Pożegnanie ze wsią

Teoretycznie mam wszystko zaplanowane...

Nawet rzeczy mam w różnych szafkach - w jednej " kościółkowo- najnowsze", te biorę z powrotem.W tym roku tylko parę, bo planuję wrócić na wiosnę.

Zasada jest jedna - wszystko, co jest przywiezione na wieś na tej wsi zostaje.

Mydła, ręczniki papierowe itp zabezpieczone w szafkach przed myszami.

Podobnie koce, poduszki, kołdry...Chowam tylko przed myszami.

Reszta zostaje na miejscu.
To prawda, że przysłowia są mądrością narodu.

Raz miałam "porządne" włamanie. Złodziej przejrzał wszystko - siedział chyba kilka dni.

Poznał się nawet na porcelanowym gniazdku do pralki.Wyrwał razem z tynkiem.

Ale dla mnie z jego wizyty wynikły same korzyści...

Wezwałam zduna, aby zbudował mi kuchnię kaflową ( złodziej ukradł kuchenkę gazową , elektryczną,mikrofalową , czajnik elektryczny - nie było na czym zagotować herbaty).Kuchni nie zdoła ukraść.

Niczego nie chowam, bo potem musiałam przez tydzień przypominać sobie gdzie upchnęłam piłę, przedłużacz itp.

Teraz wiem, że złodziej i tak znajdzie.Kupuję też najtańszą armaturę, kontakty itp.

Ostatniego dnia ściągam flagę, przenoszę kwiatki stojące na schodkach pod kapliczkę św. Antoniego.

No i wkładam nowe baterie do zegara kuchennego...wiem, że to głupie, ale mam wrażenie, że dom odlicza godziny do mojego powrotu...

W tym roku nie miałam czasu na sentymenty...

" Wyjeżdżałam" dwa dni...

Wczoraj jedna z kotek dała w długą - siedziałam cały dzień z książką i przed telewizorem czekając na nią...Wodomierz zdjęty, bojler opróżniony, butla z gazem oddana...Dzisiaj łaskawie wróciła, za to Ufka drapnęła na strych i po dwóch godzinach tarzania pod szafami, łóżkami itp dałam za wygraną.Zadzwoniłam po sąsiada i wespół wzespół zdołaliśmy ją odłowić...

Sorry, ja też nie chcę wracać