Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność
132
BLOG

Chudkiewicz: Kontynuatorzy

Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność Gospodarka Obserwuj notkę 0

Jednym z problemów Solidarności jest luka pokoleniowa i brak młodych związkowców. Jak przyciągnąć ich do związku pokazują działacze z kilku organizacji zakładowych.

Wielu wstępujących w szeregi „S” ma świadomość historycznej roli związku. Ale nie ona jest dla nich ostatecznym impulsem do złożenia deklaracji czy założenia organizacji w swojej firmie. Najważniejsza okazuje się pomoc struktur związkowych. Wskazanie przez region czy Komisję Krajową kogoś, kto poprowadzi nową organizację za rękę. O wszystkim opowie, zaprosi na szkolenie, pomoże w rejestracji. To właśnie ta pomoc sprawiła, że wybrali Solidarność, a nie jakiś konkurencyjny związek. Ma to szczególne znaczenie dla młodych, o których „S” walczy.

Sala BHP to przeszłość


Jedynym związkiem zawodowym w firmie telefonii komórkowej w Polsce jest Solidarność w Orange. Renata Sadowska-Kosiacka z Lublina, która go współtworzyła, mówi, że przez wiele lat związek nie wydawał im się potrzebny. Średnia wieku w firmie to 27 lat. Młodzi ludzie, którzy przychodzili po studiach do pracy – wówczas do Centertelu – otrzymywali dobre zarobki, szanse na rozwój i szybki awans, szkolenia. Praca z rówieśnikami pozwalała uniknąć barier kulturowych. Związki zawodowe nie wydawały się w tej sytuacji potrzebne. Po jakimś czasie rynek pracy się zmienił, pensje przestały rosnąć i ograniczono możliwości rozwoju. Ludzie zaczęli narzekać – nie takich zmian oczekiwali.
– Wówczas związek wydał nam się jedyną możliwością zwrócenia uwagi pracodawcy na sytuację pracownika. Ale założyliśmy go nie po to, by walczyć z pracodawcą, bo dziś związki nie mogą tak wyglądać. To musi być dialog – podkreśla Renata Sadowska-Kosiacka.
Dlaczego ich wybór padł właśnie na Solidarność?
– Lubelski Lipiec był dla mnie ważny, ale w momencie zakładania związku historia przeszła na drugi plan. Historię Solidarności poznałam dopiero na szkoleniu w Gdańsku. Na początku potrzebna jest konkretna pomoc, konkretna informacja, jak związek zawodowy założyć. Co robić, żeby przetrwać. I okazało się, że jedynie Solidarność chciała nam to wszystko powiedzieć, dała człowieka, który stał za nami i mówił: teraz robimy to i to. A pozostali – czy to OPZZ czy Solidarność ’80 – mówili: chcecie założyć związek? Dobrze, załóżcie. Dużym wsparciem były dla nas bardziej doświadczone organizacje z TP S.A. i Polfy.
Po założeniu związku zmiany w firmie nabrały tempa.
– Udało nam się zablokować wprowadzenie kilku niekorzystnych dla pracowników zmian. Uczestniczyliśmy też w tworzeniu regulaminu pracy i polityki wynagradzania – podkreśla Sadowska-Kosiacka.
Związek rozrasta się powoli. Organizowanie spotkań z osobami zainteresowanymi działalnością Solidarności nie jest łatwe, bo firma mieści się w 21 miejscach w kraju. Dlatego wszystkie sprawy, jak przystało na firmę telekomunikacyjną załatwia się mejlem i przez telefon.
– Jednym z naszych sposobów na osobiste dotarcie do pracowników było zorganizowanie wyborów społecznego inspektora pracy, na które każdy mógł przyjść. Teraz ludzie sami interesują się działaniami związku i zgłaszają swoje deklaracje. Dziś mamy 179 członków – mówi Renata Sadowska-Kosacka. To daje już prawo do etatu związkowego. Jednak NSZZ w Orange nie chce z niego korzystać. Związek dba o interesy wszystkich pracowników, o to, by przestrzegano prawa pracy. Zależy mu na wzajemnej uczciwości i dobrej atmosferze pracy. To m.in. sprawia, że kontakt z pracodawcą jest dobry.

