Zbliżają się wybory - czas igrzysk i zabawy. Powinniśmy zacząć psychicznie przygotowywać się do tego, co nas niebawem czeka. Będą rzecz jasna partie polityczne - pewnie pojawi się kilka nowych, ale głowni gracze zostaną ci sami. Póki co wymachują hakami, ale niebawem sztaby zaczną pracować nad znakomitymi artystycznie dziełkami z serii spotów wyborczych. Pojawią się ulotki - to moja ulubiona forma przekazu – i oczywiście plakaty z mordami bliżej nieznanych obywateli, którzy zapragną przenieść się na Wiejską.
W 2006 roku pochłonęły mnie wybory do samorządów lokalnych. Uwielbiam lokalność wszelaką, a wyborcza aktywność przyszłych radnych dostarcza mi miłej i niewymuszonej rozrywki. Przede wszystkim pilnie oglądam spoty wyborcze - i to nie tylko kultowy film z Kononowiczem w roli głównej, ale też drętwe mowy wystraszonych kandydatów, otoczonych przez odświętnie domyte rodziny i znajomych, kandydatów w pozach swobodnych - w fotelu przed meblościanką z kryształami, kandydatów oburzonych - tu z kolei pojawia się często staruszka, pomstująca na ceny leków, ogólną drożyznę i niskie emerytury, kandydatów walczących z niesprawiedliwością reprezentowaną przez kontrkandydatów.... Oprócz tego czytam zawzięcie ulotki odbite na ksero, oglądam plakaty z podobiznami przyszłych samowładców gmin i powiatów, o spotkaniach bezpośrednich nie wspomnę.
Znacie? Znamy. Więc przeżyjmy to jeszcze raz. I choć do wyborów samorządowych jeszcze niemal rok, warto przypomnieć sobie co ciekawsze wyborcze pomysły. Te rodem z wyborów parlamentarnych są znacznie mniej zabawne.
W 2006 roku prym wśród nazw komitetów wyborczych do samorządów lokalnych wiodło słowo „zgoda”. Była i Zgodna Gmina (Sieradz) i Zgoda nasza (Nowy Targ). Pojawiła się Zgoda Obywateli w Suchedniowie i Zgodni Wyborcy Razem w Szczuczynie. W sumie „zgoda” użyta była 26 razy. Niezbyt dużym kunsztem i oryginalnością popisały się te komitety, które nazwały się „Nasza Gmina” z odmianami: „Nasza gmina-Nasz Powiat” (Piaseczno) i „Nasz Powiat” (Mordy). Ciekawą nazwę miał komitet wyboczy z Piaseczna o nazwie „Wędkarze razem”. Od razu mówię, że nie byłam jego członkinią. Piaseczno błysnęło jeszcze jedną nazwą komitetu - startowali tam kandydaci z „Międzynarodowego Stowarzyszenia Kupców Szczękowych” - wprawdzie nie w ostatnim rozdaniu, ale byli i zapisali się w annałach.
Z pozostałych nazw komitetów wyróżniają się „Rodzice dla dzieci”, czyli porozumienie rodziców z pewnej szkoły w Dolnośląskim, zrzeszonych w komitecie Rodzicielskim. Z odezwy, którą wydłubałam z przepastnego pudła, w którym archiwalia wyborcze sobie gromadzę, wynika, ze koalicja rodziców powstała w opozycji do dyrektorki rzeczonej szkoły. Niestety - nie wiem, czy ktoś z nich dostał się do rady gminy i co dalej z dyrektorką.
Ulotki wyborcze to temat rzeka. Ogólnie składają się ze zdjęcia kandydata, opisu kandydata i programu kandydata. Zdjęcie najczęściej jest legitymacyjne, żeby kandydata można było na pierwszy rzut oka rozpoznać. Kolory tełka są różne, ale - i to bez względu na opcję - najbardziej preferowany jest granat, z lekka przetarty, bądź stylizowany na postaw jedwabiu. W poprzednich wyborach modne było umieszczanie faksymili podpisu kandydata, co pewnie miało uwiarygadniać dziwaczne obietnice zapisane najczęściej na ostatniej stronie (lub odwrocie) ulotki, z bardzo ładnym wypunktowaniem rodem z Windowsa.
Ciekawe są hasła kandydatów. Z moich zbiorów wynika, że odwołują się do lokalnego patriotyzmu („Razem naprzód dla naszej gminy!” , „ Przyszłość gminy tylko z nami!”, „Daję siebie dla gminy!”, „Nasz powiat naszym domem!”), albo do licznych przymiotów kandydata („Zaufaj mi! Wiem, jak to zrobić!”, „Właściwy człowiek gwarantem rozwoju powiatu!”, „Jestem tym, którego chcesz!”). Ciekawą grupę stanowią ulotki z cytatami z klasyków, dość dziwnie zresztą dobranymi: „Czym jest me życie? Ach - iskrą tylko!” reklamował się tajemniczo kandydat z Białej Piskiej. Kolejny postawił na Szekspira: „Być, czy nie być?” - zapytywał wyborców z Legionowa. Mnie najbardziej urzekł kandydat z Grodziska Mazowieckiego, który rozmarzył się „Gmino Ojczyzno moja! Ty jesteś jak zdrowie!...” Kolejny wielbiciel klasyki, tym razem z Bielska Białej, sięgnął po Kochanowskiego: „Gościu, siądź pod mym liściem i odpocznij sobie.” - nawoływał elektorat kandydat, najwyraźniej utożsamiając się z ojczystą florą. Do Mistrza z Czarnolasu nawiązał też jego kolega, tym razem z Łodzi: „Szlachetne zdrowie, nikt się nie dowie jako smakujesz, aż się zepsujesz!”. Z ulotki wynikało, ze pan z zawodu jest farmaceutą.
Obietnice wyborcze dostosowane są do lokalnych uwarunkowań - miasteczko, które dzieli rzeka, a jego obie części łączy dziurawy most, może spodziewać się solennych zapewnień o przystąpieniu do budowy nowej przeprawy. Podwarszawskie miejscowości, które tradycyjnie maja kłopoty z dojazdem do stolicy, dowiedzą się, ze zwiększy się liczka autobusów, powstaną nowe linie, a nawet - to w przypadku jednej z kandydatek z Piaseczna - szybki tramwaj, lotnisko i poduszkowce na Wiśle. Ogólnie im dziwniejsze i liczniejsze obietnice, tym lepiej.
Proszę Państwa - wybory niebawem. Przetrzepcie Net i swoje kolekcje i wlepcie to, co znajdziecie. Przygotujmy się na trzęsienie ziemi, które niebawem nastąpi. Pozwólcie, że ja zacznę wyciągając klasykę gatunku, w swej zmysłowości i niezwykłym artyzmie porównywalną z Casablancą.
Przed Państwem...
Kandydat Kononowicz!
Kogo banuję - przede wszystkim chamów, nudziarzy, domorosłych psychologów i detektywów-amatorów. To mój blog i to ja decyduję, kto tu będzie komentował. Powinnam to zrobić dawno, teraz zabieram się za porządki. Dyskusja - proszę bardzo, może być na wysokich tonach, ale chamstwo i nudziarstwo zdecydowanie nie.
Anka Grzybowska
Utwórz swoją wizytówkę
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka