Bill and Ted Watch Mowies
Bill and Ted Watch Mowies
ulanbator ulanbator
388
BLOG

Parę słów o filmowym aktorstwie

ulanbator ulanbator Film Obserwuj temat Obserwuj notkę 23

Zacznę od tego, że nie rozumiem co za sobą niesie pojęcie wybitny aktor filmowy. Wszystko w tym wymiarze, tzn. źródło filmowego sukcesu, sprowadza się u mnie do umiejętności kierowania ludźmi przez reżysera, scenariusza, dobrej pracy kamerzysty i na końcu, ewentualnie, lepszego lub gorszego przygotowania do wcielania w ekranową postać aktora. Być może moja perspektywa postrzegania aktorstwa i dostrzegania w tym zawodzie potencjału wybitności uległaby zmianie, gdybym znał dobrze teatr i jego warsztat, ale nie znam, więc na razie pozostanę przy swoim. Jednak pomimo braku dostrzegania w aktorstwie owego pierwiastka wybitności, często używam stwierdzeń: dobry aktor, zły aktor, świetna rola itp. Sformułowaniem, że aktor jest dobry najczęściej posługuję się wtedy, gdy obraz który oglądam wywołuje we mnie określone reakcje, najczęściej pozytywne. Może to być zachwyt i wzruszenie w reakcji na piękno, ale też po drugiej stronie wahadła, chociażby przerażenie. Najprościej rzecz ujmując jeśli film mi się podoba i mnie wciąga, to bardziej skłonny jestem aktorów w nim uczestniczących określać jako dobrych i nie wydaje mi się abym był w tym przypadku odosobniony.

W pewnych sytuacjach aktorów-gwiazdorów, których generalnie uważam za złych, to ich złe aktorstwo biorę w nawias ze względu na bardzo dobry film w którym biorą udział. Dobrym przykładem na to o czym mowa jest hollywoodzki gwiazdor Harrison Ford, który według mnie nie potrafi wcielać się w swoje filmowe role, lub jak kto woli jest złym aktorem. Jednak w rękach wybitnego twórcy filmowego, jakim niewątpliwie jest Peter Weir, w filmie Świadek, z 1985 roku, nawet on potrafił wspiąć się na wyżyny swoich aktorskich umiejętności i bez bólu można było go było później oglądać, a nawet polubić za to co robi.  Zapewne część publiki fundamentalnie się ze mną nie zgadza, odnośnie Forda, uważając go za świetnego aktora, ale będę się jednak upierał, że raczej fani Forda przywiązani są do filmów w których występował, a nie do jego umiejętności aktorskich. Występuje tutaj ten sam mechanizm psychologiczny o którym mowa była wcześniej.

Znani aktorzy są obdarowywani przez publiczność specjalnymi względami, często traktowani są wręcz z nabożnością, nie rzadko też z czcią jak jakieś religijne bóstwa. Zjawisko to możemy zaobserwować od początku, tzn. od powstania masowego kina niemego. Ludzie zawsze chcieli wiedzieć jak wygląda życie prywatne gwiazd, w co się ubierają, czym jeżdżą i z kim się spotykają. Stąd też się bierze cały przemysł plotkarski z paparazzi na czele, a co za tym idzie, są tworzone legendy związane z tym zawodem i specjalna aura wokół niego.

Warto zadać sobie pytanie przy okazji dlaczego akurat ta grupa, jak żadna inna, wywołuje aż takie zainteresowanie wśród ludzi? Być może naturalna potrzeba człowieka odnalezienia przedmiotu kultu za tym stoi. Ujawniają się w tym przypadku pierwotne instynkty kierowania się ku komuś o większym znaczeniu i umiejętnościach, będące częścią psychiki ludzkiej od zarania i stanowiące pierwotnie jedną ze strategii przetrwania w świecie pełnym zagrożeń. I nie opuścił człowieka ten instynkt aż do współczesności, gładko zagospodarowany następnie przez popkulturę, z tą różnicą, że plemiennych wodzów i szamanów zastąpili m .in. aktorzy i celebryci. Niewątpliwie ludzie kochają tych pięknych, znanych i bogatych i często też próbują własną duchową pustkę wypełnić życiem ekranowych gwiazd. Jednak zaryzykuję stwierdzenie, że ludzie wypełnieni zdrową duchowością takich problemów nie mają, mogą oczywiście mieć swoje ekranowe sympatie, ale cel tej swojej naturalnej potrzeby kultu odnajdują zupełnie gdzie indziej. Poza tym to przecież ściema, bo jakimi to specjalnymi umiejętnościami, które mogą się przydać ludziom dysponują aktorzy? Ewidentnie duży ferment tworzony wokół aktorstwa jest niewspółmierny do ewentualnych korzyści jakie może ono przynieść ludziom.

W kontekście rozważań o aktorstwie przyszedł mi do głowy Starożytny Rzym, a właściwie Rzymianie, których mentalności, ze względu na własną chrześcijańską wrażliwość generalnie nie trawię. Jednak ich stosunek do aktorstwa wydaje się, że był bardziej przytomny niż ten u współczesnych, ponieważ, delikatnie rzecz ujmując, aktorstwo nie było tam darzone jakąś szczególną estymą, nie wspominając już o otaczaniu go czcią, tak jak to ma często miejsce obecnie. Mowa oczywiście o Rzymianach, bo u Greków wyglądało to zgoła odmiennie. 

Osobiście etap darzenia kultem swoich ekranowych idoli mam już dawno za sobą. Jak każdy mam swoje ulubione filmy i aktorów w nich występujących, ale nie interesuje mnie ich prywatne życie, z kim sypiają i gdzie spędzają wakacje. Nie interesuje mnie też co Boguś Linda po raz kolejny powie o Powstaniu Warszawskim, albo o Kaczyńskim. W przestrzeni medialnej jest mnóstwo ciekawych ludzi mówiących ciekawe rzeczy na interesujące mnie tematy i bardzo rzadko są nimi aktorzy.


ulanbator
O mnie ulanbator

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura