Zamiast eksperymentować z tłumaczeniami, które zawsze przynajmniej trochę zmieniają treść tekstu, lepiej posługiwać się w Kościele językiem sprawdzonym przez wieki. Tym, w którym tworzono filozoficzne arcydzieła i który nadaje tekstowi głębi.
Pisano w nim ewangelie. Dwie na pewno, dwie być może wcześniej powstały w językach semickich, ale szybko przetłumaczono je na ten jedyny język. Posługiwał się nim filozof, który wywarł największy wpływ na myśl wczesnochrześcijańską, czyli Platon. W tym języku tworzył swoje dzieła Orygenes, ojcowie aleksandrysjcy i ci z Antiochii, wszak te dwa miasta były najważniejszymi ośrodkami filozofii wyznawców Chrystusa. Wyrazy w tym języku mają wiele znaczeń, co zwiększa możliwości interpretacji. Z Pismem św. w tej właśnie wersji pracuje się dużo lepiej niż z przekładami. Dotyczy to nie tylko pracy naukowej nad tekstem, ale i skrutacji.
Niestety w Kościele ktoś najwyraźniej chciał iść na skróty. Postawił na tanią masówkę. Zamiast śpiewnej greki, mamy McDonalda. Czy to, że rozumiał ją pierwszy lepszy niewolnik, naprawdę było wystarczającym argumentem, żeby stawiać na łacinę?
za: Fronda.pl
Jestem autorem książki "Rzecznicy. Na każdy temat"; piszę dla "Gazety Polskiej Codziennie", współpracuję z portalem Fronda.pl i tygodnikiem "Niedziela"; publikowałem też reportaże i teksty publicystyczne w "Rzeczpospolitej", "Gościu Niedzielnym", "Tygodniku Solidarność"i "Nowej Konfederacji", a opowiadania w "Magazynie Fantastycznym" i portalach internetowych
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo