Poprzedzająca expose prezentacja nowych ministrów podczas konferencji prasowej miała charakter występu kabaretowego premiera. I można by się pośmiać, gdyby nie to, że Polsce grozi recesja, sytuacja finansów publicznych pozostaje dramatycznie zła, minister Rostowski już tnie wydatki socjalne, a ceny po podwyżce podatku akcyzowego na paliwa z pewnością zaczną galop. Dobre samopoczucie Donalda Tuska staje się coraz bardziej zastanawiające, a nazwiska nowych ministrów budzą jedynie uśmiech politowania.
Pozytywna szajba Gowina
Prezentując skład nowego rządu Donald Tusk przez wszystkie przypadki odmieniał słowa „energia”, „wyzwanie”, „kompetencja”. Ale trudno uznać, że dobrze przygotowany do pełnienia funkcji jest np. nowy minister transportu Sławomir Nowak. Prezencja i zasługi wiernego druha Donalda Tuska to jednak za mało, by zmierzyć się z cywilizacyjnym wyzwaniem budowy autostrad i dróg ekspresowych na miarę dużego kraju UE.
„Dobre drogi z Poznania, Gdańska, Wrocławia, Białegostoku, Lublina do Warszawy to jest dzisiaj prawdziwy wymiar nowoczesnego patriotyzmu, kto tego nie rozumie niech się nie zabiera za rządzenie” - perorował szef rządu w 2007 roku. Tych dróg nadal nie ma, a o ich budowie premier w expose AD 2011 nawet nie wspomniał.
Nowak nie ma też żadnego doświadczenia w strategicznym zarządzaniu takimi przedsiębiorstwami jak PKP. Będzie skazany na słuchanie doradców i lobbystów prących w większości ku prywatyzacji kolei. Zdumiewa także nominacja Bartosza Arłukowicza na ministra zdrowia. Na pytanie: jak Arłukowicz ma kontynuować reformy zapoczątkowane przez minister Kopacz, które mocno w sejmie krytykował i przeciw którym głosował, Donald Tusk odpowiedział: - Panta rhei (wszystko płynie-dop. kś). Tak mi się przypomniało, bo 40 lat temu miałem zajęcia z filozofii.
Ten średni żart był jedynym komentarzem premiera do nominacji szefa nowego resortu zdrowia. Ani słowa o zadaniach, wizji, reformach. Cztery lata temu Donald Tusk mówił w expose: „Stan systemu ochrony zdrowia jest w znacznym stopniu miernikiem stopnia rozwoju cywilizacyjnego. Przejmując odpowiedzialność za Polskę podejmujemy się zapewnienia większego bezpieczeństwa zdrowotnego obywatelom”. Tymczasem kolejki do specjalistów jeszcze się wydłużyły, długi szpitali narosły, leki są bodaj najdroższe w Europie, a płace lekarzy i pielęgniarek nadal mizerne. Tym razem premier ani słowa nie poświęcił w expose służbie zdrowia. Może nie ma już o czym mówić, skoro szpitale zostaną wkrótce skomercjalizowane?
Argumentacja Donalda Tuska dotycząca zmiany w ministerstwie sprawiedliwości też wydaje się dyskusyjna. Z jednej strony premier zachwala Krzysztofa Kwiatkowskiego i podkreśla, że „zasłużył na najwyższe oceny”, z drugiej – powołuje na jego zastępcę Jarosława Gowina, do tej pory stronnika Grzegorza Schetyny. Okazuje się więc, że najważniejszą kwestią jest odpowiednie rozegranie członków jednej z partyjnych frakcji. Gowin w rządzie nie będzie budował ze Schetyną silnej w PO opozycji. Oficjalnie premier dostrzega za to inny walor Jarosława Gowina, który w jego oczach obdarzony jest „pozytywną szajbą”.
Minister od sztuk walki
Premier-kabareciarz zabawia publikę rekomendując innego ze swoich ministrów – Joannę Muchę. - Raczej jej nie zaczepiajcie, bo ma doświadczenie w sztukach walki – prezentuje dokonania nowej minister sportu. 35-letnia posłanka wsławiła się dotąd pytaniem „jaki jest sens wykonywania operacji biodra u 85-latka, który nie chodzi i nie będzie chodzić, bo się nie zrehabilituje?” oraz stwierdzeniem, że „starsi ludzie chodzą do lekarza dla rozrywki”. W duchu żartobliwych prezentacji premiera można by skomentować – dobrze, że minister Mucha nie otrzymała resortu zdrowia.
Ważne dla związków zawodowych ministerstwo pracy i polityki społecznej pozostało w gestii PSL. Objął je 30-letni radny Krakowa Władysław Kosiniak-Kamysz. To, że jest on synem Andrzeja Kosiniaka-Kamysza, ministra zdrowia w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, nie stanowi jeszcze wystarczającej kwalifikacji do zostania ministrem. Pozycja 30-letniego polityka PSL (pytanie czy też nowego szefa komisji trójstronnej) wydaje się w rządzie wyjątkowo słaba. Minister Michał Boni, który często kontaktował się ze związkowcami i odpowiadał za sprawy społeczne, objął nowy resort administracji i cyfryzacji.
Kabaretowo brzmią też argumenty premiera, który podczas prezentacji nowych ministrów koncentrował się na aspektach politycznej poprawności. - Mój rząd jest najmłodszym rządem w III RP i najbardziej sfeminizowanym – cieszył się Donald Tusk.
Chciałoby się zapytać: no i co z tego? Nie ma znaczenia czy minister jest kobietą czy mężczyzną. Ważne czy ma kwalifikacje do pełnienia funkcji. Wydaje się jednak, że Donaldowi Tuskowi bardziej zależało na zaspokojeniu ambicji różnych frakcji w partii – od konserwatywnej reprezentowanej w rządzie przez Gowina, po obyczajowo lewicową z Bartoszem Arłukowiczem. O dbałości o polityczną poprawność świadczy też powołanie pełnomocnika ds. równego statusu kobiet i mężczyzn. Kończy natomiast pracę w rządzie Julia Pitera. Czy to także koniec walki Platformy z korupcją?
Expose bez wizji
Także treść otwierającego pracę nowego rządu wystąpienia Donalda Tuska można uznać za teatralne. Jak zwykle dostaliśmy dużą dawkę PR-u, szlachetnych zapowiedzi i frazesów. Słyszeliśmy o „inteligentnych wariantach budżetu” oraz determinacji i dbałości o bezpieczeństwo finansów publicznych. Expose było chaotyczne i dowiodło, że Donald Tusk nie ma żadnej wizji rządzenia państwem. Premier skoncentrował się niemal wyłącznie na problemie systemu emerytalnego, ze szczególnym uwzględnieniem kwestii odbierania przywilejów rozmaitym grupom zawodowym, co ma rzekomo uzdrowić finanse publiczne. Ale nawet ta koncepcja Donalda Tuska wydaje się niespójna. Cele rządu – zbicie deficytu budżetowego do 3 proc. PKB w 2012 i 1 proc. - w 2015 roku oraz ograniczenie długu publicznego do 52 proc. PKB – będą trudne do osiągnięcia nawet przy zastosowaniu cięć ministra Jacka Rostowskiego.
Z expose Polacy dowiedzieli się, że mają pracować dłużej. Wiek emerytalny zacznie być podwyższany już od 2013 roku – każdego roku o trzy miesiące. Kobiety i mężczyźni mają pracować do 67. roku życia. Donald Tusk deklarował, że zapewni to nie tylko większe wpływy do budżetu, ale także wyższe świadczenia. - Dla 39-letniej dziś kobiety oznacza to docelowo emeryturę wyższą od obecnej o 80 proc. - podawał w expose premier, ale spora część sali zareagowała na te wyliczenia śmiechem.
Do docelowego wieku emerytalnego 67 lat mężczyźni dojdą już w 2020 roku, a kobiety – w 2040.
Premiera nie interesuje to czy dla sześćdziesięciolatków znajdą się miejsca pracy. Chodzi o to, by jak najpóźniej rozpocząć wypłatę ich świadczeń. Szczególnie dotkliwe jest podniesienie wieku emerytalnego dla kobiet aż o 7 lat.
Odbieranie przywilejów emerytalnych
Donald Tusk w expose zapowiedział ponadto odebranie przywilejów emerytalnych mundurowym, rolnikom, górnikom, sędziom i prokuratorom oraz księżom. Rolnicy posiadający największe gospodarstwa (powyżej 15 ha) już od 2013 roku będą opodatkowani wedle zasad systemu powszechnego. - Przywileje górnicze pozostawimy, ale tylko dla tych, którzy pracują bezpośrednio przy wydobyciu – zapowiedział szef rządu.
Pytanie co z tymi górnikami, którzy fedrowali pod ziemią przez wiele lat, a potem przeszli na inne stanowiska ze względu na stan zdrowia? Z zapowiedzi premiera wynika, że będą musieli pracować do 67. roku życia.
Już od 2012 roku rząd podniesie wiek emerytalny dla mundurowych do 55 lat. Premier osłodził to policjantom i żołnierzom zapowiadając im podwyżki nawet 600-złotowe. Zdumiewa, że mundurowi to jedyna grupa zawodowa, której płace wzrosną. Pozostali mają zacisnąć pasa. Minister finansów Jacek Rostowski już tnie. Świadczy o tym zamrożenie płac sfery budżetowej i progów uprawniających do pomocy społecznej i świadczeń rodzinnych. Po raz kolejny zostanie podniesiony podatek VAT i akcyza na oleje napędowe, a więc rząd sięgnie do płytkich kieszeni najuboższych Polaków. Bo wzrost cen podstawowych towarów i usług najmocniej dotyka najuboższych oraz rodziny wielodzietne. Minister finansów rozważa też sięgnięcie po zysk NBP. Co warte przypomnienia, gdy mówił o tym wicepremier Andrzej Lepper politycy PO nazywali go ekonomicznym szarlatanem. Jednak o Jacku Rostowskim wypowiadają się wyłącznie w samych superlatywach. Na pewno zostanie podniesiona o 2 pkt proc. składka rentowa (po stronie pracodawców), a rząd być może sięgnie także po środki z Funduszu Rezerwy Demograficznej.
W 2007 roku premier mówił: „musimy zapewnić wzrost płac pracownikom sektora publicznego”. W 2011 już nie mógł tego powiedzieć, bo płace sfery budżetowej mają być zamrożone. Cztery lata temu deklarował: „sprawiedliwe państwo bierze pod opiekę zawsze najsłabszych, nigdy najsilniejszych”. Z pewnością nie świadczy o tym podnoszenie podatków bezpośrednich (akcyza i VAT) i zamrożenie progów uprawniających do pomocy społecznej.
Rząd odbierze też becikowe i ulgi na dzieci najbogatszym – osiągającym dochody powyżej 85 tys. zł rocznie. Premier, mówiąc o sprawiedliwym obciążaniu Polaków, nie zdecydował się jednak np. na opodatkowanie krezusów wśród samozatrudnionych, którzy nadal będą mogli korzystać z preferencyjnych zasad. Nie przywróci także trzeciego progu podatkowego dla najbogatszych. Dlatego proponowane w expose zmiany należy uznać za nieprzemyślane i chaotyczne.
„Naczelną zasadą polityki finansowej mojego rządu będzie w związku z tym stopniowe obniżanie podatków i innych danin publicznych” - obiecywał w sejmie w 2007 roku Donald Tusk. W expose AD 2011 zapowiedział Polakom dłuższą pracę, wyższe podatki i cięcia socjalne, czyli krew, pot i łzy. Cztery lata temu była marchewka, w tym roku – tylko kij.
Można odnieść wrażenie, że otwierające prace nowego rządu Donalda Tuska wystąpienie zostało podyktowane przez międzynarodowe instytucje finansowe. One żyją z obligacji państwowych i robią wszystko, by kolejne państwa, w tym wypadku Polska, nie znalazły się przed widmem bankructwa, co pozbawiłoby je zysków. A to, że ratowanie finansów odbędzie się kosztem wyrzeczeń Polaków, już ich nie interesuje. Premier, podwyższając wiek emerytalny, zaczął żonglować pieniędzmi obywateli odprowadzonymi na emerytury z ich pensji. Znacząca część Polaków nie dożyje wypłaty nawet pierwszego świadczenia.
Cztery lata temu premier snuł jeszcze marzenia o skoku cywilizacyjnym Polski. „Przed nami jest wielka szansa na dobrą zmianę”. Dobrej zmiany jednak nie było i jak można wnioskować po tym expose – nie będzie. Czeka nas za to wiele zmian złych.
Krzysztof Świątek
Tekst ukaże się się w kolejnym numerze "Tygodnika Solidarność"
Inne tematy w dziale Polityka