Przez sport do związku


Inna sytuacja panuje w MPK w Radomiu. Tam związek istnieje od wielu lat. 92 proc. pracowników należy do jakiejś organizacji, a „S” nie jest największym związkiem w firmie. Średnia wieku pracowników jest dość wysoka, więc żeby zapewnić przetrwanie organizacji przewodniczący Solidarności Marek Micior postawił na młodą kadrę – przede wszystkim kierowców. W ciągu ostatnich trzech lat przybyło ich prawie 60. Prawie połowa została członkami „S”. Jak udało się osiągnąć taki wynik?
– Byliśmy na początku zeszłego roku w Gdańsku na szkoleniu dla liderów związkowych. Zabrałem tam ze sobą dwóch kierowców, młodych chłopaków. Spotkali się z ludźmi z całej Polski. Zobaczyli pracę związku z innej strony. I dziś to oni są podstawą rozwoju „S” w firmie, dzięki nim wstępują do nas młodzi. Ich skuteczność jest niesamowita – mówi przewodniczący.
Solidarność w radomskim MPK ma też inne sposoby na przyciąganie do siebie ludzi.
– Związek wynajmuje halę sportową, zapewnia sprzęt. Nie można żyć tylko problemami. Na zawodach spotykamy się ze związkowcami z innych miast, wymieniamy się doświadczeniami – podkreśla Marek Micior.
Ale sport to nie wszystko.
– Ważne jest, żeby „S” była zawsze blisko, poczucie codziennej obecności i bezpośrednie kontakty są bardzo istotne – mówi szef „S” w MPK Radom.

Mobilizacja


Dorota Teodorczuk ze szczecińskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie do „S” zapisała się zaraz po przyjęciu do pracy. Do związku przekonała się już wcześniej. Jej szwagier, spawacz ze stoczni szczecińskiej zachorował na astmę. Chciano go zwolnić. Obronił go związek.
Związek w MOPR ostatnio się rozkręca. Kadra młodsza, komisja zakładowa prężniej działa. A jest co robić.
– Niezadowolenie pracowników jest większe. Gros to zapaleńcy, bo praca jest specyficzna. Wszystko jest fajne przez 2–3 lata, a potem się okazuje, że praca nadal jest świetna, ale nie za te pieniądze.
Jak wygląda zdobywanie nowych członków? Najważniejsza jest rozmowa. Członkowie związku proponują kierunek działania organizacji: – Często słyszymy: czemu tego nie robicie? Odpowiadamy: zrobimy to razem. Pobudzamy do działania. Każdy ma swoje mocne strony, więc wykorzystujemy naturalny potencjał – mówi Teodorczuk.

Związek w konspiracji


W fabryce Indesit w Łodzi solidarnośc funkcjonuje od czterech lat. Na ponad 2 tys. pracowników w „S” jest 88 osób. Było więcej, ale część uchylała się od płacenia składek. Składki płacone są osobiście. Pracodawcy nie dostarcza się listy członków związku. Ze strachu przed zwolnieniami. Ponad 90 proc. załogi ma umowy na czas określony.
– Ludzie się boją. Przynależność do związku może być powodem zwolnienia z pracy bez podania przyczyny – mówi szef „S” w Indesit Jarosław Nowicki.
Jednak pomału świadomość pracowników rośnie.
– Zostałem członkiem europejskiej rady zakładowej. Mam bezpośredni kontakt z centralą firmy. Działam tak, żeby ludzie dużo wiedzieli. Teraz jesteśmy przed podwyżkami i mówię im: we Włoszech podwyżki mają od pierwszego stycznia. A oni: Jarek, a dlaczego my nie mamy?
A my nie mamy, bo „S” u nas w zakładzie nie stanowi 7 proc. załogi, a tego wymaga nasz kodeks pracy, żeby zawrzeć układ zbiorowy. We Włoszech mają układ zbiorowy, a tam podwyżki są zapisane.
Wciąż załodze powtarzam: ludzie, sprawy sobie nie zdajecie, ile zależy od was. Nie ode mnie – opowiada przewodniczący. I dodaje, że ważna jest zmiana świadomości pracowników.

Koszulki tworzą jedność


W Roland International Polska w Koninie, zakładzie produkującym głównie plandeki dla tirów, związek istnieje od pięciu lat.
– W pewnym momencie stwierdziłem, że już dosyć. Robią z nami, co chcą, a nie ma komu się poskarżyć – opowiada Remigiusz Ładowski, szef „S” w firmie. Mówi też, że powstanie komisji zakładowej to wielka zasługa Działu Rozwoju Związku. – Gdyby nie Krzysiek Zgoda i nasz szef regionu, toby tego związku nie było. To oni mi wszystko wyjaśnili, ale i ostrzegli, że to nie jest taka prosta rzecz. Że mamy się nie łudzić, iż za tydzień czy za rok po założeniu organizacji będzie lepiej, bo może być jeszcze gorzej – podkreśla Ładowski.
Niedawno w zakładzie zmienił się szef i sytuacja jest trudna. W „S” jest 60 osób, głównie pracowników produkcji. – Ale trzymamy się razem, bo jak się poddamy, to będziemy mieli totalny obóz pracy w zakładzie. Gdyby nie związek, to zarabialibyśmy najniższą krajową i nie mielibyśmy prawa się odezwać, a dyrektor robiłby, co chciał – mówi przewodniczący.
Jak próbuje namawiać kolejnych pracowników, by wstępowali do związku?
– Mamy swoje koszulki z logo „S”, napisem „Jestem z wami” i nazwą komisji zakładowej. Zaczęliśmy w tym pracować. Jak się wchodzi na salę, widać mnóstwo takich koszulek. To robi wrażenie. Ci w koszulkach się pozdrawiają, trzymają się razem. Ci bez koszulek są OK, ale dużo przy nich się nie mówi i oni się czują niepewnie. Więc to może kwestia czasu: wszedłeś między wrony, musisz krakać jak i one – opowiada Ładowski.

 

Związek to nowoczesność
 

Rozmowa z socjologiem dr. Marcinem Zarzeckim z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie


– W całej Polsce związek zakładają ludzie młodzi. Z czego wynika, że im się chce? Że robią to mimo nagonki na związek i zachowawczej postawy rówieśników?


– Jest kilka różnych czynników. Pierwszy z nich to etos odpowiedzialności pracy wyniesiony z domów. W tych, w których działalność polityczno-zawodowa była obecna, związek kojarzył się jako realizacja pewnego etosu obywatelskiego. I pewnych działań o charakterze społecznościowo-wspólnotowym. To zostało trwałym elementem socjalizacji rodzinnej. Drugi czynnik to większa świadomość konieczności współdziałania w obronie praw pracowniczych i w obronie różnego typu wartości. Uczestnictwo w organizacjach, ruchach i stowarzyszeniach środowiskowo-zawodowych jest próbą działania dla wspólnego dobra. Wymaga poczucia świadomości wspólnoty interesów, ale także świadomości społecznej. Świadomości, którą moglibyśmy nazwać obywatelską. Trzeci powód jest taki, że być może są to osoby w większym stopniu wyedukowane i świadome prawnych aspektów działalności związków zawodowych. Dla nich związki to nie są struktury historyczne, lecz coś, co jest obecne we współczesnym świecie, jest naturalnym elementem każdego dialogu, gwarantem jego poprawności i wiarygodności. A więc są to osoby, które mają większą świadomość prawną. Po czwarte, być może pracowali na Zachodzie. Warto zauważyć, że w tamtych krajach, w przeciwieństwie do Polski, naturalnym elementem procesu rekrutacyjnego jest, że tuż przed podjęciem pracy otrzymuje się nie tylko wykaz obowiązków, ale także kartę akcesu do związku zawodowego. To naturalna procedura zatrudniania, związana z dużą kulturą pracy. Pomniejszym czynnikiem, ale także istotnym może być to, że część osób kieruje się legendą związku. Są to osoby prawdopodobnie nieco konserwatywne, ale nie zachowawcze. Wiążą ze związkami zawodowymi nadzieję, iż stanowi on typ obrońcy przed niesprawiedliwością dzikiego kapitalizmu, nieuregulowanego sankcjami formalnymi.


– Czy jest sposób, aby sprawić, by tych ludzi było więcej? Czy prowadzenie akcji edukacyjnych ma sens, czy to się raczej wynosi z domu?


– Jeżeli pozostawimy ten cały aparat i mechanizm budzenia świadomości związkowej tylko i wyłącznie rodzinie, to poniesiemy klęskę. Tu trzeba działać w sposób kompleksowy. A więc po pierwsze: edukacja zewnętrzna, która od początku uczyłaby etosu obywatelskości w szerokim wymiarze. Informowała, że obywatelskość to wartość, to kapitał społeczny. Tak naprawdę wiedza na temat możliwości i chęci działania w organizacjach jest niezbywalnym kapitałem każdego młodego człowieka. Po drugie edukacja na poziomie pracowniczo-związkowym, aby ludzie mieli świadomość, jakie są procedury związane ze wstępowaniem do związku i jakie są możliwości wykorzystania tego uczestnictwa w konkretnych działaniach. W przypadku utraty pracy, zmiany stosunku pracy lub innych sytuacji zagrożenia bezpieczeństwa. Po trzecie, w jak największym stopniu odwoływanie się do istniejących wzorców europejskich. Zakorzenianie w świadomości młodych ludzi, że członkostwo w związku to nie jest tylko obecność w jakiejś tam organizacji, których wiele, ale że jest to działanie naturalne dla każdego Europejczyka. Że jest to związane z kategoriami europejskości, nowoczesności. Z wyzwaniami nowoczesnego, zglobalizowanego świata. To nie wyłącznie historia i legenda, ale naturalny wymóg funkcjonowania w społeczeństwie ryzyka i oczywisty element tożsamości europejskiej.


Maciek Chudkiewicz

niezależny magazyn społeczno-polityczny.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka