Mord zwany Bydgoską Krwawą Niedzielą, odbył się 3-4 września 1939r. Zamordowanych zostało 365-379 osób w wieku od 10 do 85 lat. Wśród zabitych było 21 dzieci, 51 kobiet i 53 staruszków. Mordowano całe rodziny. Według hurra-patriotycznej narracji ofiary to byli dywersanci i im się należało. Według dr. Hab. Włodzimierza Jastrzębskiego w Bydgoszczy nie było ani jednego niemieckiego dywersanta, a wszystkie ofiary to byli niewinni cywile.
W przededniu wydarzeń Bydgoszczanie byli bombardowani hasłami, w przemówieniach i prasie, przykładowo: „Szpiedzy i dywersanci, oto czym są Niemcy w Polsce”, „Każdy Niemiec to Wróg” (J. Haller na łamach „Dziennika Bydgoskiego”); „… na wypadek wojny żaden wróg wewnętrzny żywy stąd nie wyjdzie … Fuhrer daleko, a szeregowcy polscy blisko i gałęzi w lasach nie brak” (Zofia Żelska-Mrozowicka na łamach „Dziennika Bydgoskiego”). Dodatkowo atmosferę paranoi propagowały radiowe pogadanki ppłk Romana Umiastowskiego, o rzekomych niemieckich desantach spadochronowych w okolicach miast, o zatruwaniu studni przez Niemców, o rozrzucaniu zarazków chorobowych, zatrutych cukierkach, dywersantach, balonikach gazowych zrzucanych przez lotników, itd.
Także w przededniu masakry oddolnie sklejono bojówkę z Hallerczyków, harcerzy, uczniów ostatnich klas szkół średnich i kilkunastu organizacji („Pułk Błękitny Obywatelskiego Pogotowia Obrony Kraju”, „Federacyjny Związek Obrony Ojczyzny”). Z kolej w Innowrocławiu bojówkę / straż obywatelską („Obywatelski Komitet Pogotowia Narodowego”) sklejono z Błękitnej Drużyny Związku Hallerczyków, harcerzy z ZHP i młodzieży gimnazjalnej. Bojówka w Innowrocławiu rozpoczęła działalność od rozstrzelania 15 prominentnych obywateli miasta pochodzenia niemieckiego, oraz 23 Niemców przymusowo ewakuowanych z powiatów przyfrontowych (w ramach „marszu śmierci na Łowicz”, podczas którego w sumie polscy konwojenci zabili 1000-1700 niemieckich cywili), którzy akurat znaleźli się w Innowrocławskim więzieniu. Z uzbrojonych organizacji w Bydgoszczy (poza wymienionymi wyżej) były jeszcze: Przysposobienie Wojskowe Pocztowców, Towarzystwo Powstańców i Wojaków, Kolejowe Przysposobienie Obronne i to chyba nie zamyka listy. W Bydgoszczy były co najmniej 4 centra dowodzenia:
-Starosta powiatowy i grodzki Julian Suski
-Władze miasta w postaci wiceprezydenta Nawrowskiego i grupy radnych
-Komendant placu major Albrycht
-por. rez. Stanisław Pałaszewski prezes chorągwi pomorskiej związku hallerczyków
-„Odział” pracowników Kolejowych „dowodzony” przez Franciszka Marchlewskiego
Wśród mrowia organizacyjek był kompletny brak organizacji i koordynacji, a chaos taki, że dochodziło między nimi do wymiany ognia, a widzący polską młodzież z rozdawaną przez władze bronią, meldowano o młodych niemieckich dywersantach przebiegających przez ulice w środku dnia.
2 Września patrol harcerzy zatrzymał i skonfiskował wóz konny przewożący karabiny, pistolety i amunicję, w przeświadczeniu że to transport broni dywersantów niemieckich. Był to polski transport zmierzający do koszar 62pp. z bronią skonfiskowaną tuż po wojnie osobom z pozwoleniami na broń (wspomnienia Henryka Tucińskiegi). 3 Września o 9:30 w dzielnicy Czyżówko uzbrojony oddział Przysposobienia Wojskowego ostrzelał wycofujących się żołnierzy wojska polskiego, biorąc ich za nadchodzący oddział wermachtu. Dokładnie w tym samym czasie, odział wojska polskiego próbujący wkroczyć do Bydgoszczy od północy relacjonował, że napotkał zwalone drzewa na drodze, oraz ostrzał broni ręcznej z nasypu kolejowego ze strony dywersantów niemieckich. Po początkowych postępach i zabiciu kilku osób ubranych po cywilnemu z bronią, oddział zrezygnował z posuwania się dalej w miasto. „Ogień z broni ręcznej uniemożliwia wejście do miasta. Obchodzimy Bydgoszcz od wschodu”. Bydgoszcz była wówczas nadal w rękach polskich i walki te to odbyły się między wojskiem polskim a polskim pospolitym ruszeniem cywilów z karabinami, gdzie obie strony myślały że walczą z Niemcami.
3 Września „oddział” pracowników kolejowych Marchlewskiego udał się po 14:00 w rejon Ekspedycji Towarowej PKP przy ul. Rycerskiej. Tam według sprawozdań jego członków wdał się w zaciekłą bitwę z niemieckimi dywersantami, buszującymi wśród taborów. Tymi „dywersantami” był pluton 82 kompanii przeciwlotniczej 15 dywizji piechoty wojska polskiego. Pluton meldował że stoczył walkę z dywersantami, za których wziął „oddział” Marchlewskiego. Tuż przed ucieczką z miasta, wojskowa Komenda Miasta rozdała broń nieprzeszkolonej młodzieży szkolnej, min. uczniom gimnazjum Kopernika, którzy następnie polegli wzdłuż lasu przy Szosie Gdańskiej. 5 Września ratusz obsadzony przez 200 członków „Obrony Narodowej”, został zaatakowany przez wermacht. Po krótkiej wymianie ognia, 11 obrońców zginęło, a reszta się poddała.
Na początku kampanii wrześniowej w korytarzu pomorskim znajdowała się polska armia „Pomorze”. Dowództwo i oficerów do tej armii musiał selekcjonować chyba jakiś niemiecki dywersant, bo trafiły się tam takie ameby jak ppłk „To na pewno są czołgi angielskie” Budrewicz. Po 3 dniach większość armii była już bezkształtną masą uciekającą na południowy wschód, tratującą się nawzajem taborami, strzelającą do siebie nawzajem w chaosie, czy rozpływającą się po lasach i wsiach w rozumnym akcie dezercji. Już 2 września gen Juliusz Drapella porzucił swoją dywizję i ze sztabem uciekła na tyły.
Masakry ludności cywilnej zaczęły się od incydentu z 3 września. Oficerowie 62 pp. rozmieścili posterunki na dachach domów z zaimprowizowanych grup ludzi, skleconych z młodzieży, harcerzy, oraz maruderów z rozbitych oddziałów polskich. Przez ulicę Gdańską przetaczali się uciekinierzy, rozbite oddziały wojskowe, cywilni uchodźcy, furmanki, tabory, pojedyncze działa artyleryjskie. Około godziny 10:30 wśród tłumu ciekawskich przyglądających się mieszkańców pojawiła się głośna pogłoska o wchodzeniu niemieckich czołgów do miasta. Powstała wielka panika, cała ta masa ludzi, zwierząt pociągowych i sprzętu, tratując się nawzajem wpadła w uliczki miasta. Polscy oficerowie, w celu opanowania paniki, oddali strzały w powietrze. Rozeszła się pogłoska, że to Niemcy strzelają z wież zborów i kościołów. Żadnej broni nie znaleziono, ale na wszelki wypadek spalono kościół ewangelicki na ul. Leszczyńskiego. Spalono też zbór na ul. Koronowskiej, a 45.-letniego pastora i jego 73-letniego ojca uprowadzili żołnierze polscy. Później odkopano ich szczątki w pobliżu mostu na Kanale Bydgoskim.
Tego dnia zamordowano także bankowca Otto Fingera na oczach jego rodziny, a także trzech gospodarzy kościołów w tym jednego razem z jego 19-letnim synem. O „nadgorliwości” polskich żołnierzy świadczy choćby przykład zatrzymania Polaka Romana Skubały. W dowodzie miał, że urodził się w Dortmundzie i już żołnierze mieli go rozstrzelać, lecz uratował go przechodzący znajomy polski wojskowy. Podobną historię opowiada Kazimierz Badziąg, zatrzymany na drodze z Bydgoszczy do Inowrocławia przez polski patrol. Zgubił dowód osobisty, więc „Oficer natychmiast kazał mnie aresztować, zaprowadzić do lasu i rozstrzelać jako niemieckiego dywersanta. Na mój krzyk i prośbę nie reagował.” Badziąga uratował znajdujący się w pobliżu szkolny kolega, który zaręczył za niego.
Większość mordów miała miejsce 4 września, głównie na obrzeżach miasta. W śródmieściu policja odprowadzała podejrzanych Niemców do aresztu, zamiast ich rozstrzeliwać. Poprzedniego dnia w koszarach zebrało się 600 internowanych, z czego 150 okazało się po prostu polskimi dezerterami podejrzanymi o bycie przebranymi dywersantami niemieckimi. 3 września około 19:00 zjawił się gen. Przyjałkowski, który nakazał odprawić dezerterów pod strażą do Torunia, a Niemców zwolnić do domów. Rozkaz został częściowo zignorowany. Ktoś nakazał odprowadzić internowanych pod konwojem w kierunku Inowrocławia. Kolumnę podprowadzono na koniec ul. Kujawskiej, gdzie kierujący eskortą polski podporucznik nakazał internowanym odśpiewać hymn polski i puścił ich wolno. Polscy żołnierze podjęli się samosądów. Większa grupa z tych niemieckich cywilów została zatrzymana przez Polaków na Zbożowym Rynku. Polscy żołnierze ustawili pod ścianą 16 Niemców i jednego Polaka i następnie ich rozstrzelali. Polakiem był Brunon Pulkowski, malarz który wstawił się za ustawionymi do rozstrzelania Niemcami. Drugą masową egzekucją było odwetowe rozstrzelane 41 Niemców (2 udało się uciec) w miejscowości Chmielnik, w odwecie za zbombardowanie przez niemieckie samoloty szosy wypełnionej ludźmi.
Luisa Goldt wspomina jak na podwórze rodziców dostali się dwaj polscy żołnierze w towarzystwie miejscowego łobuza i zarzucili ojcu, że zatruł studnię. Wówczas ojciec na ich oczach przeprowadził próbę picia owej wody zaczerpniętej ze studni, za co został dotkliwie pobity. Uzbrojeni polscy cywile i żołnierze wyrzucali z domów całe rodziny i zganiali je w jednym miejscu. Mężczyzn oddzielano od kobiet i dzieci i odprowadzano w nieznanym kierunku. Tak było w Glinkach, Prądach i Wielkich Bartodziejach. Niemców z dzielnicy Prądy zabito w pobliskim lesie. Na Szwedowie grupy wyrostków i żołnierzy urządzały sobie polowania na Niemców. Według relacji Bronisława Bruskiego: „Koło maszerujących kręcił się psychicznie chory Niemiec Erich Brandt, brat Fritza. Na pytanie żołnierzy kim jest, odpowiadał, że jest Niemcem. Zabrano go, a wkrótce znaleziono jego zwłoki… przyszło do naszego domu trzech młodych chłopców w wieku około 18 do 20 lat… udali się na poszukiwanie młodego Sauerlanda i jego siostry… W jednej z kolejnych rewizji gospodarstwa znaleziono w ogrodzie siostrę Sauerlanda i ich parobka, również Niemca. Oboje ponieśli śmierć.” W Małych Bartodziejach polscy patrioci zamordowali całą rodzinę: 56-letnią Alwinę, 24-letnią Friedę, 15-letnią Elly oraz 80-letniego Karla i 21-letniego Friedricha, uprowadzeni do lasu i tam zamordowani.
Zadziwiające jest słuchać, jak polscy historycy i publicyści się wiją, poruszając ten temat. Powtarzają bezrefleksyjne wszystkie, nieważne jak absurdalne, relacje o „niemieckich dywersantach”. A wszystko podlane jest ciężkim sosem rozemocjonowanej intelektualnej nieuczciwości. Wydarzenia te nasuwają myśl, że stosunkowo mała ilość polskich zbrodni, w skali całej wojny, może nie wynikała z wyższości i szlachetności polskiej kultury, lecz z samej niemocy i bezsilności.
Nazywam się Michał Piekut, jestem katolikiem, rygorystą moralnym i uniwersalistą, dodatkowo popieram wolny rynek. Mam też stronę o nazwie Uniwersalizm Indywidualistyczny.
https://www.facebook.com https://uniwersalizmindywidualistyczny.wordpress.com/
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura