Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność
133
BLOG

Perzyna: Kiedy państwo abdykuje

Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność Gospodarka Obserwuj notkę 5

Dopłaty do wymiany starych samochodów na nowe, pakiety stymulacyjne, gwarancje dla banków – to środki, których chwytali się najbogatsi, by przezwyciężyć kryzys. Na ich tle nasze państwo wydaje się bezwolne wobec procesów gospodarczych.

Rząd szwedzki właśnie wspiera transakcję, w wyniku której kultowy producent samochodów wyższej klasy SAAB ma zostać przejęty od trawionego kryzysem amerykańskiego General Motors przez holenderską firmę Spyker. Zmiana właściciela ma uratować 3,5 tys. miejsc pracy. W ich obronie bogata Szwecja już wykazała się determinacją, której zabrakło kolejnym polskim rządom – od SLD poprzez PiS aż po PO – przy postępującym upadku przemysłu stoczniowego.
Na dopłatach do wymiany starych, złomowanych aut na nowe, przyjętych w Niemczech i w Austrii, skorzystał nie tylko tamtejszy, ale również nasz przemysł samochodowy. Teraz jednak program się skończył, na czym ucierpią również producenci i sprzedawcy w Polsce.
Francuski prezydent Nicolas Sarkozy w obronie miejsc pracy w krajowym przemyśle zdecydował się na konfrontację z unijnymi biurokratami. Otwartą drogę do różnych form rządowej pomocy otrzymały wyłącznie te firmy, które gwarantowały produkcję samochodów w samej Francji, a nie w tych krajach Unii, gdzie siła robocza jest tańsza.
Francja i Niemcy zwykle reprezentowały „kontynentalny”, wrażliwszy społecznie model kapitalizmu, ale również USA i Wielka Brytania, preferujące zwykle bardziej drapieżny wzorzec anglosaski wpompowały w system bankowy ogromne środki z pieniędzy podatnika, aby ratować zagrożone firmy i miejsca pracy. Wbrew ogólnym tendencjom do globalizacji, w kryzysie każdy dba przede wszystkim o swoje.
Wyjątkiem na tym tle okazuje się Polska, wraz z innymi nowymi krajami UE.

Państwo już nie pomaga, ale wciąż przeszkadza
Wydatki państwa w Polsce stanowią 44 proc. produktu krajowego brutto, według Eurostatu. Nawet mniej niż w ciężko dotkniętej obecnym kryzysem Hiszpanii, gdzie bezrobocie niemal dwukrotnie przekracza polskie wskaźniki. W Niemczech udział wydatków państwa w PKB sięga 48 proc., w Wielkiej Brytanii, do której wciąż wyjeżdża się znad Wisły i Odry po pracę – 51 proc., we Włoszech – 52 proc., we Francji – 55 proc. Najwięcej tradycyjnie wydają Skandynawowie. Za to najmłodsi bracia w UE – Rumuni i Bułgarzy jeszcze mniej niż my.
Komentujący dane luksemburskiego urzędu statystycznego, Jędrzej Bielecki zauważa w „Dzienniku Gazecie Prawnej” (z 25 stycznia 2010): „Paradoksalnie w wyniku światowego kryzysu gospodarczego gospodarki państw Europy Środkowej stały się najbardziej liberalne w Unii Europejskiej”.
Jednak kolejny paradoks, już wbrew publicyście „Dziennika” wydaje się polegać na tym, że ten liberalizm nie satysfakcjonuje przedsiębiorców, wciąż uskarżających się na nadmiar biurokratycznych barier. W ślad za wycofaniem się państwa z gospodarki i znacznej części polityki społecznej nie nastąpiła bowiem seria ułatwień dla przedsiębiorczości.
Zaświadcza o tym ranking wolności gospodarczej. W zestawieniu sporządzonym przez Heritage Polska lokuje się na 72 miejscu, między Dominikaną i RPA. O siedem miejsc wyprzedza nas znana z silnej pozycji państwa w gospodarce Francja. O sześćdziesiąt – egzotyczny Mauritius. Listę otwierają Hongkong, Singapur, Australia, Nowa Zelandia, Irlandia, Szwajcaria, Kanada i USA. Jedyne, czym możemy się pocieszać, to wyprzedzanie o ponad 70 pozycji Rosji (143. miejsce w rankingu). Zestawienie danych Eurostatu i Heritage pokazuje, że w Polsce państwo wprawdzie wycofuje się z pomagania obywatelom, ale w żadnej mierze nie rezygnuje z przeszkadzania im.

Pakiet dla sześciu
Równie uderzające okazuje się porównanie kwot wyasygnowanych przez najbogatsze rządy na projekty stymulujące gospodarkę czy programy ratunkowe – z realnymi efektami „pakietów antykryzysowych” w Polsce.
Z zawartych w rządowym pakiecie antykryzysowym gwarancji i poręczeń Banku Gospodarstwa Krajowego skorzystało od razu... słownie sześć firm.
Gospodarka się odradza, ale wielu analityków przestrzega przed „ożywieniem bez zatrudnienia” – zauważa „Financial Times” (z 11 stycznia 2010). Pasuje to również do sytuacji w Polsce.
Bezrobocie na przełomie roku sięgnęło 11,9 proc. (miesiąc wcześniej 11,4 proc.), a statystyka GUS przekłada się w tym wypadku na prawie 1,9 mln ludzkich dramatów. Jednocyfrowe wskaźniki sprzed roku (9,5 proc.) pozostają sentymentalnym wspomnieniem, skoro ekonomiści zakładają, że w 2010 r. rosnąć będzie zarówno polski produkt krajowy brutto, jak... liczba osób pozbawionych pracy.

Windykator beneficjentem naszych czasów
Najszybciej rosną w Polsce zyski firm windykacyjnych. Wartość prowadzonych przez nie spraw wzrosła w ub.r. w porównaniu z 2008 r. o 12,5 proc. Gdyby wskaźnik dynamiki produktu krajowego brutto galopował w podobnym tempie, zawstydzilibyśmy Chiny.
Windykatorzy zarabiają nie tyle na samym kryzysie czy na ludzkiej niefrasobliwości (zarówno wierzycieli, jak dłużników – obu partnerów przy „pożyczkach na dowód”) – co na słabości prawa w Polsce.
Jeszcze w 2007 r. legalnie sprzedano w Polsce 70 mld sztuk papierosów. Ale już w ub.r. – tylko 59 mld sztuk. Nie oznacza to, że posłuchaliśmy lekarzy i nagle przestaliśmy palić. Rynek papierosów się nie zmienił, a różnicę pomiędzy liczbami wypełnia kontrabanda, wobec której państwowe służby okazują się bezsilne.
Inwestorzy – beneficjenci przekształceń własnościowych – winni są skarbowi państwa 1,3 mld zł za akcje prywatyzowanych firm. Mowa tylko o zaległych płatnościach. Pokazuje to – podobnie jak rozmiar szarej strefy w gospodarce – gdzie państwo mogłoby poszukać pieniędzy, których brakuje mu na podstawowe cele.

Im państwo biedniejsze...
– Im państwo biedniejsze, tym udział jego wydatków w PKB powinien być większy – ocenia Dariusz Grabowski, wykładowca Wyższej Szkoły Handlowej w Radomiu. – Szczególnie dotyczy to wydatków na instytucje, które dynamizują gospodarkę i gwarantują bezpieczeństwo obywatelom. Państwo nie może jednak marnotrawić naszych pieniędzy.
W najbogatszych krajach Zachodu, jak podkreśla, obywatele godzą się, by wydatki państwa były znaczne, ponieważ zapewnia to zgodę i porządek społeczny. Niezbędna staje się kontrola.
– Wydatki państwa idą tam na instytucje oświatowe, kulturalne, wyrównywanie szans młodzieży i niepełnosprawnych – wylicza Dariusz Grabowski. – Ale też na szczególnie w obecnej sytuacji ważne podtrzymywanie koniunktury, na przykład poprzez tworzenie instytucji parabankowych, ożywiających budownictwo lub inne dziedziny.

Sami sobie zostawieni
W grudniu sprzedaż detaliczna liczona rok do roku wzrosła o 7,2 proc., co pokazuje, że pomimo kłopotów Polacy zdecydowali się na prawdziwe święta. Mniej kupiliśmy tylko mebli oraz sprzętu AGD i RTV oraz... książek. Utrzymująca się wysoka konsumpcja z jednej strony wydatnie pomaga gospodarce, z drugiej – w sytuacji, gdy płace realne nie rosną a miejsc pracy ubywa, pokazuje, że znaczna część rodaków zmuszona była uruchomić oszczędności, które niebawem się wyczerpią.
Po raz kolejny Polacy w trudnej sytuacji liczą wyłącznie na samych siebie, zaś państwo okazuje się słabe i „wycofane”.
Odpowiedzialność za to ponosi zarówno ekipa PiS, która nie przygotowała kraju na kryzys, jak rząd PO, który nawet nie próbował podjąć z tym kryzysem skutecznej walki. Pierwszych bardziej od gospodarki zajmowało poszukiwanie wrogów i historycznych rozliczeń, drugich – własny wizerunek i efekt marketingowy.
Zaś miarą dystansu, jaki Polska wciąż ma do nadrobienia okazuje się niedawny raport OECD. Wynika z niego, że w ubóstwie żyje aż 21 proc. dzieci w Polsce. Na jedno dziecko w Norwegii wydaje się pięć razy tyle, co u nas. Zaś pod względem innego wskaźnika cywilizacyjnego – przeludnienia mieszkań – notujemy najgorszy wskaźnik wśród krajów rozwiniętych. Ich średnią osiągamy tylko w dziedzinie edukacji.
Optymistyczne wskaźniki z połowy obecnej dekady, kiedy mogliśmy się pochwalić rocznym wzrostem gospodarczym przekraczającym pięć procent, w połączeniu z funduszami unijnymi i dopłatami bezpośrednimi stwarzał szansę na rychłe nadrobienie cywilizacyjnych zapóźnień. Obecny, aptekarski wzrost już nie stwarza takich możliwości.
– Rezygnacja z wydatków państwa w naszym wydaniu jest ślepym zaułkiem. Wyrzeczeniem się możliwości wyjścia z zapaści – przestrzega Dariusz Grabowski. Tymczasem dalsze prognozy nie zakładają nagłej poprawy.
Główny ekonomista Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju Erik Berglof stwierdza, że „ożywienie w regionie jest cały czas anemiczne”, a między poszczególnymi krajami utrzymują się spore różnice. „Stopniowe globalne odbicie będzie wspierać regionalny wzrost, ale czynniki lokalne pozostaną negatywne”.
– Powrót kapitału odczuwają raczej eksporterzy surowców, jak Rosja – zauważa ekonomista z EBOiR. – Dlatego to dużym krajom powodzić się będzie lepiej.
Oznacza to, że Polska może utracić pozycję lidera w regionie, którą zawdzięcza temu, iż jest jedynym krajem Unii, w którym wzrost gospodarczy oparł się światowemu kryzysowi. Jeśli teraz wyprzedzą nas inni, stanowić to będzie efekt minimalizacji aktywności i możliwości państwa.
Dotychczasową odporność na kryzys Polacy zawdzięczają bowiem samym sobie, a nie kolejnym ekipom rządzącym.

 

Europa socjalna jest w bogatych krajach starej Unii

Rozmowa z Waldemarem Bartoszem, przewodniczącym Regionu Świętokrzyskiego Solidarności

– O czym świadczą dane Eurostatu, pokazujące, że wydatki socjalne stanowią w Polsce i innych krajach regionu mniejszy procent produktu krajowego brutto niż w najbogatszych krajach Unii?
– Zadają kłam różnym opowiastkom o tym, jak w krajach, które przed 20 laty zaczęły proces wychodzenia z komunizmu, uprawiana jest polityka nadmiernie socjalna. Konkretne liczby i dane wykazują, że dzieje się dokładnie odwrotnie. Dla bystrego obserwatora nie stanowi to zresztą zaskoczenia. Przecież każdy, kto chociaż raz miał okazję przebywać w choćby jednym spośród bogatych krajów Unii Europejskiej z pewnością dostrzegł, na jakim poziomie jest tamtejszy „socjal” i czym się różni od polskiego. Wystarczy porównać wysokość zasiłku dla bezrobotnych w Niemczech i Polsce.
– Bo przecież „wydatki państwa” to nie jest abstrakcyjna kategoria...
– Oczywiście, zawierają się w nich środki przeznaczane przez państwo na opiekę zdrowotną, przeciwdziałanie bezrobociu i jego skutkom, opiekę nad rodziną. Wystarczy porównać jakość świadczeń społecznych w krajach „starej Unii” i u nas. Dane, o których pan mówi, nie stanowią żadnej rewelacji, proporcje wydają się oczywiste dla każdego, poza propagandystami, którzy i tak zawsze wiedzą lepiej.
– Nie ma się jednak z czego cieszyć, bo lepiej, żeby w Polsce naprawdę było tak, jak głosi kształtowany przez nich stereotyp: państwo przeznacza ogromne, zbyt duże nawet środki na cele społeczne?
– Nie mamy się z czego cieszyć, skoro dane Eurostatu wykazują, że wleczemy się w ogonie Europy. Trzeba jednak brać rzeczywistość taką, jaka jest. I nazywać rzeczy po imieniu. Europa socjalna to dziś najbogatsze kraje starej Unii. My powinniśmy się od nich uczyć, ale jest inaczej. Wycofanie się państwa z odpowiedzialności za wiele dziedzin życia nie skutkuje zresztą wcale swobodą działalności gospodarczej. Przedsiębiorcy skarżą się przecież na nakładany im przez biurokrację kaganiec, szczególnie dotkliwy dla małych firm. Na utrudnienia, z którymi nie spotkają się ich koledzy w krajach starej Unii.
– Nikły udział wydatków państwa niepokoi też dlatego, że w kryzysie to zwykle państwo inicjowało wielkie i skuteczne projekty gospodarcze – np. powojenną odbudowę Europy dzięki planowi Marshalla.
– Jeszcze wcześniejszym przykładem udanego projektu, który powstrzymał Wielki Kryzys lat 30. pozostaje New Deal. To prezydent Roosevelt był inicjatorem Nowego Ładu. Państwo, dzięki środkom, którymi dysponowało, zainicjowało wtedy wielkie roboty publiczne. Rzucenie wielkich pieniędzy na rynek pozwoliło na szybki powrót dobrej koniunktury.

Łukasz Perzyna

 

niezależny magazyn społeczno-polityczny.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Gospodarka