Przykład rozwiązania problemów rowerowych w Sewilli.

fot. K. Świątek
Przykład rozwiązania problemów rowerowych w Sewilli. fot. K. Świątek
Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność
436
BLOG

Mój jest ten kawałek chodnika

Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność Rozmaitości Obserwuj notkę 2

Według policyjnych statystyk w 2010 roku rowerzyści zabili na chodniku dwie osoby, a 50 ranili. Czy musi zginąć więcej pieszych, by wreszcie przyznać, że rowerzyści na chodnikach to problem?

Toruński cyklista, który potrącił starszą kobietę (zmarła w wyniku odniesionych urazów) nie zauważył 82-latki, bo sprawdzał w swoim telefonie komórkowym, kto do niego dzwonił. Sąd skazał go na dwa lata więzienia w zawieszeniu na pięć lat.

Prawo...

Prawo, po ostatniej nowelizacji kodeksu drogowego, mówi tak: rowerzysta może wjeżdżać na chodnik w trzech – i tylko w trzech – przypadkach: gdy prędkość dozwolona na jezdni obok wynosi ponad 50 km/h, a chodnik ma co najmniej 2 m szerokości; gdy opiekuje się dzieckiem w wieku do 10 lat (np. wiezie je w foteliku) i gdy pogoda zagraża jego bezpieczeństwu na jezdni (pada śnieg, wieje silny wiatr, jest ulewa lub gołoledź). Kiedy żadna z tych okoliczności nie występuje, cyklista, który jedzie trotuarem, popełnia wykroczenie.
Za złamanie przepisów grozi mandat, którego wysokość została zapisana w taryfikatorze. I to jest chyba jedyny dowód na jego istnienie, bo ani policjanci, ani strażnicy miejscy nie kwapią się, by łamiącym prawo rowerzystom mandaty wypisywać. W policyjnych statystykach pozycja „mandaty nałożone na rowerzystów za jazdę po chodniku” nie figuruje. Posłowie przy okazji prac nad zmianą prawa drogowego oszacowali, że w ciągu kilku lat wymierzono najwyżej pół tysiąca owych kar.

...i życie

A skoro, mimo zakazu, rowerzyści śmigają coraz śmielej po chodnikach (o rozjeżdżaniu pieszych na pasach nawet nie warto wspominać) w dowolnych konfiguracjach – pojedynczo, parami i całymi rodzinami, jeden za drugim lub jeden obok drugiego – to albo prawo należy zmienić, albo nie udawać, że istnieje, lecz zacząć je egzekwować. Nic bowiem tak nie demoralizuje jak powszechne przyzwolenie na jego łamanie. Także, a nawet przede wszystkim, przez służby do tego powołane.
Dlaczego cykliści jeżdżą po chodnikach, czasami zamieniając je w trasy wyścigowe? Bo nie ma ścieżek rowerowych – tłumaczą. Istotnie, dróg dla rowerów jest mało, w dodatku bardzo często niespodziewanie się urywają. Bywa, że ścieżka zmusza rowerzystę do slalomu z przeszkodami (np. z powodu umieszczonych na niej latarni). Na jezdni jest niebezpiecznie – to druga odpowiedź. Rzeczywiście, tam rowerzysta jest najsłabszy, ostatni w kolejce dziobania. W zderzeniu z samochodem, bardzo często mknącym z prędkością wyższą niż dozwolona, nie ma szans. Na chodniku jest inaczej. Mimo powtarzanej jak mantra np. przez policję frazy „rowerzysta musi pamiętać, że na chodniku jest gościem, musi jechać powoli i ustępować pierwszeństwa pieszym”, ci ostatni wcale się gospodarzami trotuaru nie czują. Przeciwnie, jako jednostki słabsze, czują się zagrożeni.

Chodnik, miejsce niebezpieczne

Zresztą i dla rowerzystów chodnik bywa niebezpieczny. Przy chodniku z reguły są domy, a z nich w każdej chwili może nie tylko wyjść pieszy, ale i samochód wyjechać. Chodniki zakręcają i nie sposób przewidzieć, co się czai za rogiem. Nigdy też nie wiadomo, co za chwilę zrobi wałęsający się po trotuarze obywatel, który, w odróżnieniu od pojazdów, nie ma obowiązku sygnalizować swoich zamiarów. Może niespodziewanie się zatrzymać, by poprawić sznurowadło czy zerknąć na wystawę lub skręcić i zacząć maszerować w drugą stronę. I nie można przewidzieć, gdzie przestraszony uskoczy, gdy za plecami usłyszy nagle rowerowy dzwonek. Nie jest więc tak, jak pisze jeden z internautów, że „mijanie pieszych wymaga mniej koncentracji i stresu niż uważanie na samochody”.
Obowiązek posiadania karty rowerowej dawno schowano do lamusa i jest taka grupa cyklistów, która przepisów zwyczajnie nie zna. A jeśli do tego z dyskusji o większych prawach dla rowerzystów, jakie dał im znowelizowany kodeks drogowy, zostało im w głowach tylko to, że można jeździć po chodniku, to już niedługo może się okazać, że dla pieszych zostaną tylko tunele. Jeśli, naturalnie, sami je wydrążą.

Ewa Zarzycka

 

Rozmowa z posłanką Ewą Wolak (PO), współautorką nowelizacji prawa o ruchu drogowym

Plaga chodnikowa, etap przejściowy

– Rowerzyści nagminnie jeżdżą po chodnikach. Czy widzi Pani w tym problem?

– Widzę. Chociaż nie ma w Polsce rzetelnych badań na ten temat, można śmiało zaryzykować stwierdzenie, że większość ruchu rowerowego odbywa się u nas na chodniku. Ponadto wszystko wskazuje, że problem ów będzie jeszcze się nasilał, bo ruch rowerowy (co akurat jest zjawiskiem jak najbardziej pozytywnym!) wykazuje i będzie wykazywał stałą tendencję wzrostową. Częstym tłumaczeniem jest po pierwsze, brak ścieżek rowerowych. Problem jest ze swej natury trudny do rozwiązania, bo jego przyczyna jest złożona i tkwi w dużej mierze poza sferą dotyczącą wyłącznie ruchu rowerowego. Rowerzyści na chodnikach są skutkiem braku ich poczucia bezpieczeństwa na jezdni. Jest to uzasadnione, bo mamy w Polsce 4 razy więcej wypadków z udziałem rowerzystów niż średnio w UE, a subiektywne poczucie bezpieczeństwa jest jeszcze niższe niż wynikałoby z realnego zagrożenia. Niskie poczucie bezpieczeństwa jest zaś wynikiem przede wszystkim powszechnego łamania przez polskich kierowców ograniczeń prędkości i niemal powszechną akceptacją społeczną dla takiego stanu rzeczy. Przepisy ustawy od lat są jednoznaczne w tej sprawie. Po chodniku wolno się poruszać, jeżeli dozwolona prędkość na jezdni przekracza 50 km na godzinę. Ponieważ ograniczenie prędkości na drogach jest fikcją, rowerzyści stosują intuicyjnie tę zasadę. Pozostaje jeszcze kultura jazdy po chodniku, ale to zupełnie inna kwestia. Jest tylko jeden sposób na rozwiązanie każdego problemu – usuniecie przyczyny. Musimy zwiększyć poczucie bezpieczeństwa rowerzystów na drodze (ucywilizowanie prędkości samochodów w mieście i drogi rowerowe tam, gdzie samochody mogą i powinny poruszać się szybciej). Dopiero wtedy znikną, bez specjalnych akcji z chodników raz na zawsze.
Z tezą, że po nowelizacji ustawy w głowach wielu rowerzystów zostało tylko to, że wolno im już jeździć po chodniku, trudno jest mi się zgodzić. Ustawa, wprowadzając do Polski wypróbowane standardy europejskie, zwiększa bezpieczeństwo rowerzysty na drodze i docelowo przyczynia się do usunięcia rowerzystów z chodników na jezdnie.
Trzeba od nowa nauczyć polskich cyklistów jazdy po ulicach, bo tego nie potrafią. Rodzice nie nauczą dzieci, bo sami nie mają takich umiejętności. Trzeba wytłumaczyć rowerzystom, że na chodniku wcale nie jest tak bezpiecznie jak im się wydaje, bo akurat najechanie od tyłu przez samochód jest statystycznie dość rzadką przyczyną wypadków. A tam gdzie jest naprawdę niebezpiecznie, czyli na skrzyżowaniu (miejsce większości wypadków), rowerzysta chodnikowy ląduje na pasach! Tam nie dość, że nie wolno mu być, to jeszcze sam się prosi o potrącenie, bo zaskakuje swoją obecnością kierowców.

– Lecz czy musimy się pogodzić z tym, że prawa, które jasno określa, kiedy cyklista może jechać chodnikiem, nikt nie usiłuje egzekwować?


– Wierzę głęboko w to, że „plaga chodnikowa” jest tylko przejściowym etapem w rozwoju ruchu rowerowego i że stopniowo wraz ze wzrostem bezpieczeństwa rowerzyści wrócą na jezdnię. Czym będzie ich na jezdni więcej, tym kierowcy będą do nich bardziej przyzwyczajeni i będą na nich uważać. Oczywiście nic się nie stanie jak za dotknięciem magicznej różdżki. Nie ustawimy patroli policyjnych na każdej ulicy (bo zresztą policja ma mimo wszystko ważniejsze sprawy i nie mogłaby tylko tym się zajmować). To byłaby droga donikąd. Pomóc może tylko usunięcie przyczyny problemu. Tu bardzo zresztą liczę na pomoc mediów. Natomiast powtarzanie tezy, że zmiana ustawy zachęciła rowerzystów do jazdy po chodniku, temu służyć nie będzie, bo to nieprawda. Większe prawa dla rowerzystów na drodze przyczynić się mogą (niestety nie od razu) do opuszczenia przez nich chodników. Proszę zwrócić uwagę na jeszcze jedną kwestię. Duża liczba kierowców postrzega rowerzystę na ulicy jako intruza. Ale kiedy taki kierowca wsiada na rower, to nie od razu ma śmiałość wjechać na jezdnię, gdzie jest niemile widziany przez samego siebie. Rowerzyści, piesi i kierowcy to nie są rozłączne grupy i musimy nauczyć się wzajemnego szacunku na drodze.

Lubisz to? facebook.com/TygodnikSolidarnosc

niezależny magazyn społeczno-polityczny.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Rozmaitości