieszcza opinii publicznej ujawnianiem dowodów. Teraz mamy nowe nagrania. Ileż to wersji stenogramów już było? Ile razy przedstawiano nam ostateczną wersję wydarzeń. Ile razy było mówione, że teraz na pewno słyszeliśmy to, co działo się w kabinie pilotów i na pokładzie? Ciężko zliczyć przekłamania, medialne wrzutki, czy po prostu ordynarne manipulacje pojawiające się w mediach.

Od 10 kwietnia 2010 mija rok i 8 miesięcy. Po tym czasie dostajemy kolejne nagrania. Teraz mają już być naprawdę ostateczne. Co przez ten czas można było z nimi zrobić? Dowolnie wszystko, zwłaszcza, że czarne skrzynki są w rękach Rosjan i polskiego rządu, który robi bardzo wiele, żeby zamieść sprawę pod dywan. Szykowana jest nawet ustawa, która ma ograniczyć dostęp do informacji nawet komisjom parlamentarnym.

Przez ten czas słowa wypowiadane przez Arkadiusza Protasiuka można było pociąć i podmienić  - można było dowolnie zmanipulować te nagrania, powybierać różne loty, kiedy dowodzi Protasiuk i rozmawia z rosyjskojęzycznymi wieżami kontrolnymi oraz bazami naziemnymi. Ten materiał jest bezwartościowy. Chcemy dowodów – nie tylko nagrań. Także dowodów rzeczowych oraz ekshumacji. I co najważniejsze niezależnych międzynarodowych ekspertów, z patologami i specjalistami fonoskopii włącznie.

My tego nie odpuścimy i oni dobrze o tym wiedzą, cała zabawa Osieckiego, to dobry temat dla onetowych lemingów i niewiele więcej.