Generał Koziej w TOK FM broni niezabezpieczonych stron rządowych. Hakerzy wypowiadający się dla mediów twierdzą, że login „admin” i hasło „Admin1” do strony kancelarii premiera graniczy z obłędem, trudno bowiem wyobrazić sobie, aby odpowiedzialna osoba pozostawiła serwis w takim stanie. Na tę stronę mógł wejść każdy, kto wypróbował standardowe hasła systemowe i ogłosić światu informację o stanie wyjątkowym w Polsce lub śmierci najważniejszych osób w państwie, co mogłoby wywołać popłoch, kryzys giełdowy czy inne nieoczekiwane wydarzenie. Pytanie jest też, jak głęboko sięgał dostęp od strony serwisu do danych rządowych – czy strona była powiązana z wewnętrznymi systemami kancelarii premiera, czy tą drogą mogły być transferowane niejawne informacje, co tak naprawdę można było zrobić mając pełne prawda dostępu do stron kancelarii premiera.
W każdej firmie osoby odpowiedzialne za podobny stan rzeczy nie pracowałyby w 5 minut po ujawnieniu tej informacji. A razem z nimi ich przełożeni. Jakie były decyzje personalne w KPRM? Tego nie wiem, ale mogę przypuszczać, że skończyło się znalezieniu kozła ofiarnego, jak często bywa, pracownika mającego ze sprawą najmniej wspólnego. Dlaczego tak myślę? Bo gen. Koziej zupełnie nieproszony (w końcu nie chodzi o serwisy BBN) mówi tak:
„Władza nie może się odcinać kodami i szyframi od możliwości rozmowy z opinią społeczną". A takim odcinaniem mogą być skomplikowane zabezpieczenia strony”
Szef BNN, wykładowca akademicki, rzekomy specjalista z dziedzin wojskowości o obronności, prof. dr hab. twierdzi, że zabezpieczenia systemów informatycznych ograniczają dialog ze społeczeństwem. Na jakiej uczelni broni się doktorat i habilitację, żeby opowiadać takie brednie? Szukałem w Internecie informacji o wykształceniu Pana Kozieja i znalazłem niewiele. Pan Profesor Koziej wykłada wszędzie – UJ, UW, Łazarski, ale nawet na własnej stronie internetowej jest bardzo dyskretny. Dowiadujemy się, że skończył Oficerską Szkołe Wojsk Zmechanizowanych (Wrocław, 1965) oraz Akademię Sztabu Generalnego WP (Warszawa, 1973).
Więcej o Panu Generale możemy się dowiedzieć ze strony Uczelni im. Łazarskiego. Znajduje się tam 155 prac Kozieja, gdzie jest autorem i współautorem, pierwsza przypada na rok 1975. Autor publikuje średnio około 2,5 publikacji rocznie... Proszę Czytelników, aby wyrobili sobie własne zdanie na temat dorobku naukowego Stanisława Kozieja.
Tymczasem zastanawiam się - skoro w CV generała istotną rolę odegrały szkoły ukończone w czasach głębokiej komuny, kiedy gen. Koziej jeździł jeszcze na kursy GRU będąc członkiem egzekutywy PZPR - czy to właśnie ówczesny dorobek naukowy wyniósł go do wysokich tytułów naukowych? Zastanawiam się wcale nie przez złośliwość, ale po prostu słucham wypowiedzi Kozieja dla mediów. Rozumiem, że w czasach Sowietów, kiedy władza kontrolowała media, wojsko, służby specjalne, gospodarkę, etc. na porządku dziennym było tłumaczenie błędów i wpadek w ten sposób, w jaki teraz robi to szef BBN – „wcale nie stało się źle, to wszystko na celu umacniania demokracji ludowej i dialogu z klasą robotniczą”. Ale czy dzisiaj ktokolwiek uwierzy, ze brak zabezpieczeń, to umacnianie demokracji i państwowości? Nie sądzę. Myślę natomiast, że Stanisław Koziej, zaufany człowiek Bronisława Komorowskiego dobrze rozumie, że rządowe media są właśnie po to, aby mógł dalej uprawiać marksistowską propagandę. Na szczęście w 2012 roku wygląda to żałośnie.
Sęk w tym, że Koziej się jeszcze nie zorientował, że upadł Związek Radziecki i nie ma już PRL.
"Uwaga: Czytanie tego bloga, samodzielne przemyśliwanie zawartych w nim treści, nieskrępowana krytyka, dzielenie się zamieszczonymi na blogu opiniami ze znajomymi, rodziną, kol. z pracy oraz powoływanie się na te opinie w jakikolwiek inny sposób - bez zgody autora surowo wzbronione. Wszelkie odstępstwa od ww. postanowień mogą zostać zniesione po uprzednim złożeniu podania w 3 egzemplarzach oraz merytorycznym uzasadnieniu wniosku"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka