Od dłuższego czasu Iran stara się zdobyć broń nuklearną. Oprócz badań naukowych Teheran prowadzi w tym celu działania dyplomatyczne i wywiadowcze, tworzy taktyczne sojusze, szczególnie z północną Koreą i Rosją. Jak podała południowokoreańska agencja Yonhap News, setki północnokoreańskich naukowców pracuje przynajmniej w dziesięciu laboratoriach na terenie Iranu. Większą pomoc Teheran uzyskuje od Moskwy. Kreml prawie zawsze interweniuje dyplomatycznie w imieniu ajatollahów, broniąc ich przed amerykańskimi – szerzej – zachodnimi naciskami na forum międzynarodowym. Ponadto Federacja Rosyjska współpracuje z Islamską Republiką Iranu na polu energii jądrowej, na przykład przetwarzając irańskie odpady nuklearne. Moskwa zastrzega, że chodzi tylko o pokojowe zastosowanie energii nuklearnej, ale wiedza, technologia i infrastruktura pokojowa jest niemal identyczna jak militarna.
„The Washington Post” opisał przypadek postsowieckiego naukowca, który współpracował z Iranem. Gdy rozpadł się Związek Sowiecki i padły laboratoria nuklearne w Czeliabińsku Danilenko znalazł się bez pracy. Co prawda Amerykanie wypłacali pensje postsowieckim pracownikom przemysłu zbrojeniowego, aby nie wyjeżdżali do pracy w krajach zwykle potencjalnie wrogich USA i nie przyjmowali zleceń od organizacji ekstremistycznych i terrorystycznych, ale Danilenko nie był usatysfakcjonowany minimalnymi opłatami. Podróżował po Europie i Ameryce, starając się sprzedać patenty na sztuczną biżuterię tworzoną przy pomocy eksplozji. Iran zainteresował się nie tyle błyskotkami, co precyzyjnym odpalaniem ładunków wybuchowych. Z Teheranem Danilenko związał się na sześć lat.
Prekursorem irańskiego programu nuklearnego był Abdul Kuadir Khan. Ten wykształcony na Zachodzie pakistański uczony doszedł do wniosku, że należy zmienić układ sił na świecie. Dlatego nie tylko wsparł program nuklearny własnego kraju, ale zaczął dzielić się jego sekretami z innymi państwami muzułmańskimi. Zaproponował bombę m.in. Irakowi. Ale Saddam Husajn myślał, że to amerykańska prowokacja i propozycję Khana odrzucił. Natomiast Irańczycy z wdzięcznością ją przyjęli. Po co im broń jądrowa? Podawane przez Teheran powody najłatwiej wytłumaczyć na przykładzie Polski.
Polska to mały i słaby kraj. Jak wynika z historii, otaczają ją potencjalnie wrodzy sąsiedzi. Nie ma mowy, by obroniła się przed atakiem Rosji i Niemiec, chyba że zdobędzie broń nuklearną. Wtedy dopiero będzie bezpieczna. I będzie to też dobre dla pokoju na świecie, bowiem zapobiegnie agresji i wojnie. Wiadomo przecież, że uzbrojona nuklearnie Polska nigdy nie napadnie na Rosję czy Niemcy. A i one nie zaryzykują agresji na kraj posiadający broń jądrową. Tym sposobem – pozornie paradoksalnie – broń nuklearna w rękach małych państw jest rękojmią spokoju i bezpieczeństwa. Takich właśnie argumentów używa Teheran. (Zresztą Tel Awiw też, jednocześnie zaprzeczając oficjalnie, że ma broń jądrową). W tym właśnie sensie Zbigniew Brzeziński stwierdził, że trudno dziwić się irańskim dążeniom do uzyskania broni nuklearnej i znaleźć solidne argumenty, aby się temu sprzeciwić. Mimo tego argumenty takie istnieją.
Uzbrojony nuklearnie Iran może szantażować nie posiadających broni nuklearnej sąsiadów, aby wymusić na nich swoją wolę. Doprowadzi to albo do wasalizacji regionu przez Teheran, albo do eskalacji wyścigu nuklearnych zbrojeń. W rezultacie nastąpi destabilizacja i – kto wie – może nawet lokalna wojna nuklearna. A taki konflikt spowoduje ogólnoświatowy kryzys – nie tylko ze względu na ropę, ale również ze względu na umocowania sojusznicze wielkich potęg w regionie. Chodzi tu szczególnie o USA wspomagające Izrael.
Amerykę martwią również irańskie próby miniaturyzacji broni nuklearnej, co pozwoli na szmuglowanie jej do USA choćby przez kanały Hezbollahu. Natomiast Izraelczycy traktują irański projekt nuklearny jako strategiczne zagrożenie istnienia ich państwa, wręcz bytu narodu żydowskiego. Oprócz mobilizacji poparcia przeciw Teheranowi za pomocą dyplomacji i propagandy pokojowej, Tel Awiw podjął również środki bezpośrednie – np. w ub.r. systemy komputerowe irańskiego projektu jądrowego zostały sparaliżowane wirusem stuxnet. Ale zdarzają się bardziej ekstremalne przypadki. W październiku 2010 r. baza rakietowa w Khorambad, gdzie były nuklearne laboratoria i magazyny amunicji, wyleciała w powietrze. W listopadzie br. doszło do eksplozji w bazie wojsk rakietowych w Bid Ganeh. W przeciągu ostatnich lat zginęło śmiercią gwałtowną kilku naukowców irańskich pracujących dla programu nuklearnego. Jeden zmarł niespodziewanie w wyniku „zatrucia gazem”, inni w zamachach bombowych, jeszcze jeden został zastrzelony pod przedszkolem córki. W każdym wypadku podejrzewa się Mossad. Izrael nie komentuje.
Może być gorzej. Kneset debatuje właśnie nad możliwością zbombardowania irańskich instalacji nuklearnych. Bombardowanie to opcja skrajna ze względu na międzynarodowe reperkusje takiego kroku dla Izraela. Można sprawę załatwić inaczej. Jak wskazują eksperci irańskie laboratoria i obiekty zajmujące się pracami nuklearnymi usytuowane są na liniach sejsmicznych. W teorii wystarczy potężny impuls elektromagnetyczny, aby wywołać straszliwe trzęsienie ziemi. I wtedy wyglądać to będzie na boską interwencję.
Marek Jan Chodakiewicz
Lubię to! facebook.com/TygodnikSolidarnosc
Inne tematy w dziale Polityka