Tomasz Urbaś Tomasz Urbaś
1173
BLOG

Paniczny strach Rostowskiego

Tomasz Urbaś Tomasz Urbaś Gospodarka Obserwuj notkę 4

Koniec 2011 r. był bardzo emocjonujący na rynku finansowym w Polsce. Przemożna chęć utrzymania długu publicznego poniżej progu ostrożnościowego wywołała liczne interwencje władz.

Rostowski tradycyjnie impulsywnie sprzedawał zgromadzone na rachunku walutowym rządu w Banku Gospodarstwa Krajowego dewizy. Waluty wypuszczał również Belka w ramach interwencji banku centralnego wydając oficjalne rezerwy walutowe. Oprócz manipulacji kursem w celu zwiększania wartości złotego Rostowski zdecydował się na dwukrotny przedterminowy wykup bonów skarbowych za pościągane skąd się dało środki. Zapewne wkrótce wypłynie informacja, że na przełomie roku wykorzystano derywaty do chwilowego obniżenia wartości długu. Ale to nie koniec. Hitem stało się tajemnicze wielkie zlecenie tajemniczego inwestora, które wprost sparaliżowało dilerów walutowych przypadkowo na kilka minut przed ustaleniem kursu stosowanego do przeliczania wartości publicznego długu zagranicznego Polski na złotego.

Instrumenty były różnorodne. Nawet o charakterze gangsterskim, co nota bene pogrzebało zaufanie do państwa jako uczciwego partnera finansowego. Rostowski wystrzelał cały magazynek na wiwat. Dług publiczny Polski w 2011 roku sięgnął ok. 53,7 % PKB i nie przekroczył ostrożnościowego progu 55 %.

Sielanka. Nagle, grom z jasnego nieba. W wywiadzie dla Newsweeka Rostowski ujawnia, że w przypadku wysprzedaży polskich obligacji na rynku wewnętrznym, Narodowy Bank Polski może dokonać interwencji polegającej na ich skupie za świeżo emitowanego złotego.

Zgrzyta. Próg nie przekroczony. Konsolidacja finansów publicznych. Zielona wyspa wzrostu gospodarczego. A tutaj dywagacje Rostowskiego o jakiejś panice na rynku polskiego długu rządowego i o ratunku drukowaną przez bank centralny kasą. NBP natychmiast oświadcza w wersji mniej dyplomatycznej, że Rostowski ma się odwalić od banku centralnego i pilnować zabawek na swoim podwórku.

Propaganda wokół interwencji w II połowie 2011 r. jest dziwna. Urzędnicy są świadomi, że od progu 55 % dzieli dług przynajmniej 1 %. Opinia publiczna jest epatowana informacjami, że np. operacja wykupu bonów skarbowych obniżyła wskaźnik o 0,15 % PKB, ale i tak bez niej jesteśmy daleko od progu. Skoro daleko, to po co całe to zamieszanie?

W sprawie progu ostrożnościowego występuje uderzająca asymetria informacji. Z jednej strony dużo trąbi się o krajowym progu długu 55 % PKB. Z drugiej strony panuje jakaś taka nieśmiałość w sprawie unijnego progu 60 %. Problem z progiem unijnym jest poważny. Komisja Europejska jest nieczuła na księgowe i finansowe sztuczki Rostowskiego typu np. długi poupychane w Banku Gospodarstwa Krajowego (Krajowy Fundusz Drogowy). Nie można wykluczyć, że w grudniu Rostowski prowadził bój głównie nie o nieprzekroczeniu polskiego progu 55 %, a o przejście pod progiem lub zminimalizowanie przekroczenia unijnego progu 60 %.

W kontekście progu 60 % staje się zrozumiała obawa przed paniką na rynku polskich obligacji. Przekroczenie progu unijnego to poważny propagandowy cios dla władz Polski. W Polsce pojawią się grupy specjalne z Niemiec, aby solidniej zacisnąć Polakom pasa. Spekulanci rzucą się do powiększenia strumienia upływającej krwi.

Najbardziej wrażliwe na ceny obligacji są fundusze emerytalne, fundusze inwestycyjne i banki. Fundusze emerytalne z przyczyn formalnych (limity inwestycji) są skazane na obligacje, nie mają jak od nich uciec. Również istotna część funduszy inwestycyjnych ma określone limity inwestycji w obligacje, co stanowi nawet marketingową i statutową formę kształtowania portfela inwestycyjnego (np. tzw. bezpieczne fundusze). Wysprzedaż obligacji przez fundusze inwestycyjne miałaby masowy charakter, gdy ich klienci zechcieliby wycofywać oszczędności z tych funduszy. To możliwe, ale taka panika wymaga z punktu widzenia psychologii czasu. I zapalnika.

Banki w Polsce to naturalny wyzwalacz paniki na rynku polskich obligacji. Banki nabyły ponad 100 miliardów zł polskich obligacji za miliardy pożyczone od swych właścicieli za granicą. Decyzje podejmują ich zachodni właściciele, którzy będą pod wrażeniem perypetii Rostowskiego z przekraczaniem progu 60 % liczonego według metodologii unijnej. Jego fiki miki nie zrobią na nich żadnego wrażenia. Spluną i nakażą: sprzedawać!

Ucieczka od polskich obligacji zbije ich rynkowe ceny. Mniejsza ich wartość przy zagwarantowanym przez rząd strumieniu dochodów (odsetki) zwiększy ich rentowność. Stopy procentowe od polskiego długu zaczną rosnąć. Rostowski jest świadomy tego, że wzrost rentowności z obecnych 5-6 % do 8 % to bilet na pociąg. Nad Morze Jońskie i Egejskie.

„Prawda o tym kryzysie jest taka: przy oprocentowaniu obligacji na poziomie 3 procent Włochy, Hiszpania, Francja i Niemcy są wypłacalne. Przy rentowności 8 procent każdy z tych krajów nie jest wypłacalny, także Niemcy.”

Taka piękna katastrofa. Zorba.

Źródło: You Tube 

Urodzony w 1970 w Gdyni. Żonaty, ojciec trzech synów. Absolwent Finansów i Bankowości Uniwersytetu Gdańskiego. Specjalista prawa nieruchomości. Od 1998 wiceprzewodniczący Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Właścicieli Nieruchomości. Nagrody i wyróżnienia: 1987 finalista Olimpiady Fizycznej 1993 Nagroda rektora UG II stopnia 1994 Nagroda rektora UG I stopnia 1995 I lokata ukończenia studiów na UG 1995 wyróżnienie w konkursie „Rzeczpospolitej” oraz Coopers & Lybrands na artykuł o kierunkach rozwoju gospodarki polskiej do 2005. Miłośnik książek, nauk ścisłych i historii.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka