Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność
660
BLOG

Chodakiewicz: Witamy w Tybecie

Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność Polityka Obserwuj notkę 1

Tybet wyskakuje na naszym zbiorowym radarze zwykle wtedy, gdy chińscy komuniści strzelają tam do ludzi. Ale niewiele o nim wiemy. Ten legendarny „dach świata” to właściwie najwyżej położony kraj na Ziemi – 1,220 metrów nad poziomem morza. Na jego terytorium przecież jest Mount Everest. Południową granicę Tybetu stanowi łańcuch gór Gangdise, a północną góry Kunlun. Tybet jako „region autonomiczny” w ramach Chińskiej Republiki Ludowej graniczy – od północy do wschodu – z prowincjami Junnan, Syczuan, Qinghai oraz Regionem Autonomicznym Sinciang-Ujgur. Na południu od Tybetu znajdują się Bangladesz, Nepal i Bhutan, a na zachód hinduski Kaszmir.
Klimat Tybetu jest surowy, suchy przez prawie cały rok na większości obszarów. Ale Tybet to trzy różne strefy klimatyczne. Na północy to pustynia porośnięta kępkami trawy i słabo zaludniona. We wschodniej części kraju, gdzie jest klimat tropikalny, rozpościera się dżungla. Południowy Tybet jest najbardziej zaludniony i uprzemysłowiony, chociaż dominuje tam rolnictwo, głównie dzięki rzece Yarlung Tsangpo (Brahmaputra ). Ze względu jednak na ubogą glebę i bardzo mały areał plony są kiepskie. Pod tym względem Tybet zwykle polega na sąsiadach, rolnicy tybetańscy właściwie produkują głównie dla siebie, bieda jest powszechna, ludzie ledwie zipią.

Ma być jeszcze gorzej. Niektórzy „zieloni” bowiem twierdzą, że w wyniku „globalnego ocieplenia” do 2035 r. stopnieją lodowce, zniknie śnieg, nastąpi zwiększona erozja gleby, a Tybet zamieni się w zupełną pustynię. Można naturalnie spytać, co stanie się z wodą z topniejących lodowców, na którą mają chrapkę chłopi na północnym-zachodzie? „Zieloni” twierdzą, że wyparuje zanim dotrze do potrzebujących. Jednak zagrożone zmniejszonym dopływem wody są głównie Chiny. Ale sami są sobie winni – według „zielonych” wytwarzają efekt cieplarniany poprzez zanieczyszczenie powietrza dwutlenkiem węgla.
Chiny rzeczywiście zanieczyszczają Tybet. Ale głównym problemem jest chińska polityka maksymalnej eksploatacji gospodarczej tego kraju. Trudno powiedzieć w związku z tym, na ile Pekin traktuje poważnie takie ostrzeżenia „zielonych”. Na razie faktem jest, że Chińska Republika Ludowa z fanfarami ogłosiła program ekologicznego ocalenia Tybetu. Ma być on dwutorowy.

Po pierwsze, Chińczycy ograniczają produkcję przemysłową w samym Tybecie. W ciągu ostatniej dekady zamknięto cztery fabryki papieru, siedem hut oraz dziewięć cementowni. Ponadto wprowadzono zakaz kopalnictwa złota. A w końcu zgodzono się na zerwanie z utopijnym systemem pasterstwa kołchozowego i powrót do tradycyjnych metod wypasania, wraz z cyklicznymi wędrówkami między halami i dolinami, wędrówkami regulowanymi sezonami a nie dekretami partii komunistycznej.
Chiny obiecują też, że wdrożą całościowy program ochrony środowiska. Ma on polegać na ochronie gleby, pastwisk i wody oraz na powstrzymaniu pustyni poprzez sadzenie drzew. Zobaczymy. Problem nie leży przecież w Tybecie, a w samych Chinach. I w chińskiej polityce w stosunku do tego kraju.

Weźmy na przykład lasy. Od początku Pekin prowadzi gospodarkę rabunkową w przemyśle drzewnym. I to się nie zmienia. Ponadto stosuje się szkodliwe środki chemiczne, aby zwiększyć plony, co powoduje zatrucia wód gruntowych oraz inne negatywne zjawiska niszczące środowisko. „Zieloni” alarmują, że w rezultacie żarłocznej polityki eksploatacyjnej Chin znikną nie tylko lasy Tybetu, ale również rozmaite gatunki unikalnych zwierząt, takich jak śnieżne leopardy, dzikie osły, niebieskie owce, jelenie górskie, złotowłose małpy czy jaki. Aby uciszyć krytykę Pekin obiecał stworzyć rezerwat Północna Dzicz (Kuiangtang), aby chronić te zwierzęta.
Naturalnie znając Chiny, jest to manewr pijarowski. Trudno przecież spodziewać się, że Politbiuro przedłoży dobro Tybetu nad chińską gospodarkę. Z lasów Tybetu Chińczycy czerpią ponoć 65 proc. zasobów zielarskich dla medycyny. Wątpliwe, że przestaną je zbierać dla dobra środowiska. Tybetańskie meble i wyroby papiernicze są również niezbędne dla chińskiej gospodarki. Nic nie wiadomo, by Chiny zachęcały swoich dostawców i konsumentów do poszukiwania substytutów czy też innych sposobów ograniczenia popytu.

Największa jednak awantura dotyczy wody. Nawet kolaborujący z Pekinem mnisi tybetańscy, tacy jak Panczen Lama protestowali (jeszcze w 1986 r.!) przeciwko planom budowy elektrowni na jeziorze Yamdrok, która miała dostarczać elektryczność do stolicy kraju, Lhasy. Chińczycy planowali wysadzenie w powietrze okolicznych gór, aby zbudować kanał do upuszczania wody z jeziora. Po krótkiej przerwie na uciszenie niezadowolonych budowa jest znów w toku bez względu na protesty tubylców i tzw. społeczeństwa międzynarodowego. Podobnie Pekin planuje zbudować dwie zapory na rzece Yarlung Tsangpo – co nie tylko wpłynie negatywnie na Tybet, ale również (i to szczególnie) na Indie i Bangladesz. Podczas gdy plan pierwszej instalacji już jest wdrażany, druga zapora jest dopiero w fazie opracowywania. Ma być ponoć największa na świecie. Chiny obiecują, że podzielą się produkowaną przez nią energią ze wszystkimi sąsiadami. Na pewno tak będzie, za odpowiednią cenę i wtedy, kiedy Pekinowi to będzie pasować.
Biedny Tybet. Jeszcze jeden przykład kraju zniewolonego, jeszcze jeden powód, dla którego Polacy powinni cenić swoją wolność i niepodległość. Jak się je ma, to można odpowiednio zadbać i o środowisko, i o gospodarkę. Inaczej zadecydują inni. I zwykle źle.

niezależny magazyn społeczno-polityczny.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Polityka