Przed sformowaniem nowego gabinetu starego premiera publicyści byli zgodni, że na pożarcie zostaną rzuceni ci, którzy mogą stanowić konkurencję dla Tuska. Dzisiaj obserwujemy finał rozgrywki wewnątrz PO, co może skończyć się nawet rekonstrukcją rządu. Tak czy siak Bartosz Arłukowicz na pewno, a Joanna Mucha najprawdopodobniej utracili polityczną niewinność, a co za tym idzie przestali być popularnymi politykami. Byli nimi wcześniej, bo ładnie się uśmiechali i kompletnie za nic nie opowiadali. Teraz sielanka się skończyła, gdyż dali wmanewrować się premierowi w śmiertelną grę, w którą ten ostatni wciąga swoich potencjalnych konkurentów.
Przy obecnym stanie naszego państwa było oczywiste, że nie są w stanie uczynić z kierowanych przez siebie resortów krainy miodem i mlekiem płynącej. Wystarczy przyjrzeć się, jakie cele przyświecały Tuskowi, który upiekł dwie pieczenie przy jednym ogniu.
Premier odebrał środki finansowe ministerstwu zdrowia przerzucając odpowiedzialność za bałagan i niekompetencje na Arłukowicza, natomiast problemy ministerstwa sportu przed Euro oraz odpowiedzialność za defraudacje państwowych pieniędzy – gigantyczny koszt stadionów i wysokie permie dygnitarzy – zwalił na Joannę Muchę. Przy okazji ich unieszkodliwiając. Rozegrał partię, jak rasowy pokerzysta. Co z tego, że ze szkodą dla kraju? Ojczyzną Tuska jest Bruksela, tutaj ma tylko pracę. W pracy tej cele określane są przez urzędników Unii, a więc trzeba doić polski budżet. A Tusk nie będzie brudził własnych rąk, ma od tego do nie dawna jeszcze popularnych kolegów z partii. Byli przydatni przed wyborami, jako naganiacze wyborców, ale teraz mogliby przeszkadzać.
W Platformie Obywatelskiej, a konkretnie wśród działaczy PO „problem” jest jeden i zawsze ten sam. Liczy się, aby się nachapać. Synekury, limuzyny, występy w telewizji. Arłukowicz i Mucha, która prywatnie wozi się najchętniej Nissanem GT-R mają apetyt na rządowe dobra. Więc – mimo, że mogli się spodziewać, co ich spotka – rzucili się na ofertę Donalda Tuska. I przepadli. Ich powrót na świecznik polskiej polityki będzie długotrwały i okupiony nie lada cierpieniami, jeśli w ogóle kiedykolwiek ktoś będzie traktował ich poważnie.
Pozostają jeszcze zdezorientowani wyborcy Platformy, których liczebność skądinąd maleje w zastraszającym tempie. Co właściwie mają myśleć? Zakładam, że muszą sobie jakoś wytłumaczyć ten dysonans poznawczy. Widać wyraźnie, że Tusk nie dba o ludzi chorych, którym trzeba zapewnić tani dostęp do leków i opieki zdrowotnej. To przez Tuska stoją oni dzisiaj w kolejkach od 6 rano, czekają miesiącami na przyjęcie do specjalisty i brakuje im na lekarstwa. W dodatku premier robi to, co wszyscy posiadający szefa znają świetnie za autopsji. Zwala na ministrów. Tak robią wszyscy szefowie, którzy nie mają odwagi wziąć na siebie odpowiedzialności, podczas gdy firma właśnie się wali.
W ministerstwie sportu nie lepiej. Nie będzie hurraoptymizmu na Euro, bo stadiony drogie, dojazd słaby, kolej nieodremontowana, etc. W dodatku zaczynają pękać autostrady Ministra Nowaka (teraz Ministra Nowaka...). Jeszcze tylko brakuje, jak przeczytałem w URze, żeby Polska nie wyszła z grupy.
A propos Sławomira Nowaka. Jak można było wziąć ministerstwo transportu w momencie, gdy wiadomo, że polskie drogi należą do najdroższych na świecie, a stopień grabieży materiałów i fuszerski jest tak duży, że nawierzchnia pęka jeszcze przed oddaniem autostrady do użytku? Aha, nie autostrady tylko jej odcinka, to spora różnica.
Lecz wyborcy PO choć wiedzą, że nie chcą już Tuska, nadal nie wiedzą na kogo głosować. Myślę, że Janusz Palikot, osoba wyznaczona przez premiera do egzekucji zadań koncesjonowanej opozycji, nie podnieca elektoratu Platformy. Tych, co miał przeciągnąć na swoją stronę już przeciągnął. Co z resztą?
Czas na przełożenie wajchy medialnej, co zdaniem wielu już się zaczęło. Czy czeka nas turbodoładowanie RPP? Na pewno są sposoby, żeby zmienić wizerunek partii Palikota przed następnymi wyborami. Wydaje się, że bez tego nie uda się przeciągnąć elektoratu PO na swoją stronę, nawet jeśli w pewnym momencie Tusk da sygnał do rejterady.
Przewiduję, że media będą trzymać rękę na pulsie, w końcu tylko i dokładnie w tym celu zostały powołane. A co z koalicją PO-SLD-RPP? Dla Palikota nie jest to najbezpieczniejsza opcja, bo na razie ma prawo mówić, że on jeszcze nie rządził. Dla Tuska odwrotnie. Nawet jeśli kontroluje zbyt popularnego konkurenta nic się nie stanie, jeśli podetnie mu skrzydełka przed ostatnią prostą.
Na co liczy premier? A kto dla władzy w Polsce nie zaryzykuje całej swojej kariery? Przykład Arłukowicza i Muchy dowodzi, że niewielu stać na wypicie szklanki wody, wzięcia głębokiego oddechu i powrotu do domu przed dwunastą, choć gorąca kochanka kusiła – „dalej kotku”.
"Uwaga: Czytanie tego bloga, samodzielne przemyśliwanie zawartych w nim treści, nieskrępowana krytyka, dzielenie się zamieszczonymi na blogu opiniami ze znajomymi, rodziną, kol. z pracy oraz powoływanie się na te opinie w jakikolwiek inny sposób - bez zgody autora surowo wzbronione. Wszelkie odstępstwa od ww. postanowień mogą zostać zniesione po uprzednim złożeniu podania w 3 egzemplarzach oraz merytorycznym uzasadnieniu wniosku"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka