- Wolność słowa dla niektórych jest niebezpieczna, bo ponoć może skłaniać innych do działań przestępczych. To jest dzisiaj główny argument za tym, żeby wolności słowa ludzi pozbawić – mówi Robert Gwiazdowski.
- Problem polega na tym, że jeśli czyjaś wypowiedź skłoni kogoś do działania, to w kodeksie karnym istnieje już zapis o podżeganiu. Natomiast teraz chcemy wprowadzić cenzurę zanim jeszcze do podżegania dojdzie, aby zapobiegać takim sytuacjom. Można wprowadzić cenzurę prewencyjną, jak za czasów komuny, ale na razie nie postulujemy takiego rozwiązania. Obecnie proponujemy cenzurę następczą, czyli jeśli powiesz coś, co teoretycznie mogłoby kogoś podżegnąć do przestępstwa, to pójdziesz do więzienia, nawet jeśli ostatecznie nie udało ci się nikogo do niczego namówić – uważa Gwiazdowski.
- Wszyscy rozsądni ludzie byliby w stanie się zgodzić, gdzie leżą granice wolności słowa. Niedopuszczalne powinno być oszczerstwo. Nie wolno o kimś powiedzieć, że ukradł 100 milionów złotych, kiedy nie ma się na to żadnych dowodów. Podobnie niedopuszczalne powinno być podżeganie innych do popełniania przestępstw. Jeśli ktoś opublikowałby specyfikacje broni biologicznej to zamkniemy go do więzienia, a nie będziemy twierdzili, że mógł to zrobić, bo korzystał z wolności słowa – twierdzi Marcin Giełzak.
---
Zachęcam do wspierania Układu Otwartego. Patroni zostają członkami zamkniętej grupy na Facebooku i mogą otrzymać newsletter z wyborem najciekawszych tekstów z polskiej i światowej sieci.
Strona Autora: igorjanke.pl
---
- Poza tymi skrajnymi przypadkami uważam, że lepiej jest popełnić błąd na rzecz wolności słowa niż w jej ograniczaniu. Chciałbym odwołać się do Johna Miltona, wybitnego angielskiego rewolucjonisty i republikanina, który według mnie sformułował znakomity argument: „Kiedy odbieramy komuś prawo do wypowiedzi, to nie tylko odmawiamy mu możliwości wyrażenia swoich myśli, ale także pozbawiamy nas samych szansy wysłuchania go i samodzielnego ocenienia, czy się z nim zgadzamy, czy nie” – zaznacza.
- Gdzie leży granica między wyrażeniem kontrowersyjnej opinii a czynem karalnym? Nie znam ani sędziego, ani urzędnika, ani prezesa, na którego chciałbym zrzucić odpowiedzialność za takie rozstrzygnięcia. Wolę samodzielnie decydować, czego mogę słuchać, a czego nie. Jeśli miałbym walczyć o wolność słowa, to uważam, że u nas, w Polsce, jest jeszcze wiele do zrobienia w tej kwestii – stwierdza współautor podcastu Dwie Lewe Ręce.
- Uważam, że nasze prawo jest zbyt restrykcyjne w kwestii wolności słowa. Jako dziennikarz i pisarz odczuwam duży dyskomfort, że wciąż mamy przepisy rodem z czasów feudalnych, jak choćby możliwość ukarania za obrazę majestatu, czyli zniewagę wobec głowy państwa – naszego lub obcego. Również zapis dotyczący obrazy uczuć religijnych budzi mój sprzeciw. Jak można tworzyć prawo dotyczące uczuć? Osobiście opowiadam się za znacznym poluzowaniem przepisów ograniczających wolność słowa, zamiast szukać kolejnych sposobów, by ją ograniczać – dodaje Giełzak.
Całość rozmowy w Układzie Porannym:
Inne tematy w dziale Polityka