Turul Turul
222
BLOG

Kiedy nie było wrogości

Turul Turul Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

Po opublikowaniu wczorajszej notki – „Szok i niedowierzanie”, posypały się komentarze. Z jednej strony dobrze, z drugiej strony źle. Dobrze, (a raczej miło), że ktoś te moje „felietony” czyta. Źle, że po ich przeczytaniu się oburza, wysyła mnie do Moskwy, albo na Krym. Jako, że moja odpowiedź na zarzuty postawione w komentarzach sprowokowała mnie do dokładniejszego przemyślenia pewnych kwestii historycznych (Mój Boże, kiedy ja wreszcie usiądę do książek Abżółtowskiego?). Jakich kwestii? A mianowicie takich, kiedy pomiędzy Polską, a Rosją nie było wrogości. Na początku chciałbym tylko zaznaczyć, że nie jestem ani rusofobem, ani rusofilem. Po prostu lubię Rosjan jako ludzi, mam paru znajomych z Rosji, miłych sympatycznych ludzi, na których przyjaźń i pomoc mogę liczyć. Przykład pisząc tekst naukowy potrzebowałem informacji o rosyjskim asie I Wojny Światowej i Wojny 1920 r., po dwóch godzinach miałem na skrzynce więcej linków wyszukanych przez kolegę z Petersburga niż gdy spytałem kolegów (samych Polaków) o pomoc przy naprawie laptopa (chodziło o rozebranie zasilacza). Przez znanych (i nie znanych) mi Rosjan nie zostałem nigdy zwyzywany, obrażony, czy zaczepiony, o okradzeniu czy rękoczynach nie mówiąc. Z Rosjanami nigdy nie miałem takiego problemu, że obiecał i nie zrobił, albo zrobił na od...l się, czego o Polakach nie mogę powiedzieć. Dziwnym trafem odsetek ludzi z "ludzką twarzą" wśród Rosjan jest wyższy niż wśród naszych rodaków. Smutne to i dziwne zarazem. Przejdźmy jednak rzeczy, czyli kiedy wrogości pomiędzy Polską, i Rosją nie było.

Na pozór sprawa trudna, lub nawet nie do opisania, bo przecież w naszej historii od groma momentów kiedy pomiędzy naszymi narodami źle się działo. Wypadało by zacząć od tego, że w czasach monarchii wczesnopiastowskiej Polacy najeżdżali na Ruś. Jest to fakt historyczny, a Szczerbiec miał być jakoby wyszczerbiony w Kijowie, przez Bolesława Szczodrego (Śmiałego), czego jednak zdają się nie potwierdzać historycy – Szczerbiec jest nieco młodszy od króla, który został z kraju wygnany. Na poważnie jakieś konflikty zaczęły mieć miejsce na początku XVI w., ale wówczas były to raczej utarczki wynikające z tego, że Litwa, nad którą zaczęliśmy roztaczać opiekę (nie bez znaczenia był fakt, że władcami Wielkiego Księstwa Litewskiego byli Jagiellonowie) stanowiła do Księstwa Moskiewskiego okno na zachód. Pomiędzy Polską, rozumianą jako Królestwo Polskie, a Księstwem Moskiewskim większych niepokojów nie było. Polacy, gdy brali już udział w walkach z Moskwą, to raczej by bronić interesu rodu panującego, a nie w obronie własnego państwa. W okresie Wielkiej Smuty to właśnie Polacy wobec których Rosjanie (o ile można wówczas mówić o Polakach i Rosjanach) nie czuli większej niechęci ruszyli na Moskwę. Wcześniej dochodziło do walk pomiędzy oboma narodami, chociażby król Stefan Batory bił się z Hiperbojarinami, ale wrogości pomiędzy narodami (o ile można o takowych wówczas mówić), nie było. Dowód? Chociażby to, ze kilkakrotnie pojawiały się rosyjskie kandydatury na polskich elekcjach.

Po zadymach związanych z Wielką Smutą, warto tutaj podkreślić, że Marynę Mniszkównę, żonę kolejnych Samozwańców Rosjanie darzyli wielkim szacunkiem (odsyłam tu do książek Andrzej Andrusiewicza), doszło do zawarcia rozejmu w Dywilinie, który jednak dotrwał tylko do śmierci Zygmunta III Wazy. Potem była krótka kampania na początku panowania Władysława IV Wazy i pokój panujący aż do chwili, gdy sytuacjina pograniczu pomiędzy Rzeczpospolitą Obojga Narodów, a Carstwem Rosyjskim, nie skomplikowali dodatkowo Kozacy, którzy oddali się w opiekę cara batiuszki. O tym, że oddali się pod tą opiekę z własnej nie przymuszonej woli mało kto chce pamiętać. I tak przez Ukrainę doszło znowu do walk pomiędzy Polską, a Rosją. Wreszcie zakończył je pokój Grzymułtowskiego, który przetrwał aż do pierwszego rozbioru.

Owszem po drodze Rosja mieszała się do polskiej polityki, ale wynikało to raczej ze słabości naszego państwa, które na początku XVIII w., stało się karczmą zajezdną dla wojsk saskich, szwedzkich, rosyjskich ( z którymi krótko byliśmy nawet w sojuszu!). Trudno dziwić się, że władze tych państw korzystały z możliwości jakie się przed nimi rysowały. Później były kolejne rozbiory, i zrzucanie całej winy na Rosję, która tymczasem brała by inni nie wzięli przed nią. Prusy i Austria to nie były miłe i grzeczne dzieci z sąsiedztwa.

Po trzecim rozbiorze była epoka napoleońska. Też walki z Rosją, ale zakończone bardzo ciekawym rozwiązaniem. Chodzi mi mianowicie o powstanie Królestwa Polskiego, którego władcą został car Rosji. Warto podkreślić, iż było to jedyne terytorium w Imperium, które dysponowało Konstytucją. Romanowowie, o ile można jeszcze mówić o Romanowych po ekscesach Katarzyny Wielkiej, nie potrafili przestawić się z rządzenia państwem gdzie o zdrowiu i życiu cara decydowała gwardia przyboczna na rządzenie krajem gdzie obowiązywała konstytucja, stąd liczne nieporozumienia i trudności. Trzeba przy tym podkreślić, że w latach 1815-1830 Królestwo było zupełnie odrębnym tworem, nie do końca niepodległym, ale wystarczająco nie zależnym by rozwijać się i reformować państwo niezależnie od Petersburga, co budziło wiele niechęci wobec Polaków na carskim dworze. Kres istnieniu Królestwa położyli dopiero podchorążowie, którzy w pamiętną noc listopadową doprowadzili do wybuchu walk w stolicy. Trzeba podkreślić, że ówczesne elity wojskowe i polityczne z pobłażaniem patrzyły na masy tłuszczy, która pod wodzą zwolenników Piotra Wysockiego wylewała się na ulica stolicy. Po powstaniu, zakończonym porażką wojsk polskich (a mogło być inaczej!) car doszedł do wniosku, że skoro z Polakami nie można się dogadać przy pomocy marchewki to pora sprawdzić czy damy radę korzystając z kija.

Z kija korzystano aż do rewolucji 1905 r., kiedy pojawiły się realne szanse na zmiany nie tylko w całej Rosji, ale także w Królestwie. By dogadać się z władcą Rosji i również Polski, bo carowie byli polskimi królami (nie uznali odebrania im tytułu przez sejm powstańczy w grudniu 1830 r.), Roman Dmowski podjął szereg działań. Niestety, problemy robił mu Piłsudski, którego PPS i PPS „Bojówka” miały prawdziwego kałasznikowa we łbie. I choć były szanse na autonomię to jednak nic z niej nie wyszło, ale aż do zakończenia I Wojny Światowej wrogości pomiędzy Polakami, a Rosjanami nie było. A przynajmniej nie na jakąś wielka skalę.

Kres kolejnemu okresowi spokoju położyły obie strony. W Rosji po rewolucji październikowej w 1917 r., władzę objęli czerwoni, choć siły białych generałów wciąż były silne. Biali całkowicie odrzucali niepodległości Polski, czerwoni zostawili tą sprawę Niemcom na mocy układu pokojowego w Brześciu Litewskim. Czy muszę przypominać, że przy okazji Brześcia Niemcy zrobili nas w przysłowiowego konia i postawili na Litwinów i Ukraińców? Tak czy inaczej, po odzyskaniu niepodległości, kres w miarę przyjaznym stosunkom pomiędzy Polską i Rosją położyli Piłsudski i Lenin. Ten pierwszy pozwalając by grupa policjantów rozstrzelała radzieckich (nie jestem do końca przekonany czy już radzieckich) emisariuszy podczas eskortowania ich do granicy wschodniej. Lenin zaś rozdmuchał sprawę i zyskał pretekst do niesienia sztandaru rewolucji na wschód. Po pierwszych sukcesach Polski, Rosjanie poprosili o zawieszeni broni, na co nie zgodził się Piłsudski. Doszło do dalszej eskalacji konfliktu, który zakończył się dopiero pokojem ryskim.

Co było potem nie trzeba nikomu mówić. Międzywojnie i walka wywiadów, 17 września, Katyń, 22 czerwca 1941 r., układ Sikorski – Majski, zerwanie stosunków dyplomatycznych, armia Berlinga, wkroczenie Armii Czerwonej do Polski, PRL i stan wojenny. Nowa szansa na ułożenie stosunków pomiędzy Polską i Rosją (brak wrogości pomiędzy dwoma państwami) pojawiła się w chwili gdy prezydentem Rosyjskiej Federacyjnej Republiki Radzieckiej został Borys Jelcyn, z racji zdolności nazywany nieraz „dwururką z Uralu”. Stan w miarę dobrych stosunków z Rosją trwał do 2005 roku, gdy władzę objął PiS. Wprawdzie między 1989 a 2005 obie strony wyświadczały sobie drobne przykrości, ale to prezydent Wałęsa odkładał słuchawkę, gdy Jelcyn proponował surowce naturalne w zamian za polską żywność.

Po latach rządów PiS, gdy panowała doktryna „wszystko co proponuje Rosja jest złe” i „kto nie jest przeciwko Rosji jest przeciwko nam” na kilka lat zapanował spokój, przerwany przez Katastrofę Smoleńską, będącą bardzo niejasną i drażliwą dla obu stron sprawą. Wreszcie czteroletnie odprężenie przerwała idiotyczna akcja pomocy dla Ukrainy, która bardziej szkodzi Polsce, niż Rosji. Dlaczego? Bo mogliśmy nałożyć bardzo ograniczone sankcje i zarabiać na pośrednictwie w handlu z Rosją. Nie zrobiliśmy tego, cóż, mówi się trudno.

Tak czy inaczej okresów kiedy to myśmy byli tymi co potrafią stosować tylko argument siły było kilka. Podobnie jak okresów gdy pomiędzy Rosjanami, a Polakami nie było wrogości. Szkoda, że gdy w wersji skróconej i opartej na tym co mi na szybko zaświtało w głowie, próbowałem przedstawić to koledze kryjącemu się pod pseudonimem „TRZY ZDANIA TRZY SLOWA” ten śmiertelnie się na mnie obraził, bo śmiem mieć inne zdanie niż on. Wydaje mi się, że przykłady braku wrogości przedstawiłem. O, dodam jeszcze, że Piotr Wielki mówił do jednego z polskich królów „mój przyjacielu”. Swoistej „przyjaźni” między Stanisławem Augustem Poniatowskim, a carycą Katarzyną nie wspominałem, wszak caryca była Niemką. Przykładów przyjaźni pomiędzy Polakami, a Rosjanami można by przytaczać wiele, ale „TRZY ZDANIA TRZY SLOWA” chciał jak rozumiem, przykładów dotyczących całych państw. Proszę bardzo. Kolega sugerował mi przeprowadzkę do Moskwy. Albo na Krym. Hmmm… jeśli by się dorzucił na bilet, i na kupno mieszkania, to kto wie?

Turul
O mnie Turul

Jestem narodowcem. Jestem Polakiem - obowiązki również mam polskie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura