Na stronach internetowych "Spiegla" trwa dyskusja na temat skanerów. Dzięki wprowadzanym obecnie w USA monitorom lotniskowi ochroniarze będą mieli możliwość wyłapywania potencjalnych zamachowców z Al Qaidy. Na ekranach, które przypominają rentgenowskie zdjęcia, ochroniarze będą widzieli, co kto próbuje przemycić pod ubraniem.
A więc będą mogli wirtualnie rozbierać pasażerów do naga.
Wszystkie partie bundestagu - rządzące i opozycyjne - zapowiedziały swoje twarde NIE. Nie dopuszczą do zainstalowania na niemieckich lotniskach uwłaczających ludzkiej godności skanerów.
W tym samym tonie (oburzenia) przebiega debata internautów ze Spiegel-online. Padają porównania z Orwellem i oskarżenia o rasizm. Ochroniarzom imputowany jest voyeryzm, czyli podglądactwo. Jak sugeruje któryś z uczestników dyskusji, ofiarami owego voyeryzmu będą podobno przede wszystkim podróżni o ciemnym kolorze skóry.
Do wybuchu bomby na pokładzie któregoś z airbusów Lufthansy lecących z Europy do USA dojdzie pewnie prędzej lub później. Ale do tego czasu tzw. sfera intymna pasażerów, przynajmniej na niemieckich lotniskach, będzie objęta rządowymi gwarancjami. Wnioskując z nastrojów na niemieckich forach internetowych na szczególną anonimowość będą mogli liczyć podróżni z krajów Trzeciego Świata.
Dwa dni temu na kanale informacyjnych NTV widziałem krótką migawkę w związku z nieudanym zamachem na samolot z Amsterdamu do Detroit. Padło w niej parę uwag na temat izraelskich linii lotniczych EL AL, które uchodzą od 40 lat za najbezpieczniejsze na świecie. Mimo wciąż ponawianych prób ataków terrorystycznych, wszystkie udaremniono. "Recepta jest banalna", powiedział bodajże szef ochrony na lotnisku w Tel Avivie. "Używamy klucza etnicznego. Jeśli na pokład wchodzi dziesięciu Arabów, nasza uwaga kieruje się na nich. Nie marnujemy czasu na sprawdzanie osiemdziesięcioletniej żydowskiej babci na wózku inwalidzkim..."
Można to nazwać "kluczem etnicznym", "rasizmem" albo po prostu "zdrowym rozsądkiem", którego w debatach na temat zagrożenia terroryzmem np. w Niemczech najwyraźniej brakuje. Szczególnie jeśli wsłuchać się w protesty przeciwko skanerom.
Bo o cóż tu chodzi naprawdę?
Przecież nie o pogwałcenia ludzkiej godności, na którą chóralnie powołują się parlamentarzyści z bundestagu.
Krzyczą godność, ale co innego mają na myśli i chyba to właśnie chcą zakrzyczeć. Nie oni jedni zresztą… Godność jest tu listkiem figowym, za którym kryje się nagość i wstyd przed nagością, którą co najmniej 90 procent ludzi zazdrośnie ukrywa pod zwałami bielizny.
Rozebrać się do naga na oczach skanera jest niemożliwością, ciosem śmiertelnym zadanym naszej próżność i przekonaniu o nieskazitelnych proporcjach naszego ciała. Wszyscy wiemy, że tylko stosunkowo niewielu z nas może się takim ciałem pochwalić, ale kto z nas nie wmawiał sobie codziennie, że jeśliby trochę potrenował i wciągnął brzucha, to będzie jeszcze... całkiem, całkiem?
Spotkałem się kiedyś z opinią, że w Stanach Zjednoczonych kilka milionów ludzi dotkniętych jest schorzeniem psychicznym, którego podłożem jest marzenie o piękniejszym, w świecie realnym zapewne nieistniejącym.. ciele. Owe bulimie i anoreksje dorastających dziewcząt, a ostatnio także chłopców, biorą się właśnie z takiego schizofrenicznego nastawienia do ciała.
Dotyczy to także dorosłych, którzy dłużej chcą być młodzi. Wszyscy to robią i wszyscy to wiedzą, ale najbardziej wszyscy się tego boją. Żeby ich ktoś nie podejrzał. Nie zrzucił z nich zasłon z bielizny, pod którymi skrywają prawdę o swoich kłamstwach… czy też raczej – kłamstewkach?
Bo chodzi tu przecież przede wszystkim o próżność. O ów najintymniejszy z lęków, którego źródeł szukać należy w różnicy między tym, jak chcemy być postrzegani i jak wyglądamy naprawdę. Owa trwoga jest największym wrogiem zdrowego rozsądku.
I obawiam się, że pewnie nie ustąpi, dopóki nie dojdzie do porządnego, przywracającego właściwe proporcje, wybuchu.
Inne tematy w dziale Polityka