fot. K. Świątek
fot. K. Świątek
Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność
334
BLOG

Pakiet czy dyktat

Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność Gospodarka Obserwuj notkę 0

Regulacje zawarte w pakiecie klimatycznym odzwierciedlają układ sił w Unii Europejskiej. Silni, czyli Niemcy i Francja, narzuciły go słabszym. Za zahamowanie emisji dwutlenku węgla ma zapłacić Europa Środkowa, w tym Polska.

Co prawda Parlament Europejski odrzucił 5 lipca rezolucję, która zwiększała poziom redukcji emisji dwutlenku węgla z 20 do 30 proc. do 2020 roku, ale to żadna pociecha.
– Pakiet klimatyczny ewidentnie dyskryminuje takie kraje jak Polska. Ocieplenie klimatu jest funkcją skumulowanego zanieczyszczenia. Anglia, Niemcy i Francja najpierw emitowały przez lata ogromnie dużo Co2 do atmosfery. Teraz emitują mało, bo przestawiły się już na nowe technologie. Polska jest w fazie, gdy emituje dużo i to my mamy płacić za ten wątpliwy interes. To kwestia poważnego osłabienia konkurencyjności polskiej gospodarki – alarmował prof. ekonomii Ryszard Bugaj podczas konferencji „Polityka przemysłowa w kontekście rynku pracy” zorganizowanej 29 czerwca w Kielcach przez Region Świętokrzyski „S”.
Profesor Bugaj uważa, że sprawa pakietu jest mocno zideologizowana. Nie zgadza się z tym Stephane Portet, dyrektor firmy S.Partner.
– Jeśli 99,9 proc. naukowców na świecie mówi, że mamy problem z ociepleniem klimatu i nawet taka gwiazda sceptycznych naukowców jak Bjørn Lomborg zrewidował swoje poglądy, to nie możemy tego ignorować. Musimy być odpowiedzialni za nasze dzieci i wnuki. Problem w tym, że rząd nie ma planu B, by ochronić polskie miejsca pracy na wypadek wprowadzenia pakietu klimatycznego. Polska zawetowała na ostatnim szczycie europejskim jego zapisy, ale pozostała osamotniona, co należy uznać za porażkę dyplomatyczną. Weto prawie nic nie zmieni, a przede wszystkim nie stanowi żadnej odpowiedzi na ryzyko utraty miejsc pracy w Polsce.
– Jak się głosuje samemu, jest to porażką i przyjdzie nam pewnie za to zapłacić. Prezydent Kaczyński mówił mi: „Słuchaj, oni są tacy, że dziurki nie zrobią, a krew wypiją”. Ale trzeba zauważyć, że Unia na haku powiesiła zasadę solidarności i nierównomiernie rozkłada ciężary. Dlaczego za zahamowanie emisji Co2 ma zapłacić Europy środkowa? – ripostował Bugaj.
Przywołany przez Stephana Portet Bjørn Lomborg to postać kontrowersyjna. Ten duński naukowiec jest zdeklarowanym gejem i aktywistą kampanii na rzecz praw homoseksualistów. Do niedawna kontestował zapisy protokołu z Kioto związane z wymogiem obniżenia emisji Co2. Niedawno Lomborg zrewidował swoje poglądy i uznał, że globalne ocieplenie to istotny problem. Tyle że nie przedstawił przekonujących argumentów.

Zła recepta Balcerowicza

Problemy polskich przedsiębiorstw przemysłowych nie ograniczają się do zagrożeń związanych z pakietem klimatycznym. Wynikają także z fatalnej polityki okresu transformacji.
– Po ’89 roku więcej było ideologii niż racjonalnej oceny sytuacji i rachunku ekonomicznego. Chodziło o stworzenie nowej klasy właścicieli, którzy byliby zalążkiem nowego systemu. Dlatego prywatyzacja miała często podłoże bardziej ideologiczne niż ekonomiczne – sygnalizował dr Marek Leszczyński z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach.
Zgodził się z nim prof. Bugaj oceniając, że w polityce przemysłowej dominowało podejście neoliberalne. Gloryfikowano niczym nieskrępowany wolny rynek, który miał sprawić, że gospodarka będzie się rozwijać optymalnie.
– Minister przemysłu Tadeusz Syryjczyk mówił wtedy, że najlepszą polityką przemysłową jest brak polityki przemysłowej. Taka argumentacja dominowała. Odwoływano się do doświadczeń komunizmu – pokazywano jak interwencja w gospodarkę skutkowała w tamtym okresie i mówiono: oddalmy się od tego modelu tak daleko, jak to tylko możliwe. Największe oskarżenie Leszka Balcerowicza dotyczy tego, że dla polskich przedsiębiorstw nie widział innej drogi jak prywatyzacja. Pamiętam argumenty naszego obecnego komisarza w UE Janusza Lewandowskiego, że firma jest tyle warta, ile chce zapłacić kupujący. Do pewnego stopnia to prawda, ale z jednym niesłychanie ważnym zastrzeżeniem: gdy się w krótkim czasie chce dużo sprzedać, trzeba sprzedać tanio – krytykował neoliberale podejście rządzących wtedy polityków prof. Bugaj.
Realizowana przez Balcerowicza polityka przemysłowa nie zmierzała do usuwania przyczyn, z powodu których przedsiębiorstwa kulały po zmianie systemu, a prowadziła do ich likwidacji. W PRL rozbudowano system dotacji. Gdy zakręcono kurek z pieniędzmi nastąpił dramatyczny spadek rentowności przedsiębiorstw, a nie wprowadzono żadnego programu, który by to niwelował.
– Ustanowiono cały szereg bodźców, które sprawiały, że w interesie nie tylko zarządzających, ale i załóg była likwidacja zakładów. Np. podatkiem popiwkowym objęto tylko przedsiębiorstwa państwowe, a nie prywatne. Kto się z popiwku wyrwał, mógł liczyć na wzrost wynagrodzeń. Małe i średnie przedsiębiorstwa były kupowane przez menedżerów tkwiących w lokalnych układach. I owi menedżerowie mieli interes, by kupować firmy w cenie złomu a nie by je ocalić, poddając skutecznej restrukturyzacji – wskazywał Ryszard Bugaj. W tym kontekście Waldemar Bartosz, szef ZR Świętokrzyskiego, przypomniał słowa kardynała Reinharda Marxa o „szarańczy kapitalistycznej, która chce się tylko nażreć i zostawia po sobie gołą ziemię”.
Także dr Leszczyński uważa, że jednym z głównych winnych obecnego położenia zakładów przemysłowych jest Leszek Balcerowicz.
– Nie można tworzyć nowych produktów bez własnych nowatorskich badań naukowych. A to Leszek Balcerowicz na początku transformacji postawił ryzykowną tezę, że w Polsce nie warto rozwijać własnych technologii, bo można je kupić. Prywatyzacja miała przynieść nam zastrzyk nowych technologii i poprawić konkurencyjność gospodarki. Okazało się to teorią fałszywą. Polska stała się jedną wielką montownią. Nasz przemysł oparty jest na wtórnych technologiach i zakładach montażowyche.

Bujdy ministra Boniego


Stephane Portet ostro skrytykował założenia rządowego raportu „Polska 2030” przygotowanego przez zespół ekspertów pod kierunkiem ministra Michała Boniego.
– Autorzy raportu twierdzą, że Polska ma opierać się na nowoczesnych technologiach i usługach, że zaraz staniemy się drugą Finlandią. To jest bajka. Gospodarka oparta na usługach to mit. Chyba że chcecie, by Polska stała się miejscem, gdzie na emeryturę wybierać się będą Francuzi, Niemcy, Norwegowie i chcecie sprzątać ich mieszkania, zmieniać im pieluchy, pomagać im spacerować po lesie – prowokował Portet. – To droga w kierunku gospodarki opartej na pracy ludzi o bardzo niskich kwalifikacjach. Jeśli chcecie rozwijać infrastrukturę, usługi i nowoczesne technologie potrzebujecie tradycyjnego przemysłu.
Przemysł jest głównym klientem pozostałych sektorów gospodarki. W 2007 roku z każdej złotówki wydanej w sektorze przemysłowym 50 groszy trafiało do sektora usług. Dziś jest to już 70 groszy, czyli z każdego miliarda wydanego na przemysł, 700 mln zł trafia do sektora usług. Warto pamiętać, że przemysł przysparza budżetom państw dużo więcej niż sektor usług, m.in. w formie dywidend. W krajach zachodniej Europy gwarantuje też dobre miejsca pracy – pracujący w przemyśle częściej otrzymują umowy na czas nieokreślony i wyższe płace niż w innych sektorach. W Polsce jest odwrotnie i to paradoks.

Ile kapitału zagranicznego


W głównym nurcie zdominowanej przez neoliberałów debaty w Polsce stawia się zarzut: inwestycje w przemysł są kosztowne, a pomoc publiczna to zło.
– Przemysł musi być związany z inwestycjami, ale to są inwestycje opłacalne. W czasie kryzysu francuski przemysł motoryzacyjny dostał z budżetu 6 mld euro – przypomniał Stephane Portet. – Nie możemy być naiwni i sądzić, że sektor prywatny uruchomi ogromnie kosztowne gałęzie przemysłu.
Tymczasem rząd Donalda Tuska panaceum widzi w masowej prywatyzacji. To zdaniem prof. Bugaja ogromny błąd. – Ze świata polityki płynie jeden komunikat – trzeba sprywatyzować, bo w przedsiębiorstwach są patologie. Takie doktrynalne podejście utrudnia prowadzenie dziś aktywnej polityki przemysłowej. Druga przeszkoda – przekształcenia własnościowe, które już się dokonały. Nawet na podstawie rocznika statystycznego GUS trudno odpowiedzieć na pytanie, jaka część polskich przedsiębiorstw jest kontrolowana przez kapitał zagraniczny. Musimy się liczyć z tym, że to, co jest optymalne dla międzynarodowego koncernu, może być sprzeczne z interesem krajowej firmy, która jest jego częścią – sygnalizował Ryszard Bugaj. – Trzecie uwarunkowanie niekorzystne: jednolity rynek europejski pozwala, by komisarz z Brukseli nakazywała nam sprzedać stocznie w cenie złomu. Trzeba było być wyjątkowo naiwnym, by wierzyć Donaldowi Tuskowi, że sprzedajemy po to, by kontynuować produkcję stoczniową. Każdy przy zdrowych zmysłach wie, że jeśli chce się coś kontynuować, nie należy tego najpierw likwidować.

Pakiet i co dalej


Stephane Portet podkreśla, że nie ma w Polsce przyszłości bez węgla, a ci, którzy twierdzą inaczej, są demagogami. Dlatego jego zdaniem pakiet klimatyczny to zagrożenie, ale także szansa na przestawienie zakładów przemysłowych na nowoczesne technologie, w kierunku czystego węgla, ale nie tylko. – Warto pamiętać, że połowa z opłat za wyższe emisje gazów idzie na energie odnawialne, ale druga połowa zostaje w budżecie danego kraju. Ponadto firmy dostały darmowe prawa do emisji i dzisiaj dużo z nich ma ogromną ilość niewykorzystanych praw. Te pieniądze powinny być przeznaczone na utrzymanie zagrożonych miejsc pracy – inwestycje, przekwalifikowanie pracowników. Polska mówi pakietowi klimatycznemu „nie”, ale politycy nie zastanawiają się, jak wykorzystać te pieniądze. Zagrożone zakłady muszą myśleć o nowych technologiach produkcji.
Zdaniem Portet Polska musi zacząć od opracowania mapy zagrożonych zakładów, ich „życiorysów” i pomóc im w znalezieniu swojego miejsca w nowych warunkach. Jako przykład podaje jedną z firm koncernu Bosch z Venissieux we Francji. Zakładowi, produkującemu silniki diesla i zatrudniającemu 800 osób groziło zamknięcie w roku 2012. – Po analizie strategii Grupy Bosch włączyliśmy się do dyskusji na temat rozwoju produkcji paneli słonecznych. Na zlecenie rady pracowników, sprawdziliśmy kwalifikacje zatrudnionych, wyceniliśmy potrzebne inwestycje i okazało się, że można przestawić zakład na taką produkcję. Dzięki temu uratowano miejsca pracy. Są podobne przykłady w Polsce. Rynek produkcji farm wiatrowych to 500 mld euro, bo Europa zdecydowała się na budowę tych farm, które będą produkować 15 proc. energii w całej Europie. To dla Polski szansa na tysiące miejsc pracy.
Zdaniem Portet pakiet klimatyczny może także wywołać boom w budownictwie, bo trzeba będzie ocieplać budynki, idąc w kierunku większej oszczędności energetycznej. – Nietrudno zrozumieć, dlaczego producent cementu Lafarge oficjalnie „cieszy się z implementacji pakietu klimatycznego”. Trudno w to uwierzyć, słysząc przedstawicieli tego przemysłu w Polsce.
W wywołanie boomu w budownictwie na skutek wprowadzenia pakietu klimatycznego nie wierzy prof. Bugaj. – Przy takim założeniu trzeba by powiedzieć, że najszybciej będzie się rozwijała Ukraina, bo tam jest więcej budynków do ocieplenia. A doprowadzając ten argument do absurdu, można uznać, że najkorzystniej zbombardować domy, to będzie jeszcze więcej roboty – ocenił. – Jestem przekonany, że pakiet odzwierciedla układ sił w UE. Ci, którzy są silni, narzucili jego rozwiązania. Nie można przyjąć założenia, że przestawienie się przedsiębiorstw na produkcję niskoemisyjną nastąpi z dnia na dzień. Póki co konkurencyjność polskiej gospodarki siądzie.
 

Krzysztof Świątek

Lubisz to? facebook.com/TygodnikSolidarnosc

niezależny magazyn społeczno-polityczny.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka