Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność
311
BLOG

Kony czyli wyprawa do Ugandy

Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność Polityka Obserwuj notkę 1

Właśnie kilka dni temu Biały Dom oznajmił, że wysyła 100 żołnierzy amerykańskich do Ugandy, aby ująć bądź zabić Josepha Kony’ego. Spróbujmy sobie wyobrazić człowieka bez sumienia w dżungli. Drapieżnik zbiera wojsko, zwane Armią Oporu Boga (Lord’s Resistance Army – LRA), porywa dzieci, morduje, pali wioski, sieje strach. Kanibalizm i gwałty stają się normą. A w międzyczasie ogłasza się Mesjaszem, nowym wcieleniem Jezusa. Temu wszystkiemu towarzyszy czarna magia oraz aura nietykalności i stałego triumfu. Od ponad 20 lat wszelkie próby – dyplomatyczne, polityczne i militarne – usunięcia go ze sceny spełzły na niczym. I to wszystko dzieje się jeszcze w XXI w.
Jego życie i kariera są niepojęte dla przeciętnego człowieka, a horror jego działalności mógłby może opisać w drugiej części „Jądra ciemności” Joseph Conrad.

W skrócie można powiedzieć, że wszystko zaczęło się od upadku innego potwora, Idi Amina w Ugandzie i tzw. wojen w buszu (1981–86). Milton Obote ze swoją Ugandyjską Armią Narodową przegrał bój i stracił prezydenturę na rzecz Joueri Museveni i jego Armii Oporu Narodowego. Naturalnie chodziło o walkę plemion. A główne ludy w Ugandzie to Bantu na rolniczym południu i Acholi na koczowniczo-rolniczej północy (których tereny zachodzą głęboko w Sudan). Południe jest lepiej rozwinięte, tam powstały też zalążki państwowości, przedkolonialnej monarchii. Z tego powodu Brytyjczycy faworyzowali południe oraz lokalnego kabakę (króla). Po niepodległości południowcy zdominowali struktury państwowe. Plemiona północne czują się wielce upośledzone, buntują się, a szczególnie Acholi.
Kony jest Acholi. Urodził się w 1961 r. w wiosce Odek. Jako dziecko był jednocześnie ministrantem w miejscowym kościółku oraz uczniem szamana. Na scenie polityczno-wojskowej swego państwa pojawił się po „wojnach w buszu”. W swoistej edukacji stworzonej przez niego partyzantki zawierały się elementy mistyczne, mieszające pogaństwo i chrześcijaństwo. Sam Kony twierdzi, że jest łącznikiem między Niebem a Ziemią, stale komunikuje się z Duchem Świętym. Uzurpuje sobie przy tym tradycyjną rolę „starszego” – wielce szanowaną w kulturze Acholi.

Jego matecznik to Góry Aueri, gdzie płynie święte źródło. Jest ono kluczowe dla magii Kony’ego. Namaszcza jego wodą pomieszaną z ziołami, wyśpiewując zaklęcia. Nie tylko leczy tym sposobem AIDS, gruźlicę, syfilis, impotencję i bezpłodność, ale również powoduje, że jego żołnierzy nie imają się kule. Tu modlą się przed bitwą.
Kony obiecuje po zwycięstwie ustanowienie rządów teokratycznych opartych na swojej magii, która ma gwarantować dominację Acholi w Ugandzie. Nota bene, nie jest to odosobniony przypadek w Afryce – na przykład buntownicy Mau-Mau w Kenii (wywodzący się z plemienia Kikuy) uprawiali podobną czarną magię i stworzyli podobne teokratyczne struktury polityczno-militarne.
Władzę ma wywalczyć Armia Oporu Boga (LRA), która powstała z Armii Świętego Zbawienia oraz Ruchu Ducha Świętego (HSM), którego szefową była Alice Lakwena. Kony był początkowo jednym z jej oficerów. Lakwena również używała magii jako narzędzia mobilizującego przeciw władzom centralnym Museveniego. Jednak gdy jej zwolennicy przegrali wielką bitwę pod Dżindża, uciekła do Kenii. Na polu bitwy został Kony i wcielił HSM do LRA.

Stale potrzebował rekruta. W związku z tym wymyślił oryginalną metodę rekrutacji. Porywa dzieci, to jest osoby do dwunastego roku życia, a następnie zmusza do mordowania swoich rodziców. Szacuje się, że przez dwadzieścia lat LRA porwała do 40 000 dzieci – np. między grudniem 2009 a październikiem 2011 r. porwano 1787 osób, zabito 953 cywilów, z czego na 10 miesięcy tego roku przypada „zaledwie” 509 porwań i 137 mordów. Podkreślmy, że są to tylko wypadki zarejestrowane i bezsprzecznie dowiedzione.
Dzieci służą Kony’emu jako żołnierzyki, tragarze oraz seksualni niewolnicy. Z dzieci naturalnie dowolnie korzystają wszyscy żołnierze LRA, a bardziej atrakcyjne dziewczynki mają szansę stać się „żonami” Kony’ego bądź jego generałów. Dzieci, które się sprzeciwiają bądź uciekają, są zabijane. Te, które są za słabe do noszenia broni czy pakunków, porzuca się w dżungli, co jest właściwie wyrokiem śmierci. Tresuje się je, zmuszając do wzajemnych bójek. Zwycięzca w nagrodę może żyć. Pokonanego się dobija. Do tego dochodzą stałe sesje indoktrynacyjne, a więc magia.

Podkreślmy, że prawie 80 proc. stanu osobowego LRA to dzieci. Według niektórych szacunków przeciętnie służą około 3 lata, ginąc najczęściej w walce. Stąd Kony’emu wciąż potrzebni są nowi rekruci. Działalność LRA spowodowała falę uciekinierów – ponad 2 miliony osób, z czego połowa to Acholi, znalazło się w obozach dla uchodźców. Wracający na ojcowiznę ludzie często znajdują obcych z innych plemion i regionów, którzy przejęli ich gospodarstwa i pola. System rekrutacyjny LRA wymusza również okresową migrację dzieci do miast. Na przykład co noc z okolicznych wiosek do miasta Gulu przybywa do 40 000 dzieci, które boją się spać w domu, wolą na ulicach. Za dnia wracają do siebie.
Do tej pory jednak wielokrotne kontrataki wojsk rządowych wprawdzie osłabiły LRA, ale nie zdołały wyeliminować Kony’ego. Udało mu się wymknąć z wielkiej obławy wojsk ugandyjskich w 2002 r. i w 2008 r., jak również wspólnej kongijsko-ugandyjskiej operacji w 2007 r. Kony gwiżdże sobie na pościgi jak i na listy gończe Międzynarodowego Trybunału Karnego. Stale przemieszcza się z dość małym oddziałem, liżąc rany i oczekując na swój dzień. Przecież w podobnych warunkach przetrwał w dżungli prawie 30 lat późniejszy prezydent Kongo Joseph Kabila.

Od 2009 r. USA otwarcie pomagają w ujęciu Kony’ego (trening, broń i technologia), choć dopiero w tej chwili Amerykanie zaangażowali się bezpośrednio. Miejmy nadzieję, że siłom specjalnym się uda. To byłby horror, gdyby USA zaangażowały się w tę operację armią regularną. Lepiej zostawić sprawy miejscowym, a najlepiej wynająć najemników, których nie obowiązują skomplikowane regulaminy humanitarne amerykańskich sił zbrojnych. Dopiero wtedy na Kony’ego przyjdzie kryska.


Marek Jan Chodakiewicz
 

Lubię to! facebook.com/TygodnikSolidarnosc

niezależny magazyn społeczno-polityczny.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Polityka