Komentuj, obserwuj tematy,
Załóż profil w salon24.pl
Mój profil
grishyn grishyn
251
BLOG

Kto promuje sojusz tronu i ołtarza? Wywiad z ks. Janem Kaczkowskim.

grishyn grishyn Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

 

Kto promuje sojusz tronu i ołtarza? Wywiad z ks. Janem Kaczkowskim.
 
 
"Im większy sojusz tronu z ołtarzem, tym gorzej dla Ewangelii." Czy zrozumieją to zwolennicy państwa wyznaniowego?
 Wywiad z ks. Janem Kaczkowskim opublikowany 2 listopada 2015 roku na portalu Interia.pl
 
Katarzyna Pruszkowska, Interia: Co sądzi ksiądz o kazaniach, które koncentrują się wokół polityki, a nie Ewangelii?
 
Ks. Jan Kaczkowski: Nie ma nic gorszego, niż sojusz tronu z ołtarzem, mówił o tym już Prymas Tysiąclecia: "lecz kiedy cesarz siada na ołtarzu my mówimy "non possumus" (łac. nie pozwalamy - przyp.red.)". My powinniśmy mówić "non possumus", kiedy religia siada na tronie. Kiedy słyszymy w kościołach, kto jest dobry, kto zły, kto Polskę zdradził albo sprzedał, a kto ją uratuje. Te słowa, "nie pozwalamy", powinniśmy mówić bardzo głośno.
 
Wie pani, jak najłatwiej zniszczyć Kościół?
 
-Oczerniając duchownych?
 
Dając im przywileje, najlepiej finansowe. Wtedy laicyzacja postępuje błyskawicznie. Im większy sojusz tronu z ołtarzem, tym gorzej dla Ewangelii. Żyjemy w państwie świeckim, a nauka Kościoła mówi jasno: przyjazna współpraca z państwem - tak, budowanie zależności - nie. Oczywiście są księża, którzy o tym zapominają, ale można sobie o świeckości Polski przypomnieć czytając preambułę konstytucji. Zaczyna się tak: "(...) my, Naród Polski - wszyscy obywatele Rzeczypospolitej, zarówno wierzący w Boga będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, jak i nie podzielający tej wiary, a te uniwersalne wartości wywodzący z innych źródeł, równi w prawach i w powinnościach wobec dobra wspólnego - Polski (...)".
 
- Ta preambuła mówi o dialogu i tolerancji, a nawet nie tolerancji, bo "tolere" znaczy "znosić coś, z czymś się nie zgadzam", ale próbie zrozumienia innych, wyjścia poza swój świat, który ludzie kościoła postrzegają często jako twierdzę, którą nieustannie atakują wrogie siły. Najgorzej przekazowi Ewangelii robimy my, katolicy, z naszymi zaciśniętymi zębami, z tym, że w środku nie lubimy innych. A już zwłaszcza tych myślących inaczej. Gdyby Chrystus nie przesiadywał z grzesznikami, nie pozyskał by takich rzesz. Nikt nie może mu zarzucić, że chodził na kompromisy moralne, może z wyjątkiem faryzeuszów. My również mamy swoich, nie nazywając nikogo po imieniu i nie pokazując palcem.
Na tarasie dla palących spory ruch. Luźne pogawędki dotyczą niemal wszystkiego, od pogody, przez wspomnienia z nie tak odległych lat młodości, po polityczne dyskusje. Tylko tematy związane z chorobą, bólem i umieraniem są częściej poruszane, niż to zwykle bywa na parkowych ławkach, i wyraźnie...
 
Czyli dobre kazania powinny być oparte na Ewangelii.
 
"Oparte" to znaczy "zainspirowane" jakimś niewielkim fragmentem, nie mam na myśli streszczenia "w pierwszym czytaniu było to, w drugim to, w Ewangelii tamto". Wierni słusznie mogą wtedy pomyśleć "Proszę księdza, przecież ksiądz to przed chwilą przeczytał". Uwaga słuchacza - to jest w tym momencie mszy świętej to, o co nam chodzi. Księża powinni regularnie medytować nad Pismem Świętym, wtedy nie mieliby kłopotów z wyborem tematów. Ja nawet w tym momencie wiem, co mógłbym powiedzieć w kazaniu, które dotyczyłoby i Ewangelii, i aktualnej sytuacji społecznej.
 
Może je ksiądz powiedzieć.
 
Szybko: wyjdźmy od przypowieści o miłosiernym Samarytaninie. Pamięta ją pani?
 
Na drodze leżał napadnięty przez zbójców mężczyzna, któremu nie pomogli ani kapłan, ani Lewita. Pomógł Samarytanin, uważany w tamtych czasach za gorszego człowieka.
 
Tak jest. Nie wiemy, czy ranny był porządnym człowiekiem, który szedł z Jerozolimy do Jerycha w interesach, czy zwykłym złodziejem czyhającym  na zabłąkanych podróżnych. Wiemy tylko, że potrzebował pomocy, której udzielił mu Samarytanin. Nie znał jego sytuacji etycznej, miał prawo się bać, a jednak - pomógł. Wsadził na osła, czyli do swojego samochodu, zawiózł do najbliższej gospody, czuwał przy nim całą noc, a później zapłacić właścicielowi lokalu, żeby opiekował się rannym do jego powrotu. Samarytanin zachował się też racjonalnie, bo nie rzucił wszystkiego, żeby pomóc: był pewnie biznesmenem, mężem, może też ojcem, który nie mógł zaniedbać swoich obowiązków.  Zrobił tyle, ile mógł, a nawet odrobinę więcej. My, oczywiście wobec uchodźców, analogia jest, mam nadzieję, czytelna,  jesteśmy wezwani żeby zachowywać się właśnie tak: przyzwoicie. A jako chrześcijanie powinniśmy jeszcze zrobić tę odrobinę więcej. W ramach chrześcijańskiej miłości. Amen.
 
To było takie krótkie kazanie, niedopracowane, bo z bańki. Ale można? Można? Ile mówiłem? Ze dwie minuty może. I jak je pani ocenia?
 
Kazanie oryginalne i aktualne. Nie jak z bazy gotowców.
 
A te dobrze funkcjonują. Miałem kiedyś kolegę, miał zupełnie inaczej na imię, ale wszyscy nazywaliśmy go ksiądz Edward, bo zawsze korzystał z gotowców ks. Edwarda Stańka. Myśmy z kolegami też je sobie załatwili i kiedy kolega miał kazania, chowaliśmy się w zakrystii i słuchali, co będzie mówił. No czytał słowo w słowo. Nic od siebie nie dodawał. Chociaż może lepiej, żeby ksiądz wziął dobre kazanie i je z pasją powiedział, niż kleił coś bez sensu z głowy. Choć, oczywiście, nie zachęcam nikogo do ściągania kazań.
 
 
________________
Ksiądz Kaczkowski zmarł dzisiaj około godziny 13.00, będąc w gronie rodzinnym. . ​Miał 38 lat. Chorował na nowotwór, glejaka mózgu. Był doktorem teologii moralnej, bioetykiem, twórcą puckiego hospicjum, a przede wszystkim człowiekiem który uczył lekarzy, jak rozmawiać z pacjentami o umieraniu.
 
Napisał książki "Życie na pełnej petardzie" oraz "Szału nie ma, jest rak". Był też aktywny w internecie, prowadził bloga, wielokrotnie występował w mediach. W 2015 roku pojawił się nawet na Przystanku Woodstock. Otwarcie wspierał też Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Wszędzie ze swoim pozytywnym przekazem. Na spotkaniach z nim gromadziły się tłumy. Zyskał olbrzymią popularność. Sam nazywał się, z właściwym mu poczuciem humoru, "onkocelebrytą" – czyli, jak tłumaczył, osobą znaną z tego, że ma raka. Tak zdobytą popularność wykorzystał do tego, by przekaz, z którym wychodził do ludzi, trafiał do jak najszerszego grona odbiorców.

http://m.onet.pl/wiadomosci/tylko-w-onecie,esx63h 

 
grishyn
O mnie grishyn

Dociekam sedna.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo