Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność
4005
BLOG

Wizjoner naszych czasów

Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność Polityka Obserwuj notkę 0

Dla tych, którzy po wyborach parlamentarnych popadli w przygnębienie, defetyzm czy apatię, pociechę mogą stanowić słowa znanego jasnowidza ojca Czesława Andrzeja Klimuszki, który około roku 1980 przepowiadał Polsce pięćdziesiąt bezpiecznych lat. Obdarzony zmysłem profetycznym duchowny przewidział m.in. powstanie Solidarności i wybór Jana Pawła II.

Proroczą wizję ojca Klimuszki mogą odczytać jako przestrogę ci, którzy rozgoryczeni wynikiem wyborów albo kiepskimi perspektywami zawodowymi poważnie rozważają emigrację. „Jeśli chodzi o nasz naród, to gdybym miał żyć jeszcze lat 50 i miał do wyboru stały pobyt dla siebie w dowolnym kraju na świecie, wybrałbym bez wahania jedynie Polskę, pomimo jej nieszczęśliwego położenia geograficznego. Nad Polską bowiem nie widzę ciężkich chmur, lecz promienne blaski przyszłości” – takie półwiecze zarysował przed naszym krajem w końcu lat 70.

Pięćdziesiąt pomyślnych lat


Warto zaznaczyć, że ojciec Klimuszko wzdragał się przed przewidywaniem losów Polski czy świata, bo sam wyznaczył sobie kanon postępowania: „Jasnowidzenie jest darem wyjątkowym, można go zatem użyć w sprawach wyjątkowych i tylko dla dobra drugiego człowieka”. Dopiero pod koniec życia, usilnie nagabywany, roztoczył wizję przyszłości Polski. O spotkaniu z duchownym w końcu lat 70. wspomina w swojej książce „Wschody i zachody księżyca” pisarz Tadeusz Konwicki. Zaznacza, że ojciec Klimuszko bronił się, zasłaniał obawą przed świętokradztwem, ale w końcu konspiracyjnym tonem zdradził: „Chłopy, będzie dobrze. Przed Polską 50 takich lat! Tu uniósł prawy łokieć do góry znacząco. Nadchodzi czas Polski i upadku jej wrogów. Przed Polską widzę jasność i wstępowanie do góry. Będzie bardzo dobrze, tylko cicho sza” – te słowa przytacza w książce Konwicki.
Sporo z wizji ojca Andrzeja już się dokonało. Jego entuzjastyczne słowa wypowiedziane w końcu lat 70. z pewnością odnosiły się do wyboru Jana Pawła II na Stolicę Piotrową, znaczącego w dziejach Kościoła i świata pontyfikatu, narodzin Solidarności i wywalczenia przez nią niepodległości Polski. Obdarzony darem jasnowidzenia zakonnik przewidział zresztą, co będzie się działo także po pierwszym konklawe z 1978 roku. Jednym ze świadków jego proroczych słów był współbrat z zakonu franciszkanów ojciec Lucjusz. Znamienne zdarzenie opisuje Krzysztof Kamiński, autor pasjonującej biografii „Ojciec Klimuszko. Życie i legenda”. Ojciec Lucjusz tak zapamiętał moment wyboru w 1978 roku Jana Pawła I. „Już papież wybrany, siedzimy w refektarzu w wesołych nastrojach, tylko Klimuszko smutny. – Po co go wybrali, on będzie krótko żył i nic nie zrobi.
– Ee – mówimy – co gadasz, chłop jak dąb.
Na to on swoje: – No, ja tak widzę”.
Jak wiadomo pontyfikat Albino Lucianiego trwał zaledwie 33 dni. Gdy do ojca Andrzeja dotarła wiadomość o nagłej śmierci papieża, złapał się za głowę i wykrzyknął: „Boję się Klimuszki”. Współbracia zapytali wtedy, kto teraz zasiądzie na Stolicy św. Piotra. Franciszkanin zawyrokował: „Jeśli Włoch nie wyjdzie, to wyjdzie Wojtyła”. Współbracia potraktowali te słowa jako żart. Czy doszło do osobistego spotkania wizjonera i Karola Wojtyły przed rokiem ’78? Kardynał Dziwisz tego nie wyklucza, ale zaznacza, że nie ma na to dowodu.
Wizjoner, który zmarł 25 sierpnia 1980 roku, a więc na kilka dni przed wybuchem Solidarności, pytany niedługo przed śmiercią o Wolne Związki Zawodowe stwierdził: „związek powstanie i to dwukrotnie”. Słowa te okazały się zapowiedzią wydarzeń z lat 1980 i 1989. Zapewne najpiękniejsze 30 lat z wizji ojca Klimuszki już za nami. Ale przed Polską, wedle jego zapowiedzi, wciąż jeszcze dwie pomyślne dekady.

Czytał losy człowieka ze zdjęcia

O nadzwyczajnych zdolnościach o. Andrzej przekonał się w okresie okupacji. Po kapitulacji Warszawy postanowił schronić się u franciszkanów w Kaliszu. Zaplanował podróż przez Łódź i pod bramą klasztoru bonifratrów, u których miał zatrzymać się na nocleg, zobaczył niemieckich żandarmów bijących wystraszonych Polaków. „Z całym napięciem swych sił wewnętrznych usiłowałem pijanego żandarma obezwładnić. W momencie, kiedy już zbliżał się do mnie, nagle się zachwiał, zatoczył sobą koło i przypadł do ściany, gdzie zaczął wymiotować” – relacjonował w swojej książce „Moje jasnowidzenie świata”.
Wiosną ’40 roku zamieszkał w Wierzbicy, we wsi położonej między Radomiem a Starachowicami. Tutaj został w maju brutalnie skatowany przez oddział esesmanów. Oceniał, że ten silny wstrząs wywołał w nim nieznane energie psychiczne, obudził nadświadomość. „Zacząłem dostrzegać w pewnych momentach za niektórymi ludźmi ciągnący się jakby film ze scenami ich życia” – zapisał ojciec Klimuszko. Wkrótce przekonał się, że przyszłe koleje losu człowieka może wyczytać także z jego fotografii. O franciszkaninie zrobiło się głośno po wojnie, kiedy patrząc na zdjęcia zaginionych wskazywał rodzinom miejsce pobytu ich bliskich. Często informował o tym, w jakich okolicznościach zginął poszukiwany i precyzyjnie wskazywał gdzie można odnaleźć jego ciało. Do klasztoru w Prabutach, a potem Nieszawie, zaczęły ściągać setki osób. Nieoficjalnie przyjeżdżali także oficerowie śledczy proszący o pomoc w rozwikłaniu skomplikowanych spraw. Kiedy ojciec Klimuszko przebywał w klasztorze w Nieszawie zjawili się u niego funkcjonariusze prowadzący dochodzenie w związku ze zniknięciem w styczniu ’57 roku Bogdana Piaseckiego – syna prezesa Stowarzyszenia PAX Bolesława Piaseckiego. Kiedy chłopak wracał z kolegami z Liceum im. św. Augustyna w Warszawie podjechał do nich samochód. Siedzący w aucie mężczyzna powiedział, że ojciec wysłał go po Bogdana, bo ma pilną sprawę. Potem słuch po chłopaku zaginął. Łudzono się jednak, że żyje. Kiedy śledczy okazali ojcu Klimuszce fotografię Bogdana, ten od razu zawyrokował: „Od siedmiu dni już nie żyje. Ma strzaskaną lewą skroń jakimś tępym żelazem. Leży chyba w łazience, bo nie widzę tam podłogi, tylko beton”. W tym wypadku miał jednak trudność z dokładnym określeniem miejsca, gdzie ukryto ciało. Tłumaczył, że fale jego biopola zaplątały się w ogromnej sieci fal myślowych tysięcy ludzi, którzy szukali Bogdana zwabieni wysoką nagrodą. Dlatego zasugerował, że rozmowa z ojcem chłopaka dałaby dodatkowy impuls. Oficerowie uznali jednak, że ściąganie prezesa PAX-u mogłoby nadać sprawie zbyt duży rozgłos. Po dwóch latach konserwatorzy sprawdzający instalację znaleźli zwłoki Bogdana Piaseckiego zamurowane w piwnicy łazienki pod delikatesami przy ul. Świerczewskiego (dziś al. Solidarności).

Atak Urbana


Zakonnikiem zainteresowała się także bezpieka. Planowała go zatrzymać, ale o. Klimuszko w kobiecym przebraniu ukrył się w domu sióstr zakonnych. Później przebywał w klasztorach w Lubomierzu k. Rabki, Wyszogrodzie i Elblągu. Prośby o rozszyfrowanie losów bliskich zaczęły przychodzić już falami – rocznie wizjoner otrzymywał kilkanaście tysięcy listów. Zaangażował do pomocy sekretarza, ale i tak nie był w stanie na wszystkie odpowiadać.
W latach 70. fragmenty książki o. Klimuszki „Moje jasnowidzenie świata” zaczęła w odcinkach drukować „Literatura”. Po publikacji, franciszkanina brutalnie zaatakował Krzysztof Teodor Toeplitz, pisząc o „panu Klimuszce i zalewającej świat fali ciemnoty”. Jerzy Urban na łamach „Polityki” w 1975 roku porównywał ojca Klimuszkę do Grigorija Rasputina, mnicha i uzdrowiciela, który zyskał olbrzymie wpływy w rodzinie carskiej, aż został zgładzony przez księcia Feliksa Jesipowa w 1916 roku. W tym kontekście Urban pisał: „Walorem Rasputina było, że znalazł się na niego Jesipow”. W „Perswazjach” zareagował dziennikarz podpisujący się pseudonimem Hamilton: „Nie każdy wie, jaką rolę w życiu Rasputina odegrał Jusipow. A odegrał taką, że mu to życie odebrał. Co to jest – jeszcze dyskusja, czy podżeganie do mordu?” – zapytał Urbana.

Włochy pod wodą


Jasnowidz przepowiedział przyszłe losy nie tylko Polski, ale i Europy. Wedle tej wizji powodów do radości z pewnością nie mają Włosi. Choć jeszcze raz trzeba zaznaczyć, że ojciec Klimuszko nie lubił pytań o przyszłość i bronił się przed odpowiedziami. „Lepiej swojej przyszłości nie znać” – mawiał. Jednak nagabywany zdradził: „Wydaje mi się, że jakaś wielka tragedia spotka Włochy. Część buta włoskiego znajdzie się pod wodą. Wulkan albo trzęsienie ziemi? Widziałem sceny jak po wielkim kataklizmie. To było straszne!”. Rozmowę w końcu lat 70. z ojcem Klimuszką na temat kataklizmu w Europie zapamiętał pisarz Wojciech Żukrowski, który w „Wiadomościach Kulturalnych” przywoływał słowa jasnowidza: „Nowy Potop! Zadławi się w Gibraltarze! Wychlupnie do środka Hiszpanii, wleje się na Saharę, zatopi włoski but aż po rzekę Pad. Zniknie pod wodą Rzym ze wszystkimi muzeami, z całą cudowną architekturą”. Pisarz słuchał tego osłupiały. Zapytał, czy w tej wizji jest obecny papież Jan Paweł II. Franciszkanin odparł: „Nie widziałem go. Może już nie żył”. Roztaczając apokaliptyczną wizję, mówił także o Francji. „Widziałem z bliska ścianę wody idącą na Paryż, była wyższa od wieży Eiffla... Spływając w głąb lądu porywała ludzi (...). Wody sunęły straszną potęgą, czułem w nich moc żywiołu, który wszystko zmiecie”. W odpowiedzi na pytanie, kiedy to nastąpi ojciec Klimuszko jednak zastrzegł, że każąca ręka Opatrzności może zostać powstrzymana: „Pan Bóg jest poza czasem. On nie używa naszego kalendarza. A ludzie się modlą, proszą co dnia o miłosierdzie, wstrzymują karzącą dłoń”.

Dopóki masz chleb – nie narzekaj

Ojciec Klimuszko jest także do dziś uważany za świetnego znawcę ziół leczniczych i eksperta w zakresie zdrowego odżywiania. Cenił m.in. właściwości zbóż z pełnego przemiału, kasz, surówek warzywnych i owoców. Wśród tych ostatnich szczególnie granatów, borówek, czarnej porzeczki i jabłek. Wskazywał, że skuteczne zioła nie mogą pochodzić z produkcji przemysłowej, lecz muszą rosnąć w naturalnych, trudnych warunkach. Tylko wtedy roślina, by przetrwać, gromadzi w sobie potencjał biologiczny. Ojciec Klimuszko uważał, że podobnie jest z człowiekiem – im ma trudniejsze warunki, więcej stresów, cierpień, trudności w życiu, tym nabiera większych sił. Ratował odpowiednimi ziołami tych, na których lekarze postawili już krzyżyk. Zdarzało się, że nieznajomej osobie spotkanej na ulicy radził, by wzięła się za swoje zdrowie, bo ma problemy z sercem, wątrobą lub innym narządem. Niektórzy dopiero po latach w dziwnym ulicznym doradcy odkrywali ojca Andrzeja. Także po śmierci cudotwórcy wiele osób modliło się do niego i jest przekonanych, że za jego wstawiennictwem otrzymało łaskę uzdrowienia. Ich świadectwa przytacza we wspomnianej książce biograficznej Krzysztof Kamiński. Na świecie jest np. wiele „dzieci Klimuszki”, wyproszonych u Boga przez franciszkanina.
Życie zakonnika nie było usłane różami. Wyszydzany, testowany publicznie, nazywany szarlatanem. Przyznawał w listach, że odczuwał samotność. „Każdy u mnie szuka oparcia i pociechy, ale u kogo ja mam szukać? Świat mnie uważa za nadczłowieka, a ja jestem pełen udręki i cierpienia, i apatii” – przyznawał. Ale mimo to zachęcał, by nie zrażać się przeciwnościami losu. Sam był optymistą. Helena Kulkowska, która w latach 60. pracowała jako kucharka w elbląskim klasztorze, zapamiętała jak powtarzał: „Dopóki masz chleb, cebulę i sól, nie ma co narzekać”.

***
Przy pisaniu artykułu korzystałem z książki Krzysztofa Kamińskiego „Ojciec Klimuszko. Życie i legenda”. Wyd. Agencja Dziennikarska Reporter

Krzysztof Świątek

niezależny magazyn społeczno-polityczny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka