RobertK RobertK
96
BLOG

Wschodnia gościnność

RobertK RobertK Kultura Obserwuj notkę 5
Długi, majowy weekend postanowiłem spędzić na roztoczu. Za bazę wypadową wybrałem sobie Zwierzyniec- niewielkie, czyściutkie i zadbane miasteczko założone w XVII w. przez Zamoyskich jako miejsce wypoczynku. Miejsce wybrali świetnie, nad rzeką Wieprz, która w tych stronach mocno meandruje. Teren jest mocno pofałdowany, sporo tu wzniesień, z których rozciągają się malownicze widoki. Wokół same lasy, w których żyją sobie sarny, jelenie, bobry, lisy i koniki polskie (ich przodkami były dzikie tarpany) oraz wiele innych zwierząt, na których ślady nie udało mi się trafić. Leśne ścieżki są po prostu zryte kopytami tych zwierzaków. Jeśli ktoś chce je zobaczyć, to musi się dość wcześnie obudzić i zrobić sobie wycieczkę do lasu.

W okolicy jest sporo miejsc, które warto odwiedzić, czy to ze względu na ich historię i zabytki, czy też na przyrodnicze osobliwości. W czasie takich wycieczek nie sposób nie zauważyć rzadko spotykanej w centralnej Polsce, niesamowitej gościnności i otwartości miejscowej ludności. Co ciekawsze całej ludności, od dzieci w wieku szkolnym po starsze osoby przesiadujące na ławeczce przed domem. Pierwsze zdziwienie wywołał u nas chłopiec, który mijał nas, kiedy przechodziliśmy przez wieś. Powiedział grzecznie 'dzień dobry', wyminął nas i poszedł w swoją stronę.

W następnej wsi sytuacja powtórzyła się, tym razem 'dzień dobry' powiedziało dwóch mijających nas chłopców. Zwróciliśmy na to uwagę, bo sporo chodzimy po różnych regionach Polski i zdecydowanie częściej spotykaliśmy się z niechęcią, albo jakimiś złośliwymi uwagami, najczęściej jednak z zupełną obojętnością.

Kolejny dzień, wyprawa do niewielkiej wsi Topólcza, w której rozpoczyna się szlak. Autobus dociera tu niezbyt często, więc wysiedliśmy w sąsiedniej wsi i przeszliśmy przez bagna. Oczywiście dzięki pomocy jednego z pasażerów, który usłyszał naszą rozmowę, odradził podróż do Szczebrzeszyna i dokładnie wytłumaczył jak i gdzie iść. No i załatwił jeszcze z kierowcą, by wysadził nas możliwie blisko, co było o tyle trudne, że w tym miejscu jest zakręt i podwójna linia ciągła na jezdni, przez co kierowca chciał nas początkowo wysadzić jakieś 500 m wcześniej.

Kiedy weszliśmy do naszej wioski od razu wpadliśmy na jegomościa na rowerze, z siatką pełną zakupów. Kiedy go mijaliśmy, przywitał się z nami i zapytał, czy może nam zabrać kilka minut. W Łodzi oznacza to zazwyczaj smutną opowieść i prośbę o 2 złote na chleb lub piwo, albo jakąś religijną agitację, więc odruchowo wszyscy spoglądają na tego człowieka z nieufnością. A ten patrzy na nas z uśmiechem, prezentując dwa srebrne zęby. Po chwili dociera do mnie, że facet ma w siatce kilka gazet, a zwykły żul nie marnował by przecież cennych pieniędzy na takie fanaberie... Więc pytam, w czym moglibśmy mu pomóc. Okazuje się, mężczyzna na rowerze to miejscowy sołtys, który chciał by zapytać, jak się nam podoba na Roztoczy, doradzić nam, co warto zobaczyć w okolicy i zapytać, czego nam w okolicy brakuje.
Zapewne nigdy nie słyszał o marketingu, ale to co robi, to marketing w najczystszej postaci. Po chwili zatrzymuję się obok nas kolejna osoba, po chwili podchodzi następna. I tak, na środku wsi dyskutujemy sobie, jak im się tu żyje, i jakie mają problemy. Po dziesięciu minutach przechodzimy do interesów. Okazuje się, że kolega potrzebuje deski podłogowe, a w tym regionie desek jest pod dostatkiem i jest to towar dobrej jakości. W międzyczasie sołtys wdaje się w krótki spór z sąsiadem o wyższości drewna świerkowego nad sosnowym, ale szybko dochodzą do wniosku że na podłogę nadaje się jedno i drugie. Za chwilę mamy kilka adresów tartaków i rzemieślników oraz sporo praktycznych rad, jak robić podłogi... Rozmowa trwała prawie pół godziny, po czym ruszyliśmy w dalszą drogę.

Z życzliwości mieszkańców roztocza mieliśmy skorzystać tego dnia jeszcze kilkakrotnie, z czego najbardziej wdzięczni jesteśmy kierowcy busa, który podwiózł nas prawie 10 km do Szczebrzeszyna i nie chciał za to żadnych pieniędzy, bo i tak jechał w tą stronę. Na dodatek zatrzymał się na ruchliwej drodze, przy wjeździe pod dość stromą górę, czyli zrobił coś, czego nie zrobiła by zdecydowana większość kierowców.
Po pewnym czasie o drogę pytaliśmy już tylko w ostateczności, bo ten, kogo pytaliśmy tłumaczył nam jak iść tak dokładnie i tyle razy, że kiedy się już rozstaliśmy, to szybko okazywało się, że każdy z nas zrozumiał to tłumaczenie zupełnie inaczej. Może dlatego, że tłumaczący podawał wszystkie możliwe warianty dotarcia do celu, łącznie z przejściem przez pole, przy płocie pana X, który z pewnością nie będzie miał nic przeciwko temu. W jednym przypadku niewiele brakowało, by zapytany o drogę starszy pan odprowadził nas do miejsca, o które zapytaliśmy...

Ostatniego dnia na Roztoczu lał deszcz. Szybko okazało się, że spacerowanie w deszczu nie jest tak uciążliwe, jak błotniste drogi, pokryte lepką mazią błota. Trzeba więc było wrócić do cywilizacji. Przed wieczorem siedzenie w jednym miejscy tak nas znudziło, że wybraliśmy się do knajpki położonej z boku Zwierzyńca, nad zalewem Rudka. Klientów nie było tam zbyt wielu, w końcu zostało trzech 'miejscowych' i my. Nie wiem, jak nawiązała się rozmowa, bo zadzwonił telefon i wyszedłem na zewnątrz, kiedy jednak wróciłem do środka miejscowi zdążyli już postawić kolejkę lokalnej Perły...
Dwie kolejki dalej barman oznajmił, że zamyka lokal, więc miejscowe małżeństwo (na oko gdzieś ok. 50 lat) zaczęło nas zapraszać do siebie. Ich kolega niewiele myśląc chwycił za telefon i oznajmił, że ściąga .... kapelę! Na szczęście nikt nie odebrał telefonu i obyło się bez muzyki. Musiał chyba już wcześniej wykonywać ten numer i muzycy przezornie nie odbierali telefonu, co zawsze można było łatwo wytłumaczyć późną porą. Z dalszej imprezy udało się nam jakoś grzecznie wykręcić, za to ulegliśmy namowom pary i zwiedziliśmy nowy dom, który budują z myślą o wynajmie pokoi ludziom odwiedzającym Roztocze.

Następnego dnia pożegnaliśmy naszych gospodarzy (oczywiście ludzi bardzo sympatycznych i gościnnych) i ruszyliśmy w drogę powrotną do cywilizacji, gdzie człowiek człowiekowi jest przeważnie wilkiem, o czym można się przekonać choćby próbując wcisnąć się do zatłoczonego tramwaju.


RobertK
O mnie RobertK

Na niektóre tematy mam swoje własne zdanie, na inne zdania nie mam. Innych możliwości nie ma.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Kultura