Niedawno zapytałem goszczącego w naszej uczelni notabla, czy nadchodzi koniec NATO. Naturalnie mój rozmówca, gen. Gary Speer, do niedawna zastępca dowódcy wojsk USA w Europie, nie podejmuje decyzji politycznych. Ale jest osobą kompetentną, aby o takich sprawach się wypowiadać.
W armii służył ponad 30 lat. Walczył w każdej wojnie toczonej przez USA w tym czasie. Dowodził wszelkiego rodzaju jednostkami, od plutonu w górę. Jak żartował, przeżył nawet ekspedycję (tour od duty) do departamentu stanu. Był tam oficerem łącznikowym. Zna nie tylko wojsko od podszewki, ale również politykę międzynarodową i dyplomację.
Gen. Speer przyznał, że nastały ciężkie czasy dla NATO, odzywają się nawet głosy, aby go rozwiązać. Uważa, że to zły pomysł. Jego zdaniem NATO to najwspanialszy sojusz, jaki kiedykolwiek powstał. „Dzięki niemu mieliśmy dekady stabilności – mówi. – To NATO przyczyniło się do wzrostu demokracji, gospodarki oraz możliwości obronno-militarnych. Dzięki Paktowi miliony Amerykanów poznały miliony Europejczyków”. Generał podkreśla, że ta transkulturowa integracja jest nie do przecenienia. Uzmysławia nie tylko amerykańskim żołnierzom stacjonującym w bazach wojskowych, ale również ich rodzinom i przyjaciołom, czyli osobom, które od kilkudziesięciu lat żyją i podróżują okresowo do Europy, dlaczego Stary Kontynent jest wart zachodu, dlaczego warto go bronić i wydawać na jego bezpieczeństwo pieniądze amerykańskiego podatnika. „To doprowadziło do lepszego porozumienia między narodami. Obawiam się, że w przyszłości stracimy to” – powiedział mój rozmówca.
Naturalnie istnieją problemy, szczególnie od końca zimnej wojny. Nastąpiło wtedy przekształcenie sił NATO w połączone siły narodowe państw członkowskich. A co dalej? Dalej miało być to samo: stabilizacja, demokracja, prosperity i wspólna obrona tych wartości.
Wnet po upadku muru berlińskiego NATO zaczęło się powoli rozszerzać. Na początku było Partnerstwo dla Pokoju (Partnership for Peace). Chodziło o to, aby nauczyć się, jak zmienić zniewolone wojsko w stylu sowieckim na wolną armię popierającą demokrację.
– Aby się wzajemnie poznać i przyzwyczaić, podkreślano kompatybilność i promowano stosunki międzyludzkie. Na przykład, do Polski posłano Gwardię Narodową ze stanu Illinois, bo w jej szeregach było wielu Amerykanów polskiego pochodzenia. Zresztą włączenie Polski do NATO było tu kluczowe, bo Polska z nowych demokracji jest największa i najważniejsza – podkreślał generał. I kontynuował: – W międzyczasie NATO prowadziło stałe operacje, między innymi interweniowało na Bałkanach, jak również rutynowe działania, na przykład przeciwko szmuglowi ludzkim towarem przez Morze Śródziemne. Po atakach terrorystycznych na USA 11 września, NATO automatycznie odwołało się do artykułu 5. Atak na jednego członka, to atak na wszystkich. Stosując paradygmat z Partnerstwa dla Pokoju, zintegrowano w ramach koalicji również i wojska spoza NATO, które uczestniczyły w wojnie przeciw terrorowi. Bez NATO nie byłoby koalicji w Iraku i Afganistanie. Każdy wysłany tam żołnierz koalicji oznacza, że Ameryka mogła przysłać jednego wojaka mniej. Zresztą dotyczy to wszystkich innych operacji, gdzie zadania bojowe na swoje barki przejęli sojusznicy: w Darfurze, Sierra Leone, Libanie czy Kongu. Europejczycy, zgodnie ze swoimi zobowiązaniami sojuszniczymi, do Iraku i Afganistanu przysłali największą liczbę wojska ze wszystkich koalicjantów USA. Europejscy alianci byli niezastąpieni, jeżli chodzi o logistykę. Niemcy, Włochy i Turcja były tu kluczowe. Szczególnie Niemcy odgrywają bardzo ważną rolę. Tutaj wciąż pozostaje gros wojskowej infrastruktury amerykańskiej: bazy, szpitale, logistyka, kwatermistrzostwo. To właśnie z Niemiec, a nie z USA wychodzą amerykańskie oddziały i zaopatrzenie na wojny w Iraku i Afganistanie.
Według generała nad NATO zbierają się też ciemne chmury. Brak politycznej woli, aby kontynuować sojusz, odzwierciedla się w spadku udziału Amerykanów w jego strukturach w Europie. Obecnie przy NATO zostało zaledwie dwóch generałów armii USA, kiedyś było ich ponad trzydziestu. Na krytykę, że sojusz Amerykę za dużo kosztuje gen. Speer odparowuje, że NATO jest korzystne dla amerykańskiej gospodarki. Przecież sojusznicy stale zamawiają wojskowy sprzęt amerykański. Kontrakty europejskie napędzają przemysł zbrojeniowy w USA.
Inne problemy zarysowują się po stronie sojuszników. Na przykład Niemcy zignorowały artykuł 5 i odmówiły udziału w wojnie w Iraku. Inne kraje posłały swoje wojska tam i do Afganistanu, ale operują wedle bardzo ścisłych ograniczeń. Na przykład Rumuni w Iraku nie chodzili na patrole. Niemcy w Afganistanie nie mogą patrolować w nocy ani pieszo. Włosi udają, że patrolują, a w rzeczywistości unikają walki. Po części jest to wina amerykańskich regulacji wojskowych. W pewnym momencie wydano rozkaz zakazujący opuszczania baz bez opancerzonych samochodów terenowych. A sojusznicy takich nie mieli. Większość aliantów z tego skwapliwie skorzystała. Ale nie polsko-ukraiński batalion w Iraku. Polacy w Afganistanie patrolują naprawdę.
Obecnie mamy 28 krajów członkowskich NATO, a w tym ostatnio Albanię. – Martwimy się, że inne kraje nie spełniają standardów sojuszu. Tylko pięć państw członkowskich wydaje 2 proc. swojego dochodu narodowego na obronność. Do niedawna Bułgaria udawała, że jest szóstym. Statystyki są często wydumane. Tak naprawdę więc USA płaci członkowskie zobowiązania 23 państw NATO – mówił Speer.
Czy to koniec NATO?
– To zależy tylko od nas. Wciąż jest to przecież bardzo wartościowy sojusz – twierdzi generał. Jego zadaniem NATO potrzebuje amerykańskiego kierownictwa, bo inaczej przestanie istnieć. Miejmy nadzieję, że amerykańscy politycy się z tym zgodzą.
Marek Jan Chodakiewicz
Lubię to! facebook.com/TygodnikSolidarnosc
Inne tematy w dziale Polityka