Nowe władze Ukrainy doskonale zdają sobie z trudnego położenia, w jakim się znalazły.
Wiedzą, że ich legalność jest mocno dyskusyjna, bo de facto została uzyskana w wyniku zamachu stanu i nie zmienią tego żadne opowieści, że Janukowycz oddał władzę opozycji sam, wyjeżdżając z Kijowa.
O słabości nowej władzy świadczy fakt, że umywa ona ręce od sądu nad rzekomymi zbrodniami popełnionymi przez Prezydenta. Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości będzie miał poważny problem z Janukowyczem- legalnie wybranym prezydentem, obalonym w wyniku zamachu stanu. Janukowycz będzie się z pewnością bronił mówiąc, że działał legalnie, że opozycja też używała broni, a on sam nie wydał rozkazu strzelania ostrą amunicją w celu eliminacji demonstrantów na Majdanie. A tylko za to można go skazać- jeszcze przed Trybunałem nie stanęła żadna głowa państwa, która zdecydowała o użyciu siły przez służby porządkowe w celu rozpędzenia protestujących.
To wygodne posunięcie- z jednej strony nowe władze Ukrainy nie dają Moskwie kolejnych powodów do zatargu, z drugiej zrzucają z siebie odpowiedzialność za ewentualne uniewinnienie Janukowycza.
To jednak połowiczne rozwiązanie problemu. W dalszym ciągu Ukrainę zamieszkują ludzie, którzy dali Janukowyczowi władzę i nie są zadowolone z przewrotu. Ci ludzie też mogą wystąpić przeciwko nowej władzy, co w niektórych rejonach kraju miało już miejsce. Na razie niezadowolenie demonstruje ludności pochodzenia rosyjskiego, zamieszkująca Krym i wschodnie rejony Ukrainy. Ci ludzie mogą urządzić swoje własne "majdany". Nowe władze Ukrainy będą miały z tym niemały problem- tłum w Sewastopolu czy Odessie może stawiać coraz śmielsze żądania, których nowy rząd nie będzie mógł lub nie będzie chciał spełnić, podobnie jak nie będzie mógł użyć sił porządkowych do opanowania sytuacji- to zawsze kończy się rozlewem krwi. W sytuacji, kiedy nowe władze stawiają zarzuty Janukowyczowi była by to totalna klęska.
W tym świetle los Krymu zdaje się być przesądzony. Władza Kijowa zupełnie tam nie sięga, zdecydowaną większość stanowi rosyjskojęzyczna ludność, stanowiąca w miarę jednolite etnicznie społeczeństwo. Wystarczy że mieszkańcy Krymu ogłoszą niepodległość, a społeczność międzynarodowa nie kiwnie palcem, aby temu zapobiec. Choć z pewnością nie uzna nowego państwa tak szybko jak uznała Kosovo.
To może być powtórka scenariusza bałkańskiego, gdzie jako pierwsza od federacji odłączyła się maleńka Słowenia, na którą Jugosławia machnęła w zasadzie ręką. Niestety tą samą drogą poszli natychmiast Chorwaci i niedługo potem Bałkany stały w ogniu. Zwłaszcza na terenach, gdzie mieszkało mniej więcej tyle samo Chorwatów co Serbów.
W przypadku Ukrainy oderwanie Krymu może doprowadzić do podobnych prób w rejonach zamieszkanych przez rosyjskojęzyczną ludność, a tym samym do wybuchu wojny domowej. To całkiem realny scenariusz, tym bardziej, że Rosja niejednokrotnie udowodniła, że w takiej sytuacji nie pozostaje bierna.
Nowa władza stąpa po cienkim lodzie. Dużo bezpieczniej było by dotrzymać warunków podpisanej umowy i zgodnie z nimi przejąć władzę w Państwie w sposób całkowicie legalny. Wycieczka na skróty może się oczywiście udać, ale może też uwolnić siły, nad którymi nikt nie będzie w stanie zapanować. To potężne ryzyko, którego głowa Janukowycza nie jest warta.
Na niektóre tematy mam swoje własne zdanie, na inne zdania nie mam. Innych możliwości nie ma.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka