Nie pamiętam tych czasów, ale znam je z wielu opisów. Marzec 1953 roku i fala histerii, która ogarnęła wtedy całą „postępową ludzkość”, opisywana była przez najlepszych z możliwych świadków tamtej epoki, takich choćby jak Aleksander Sołżenicyn, Milan Kundera albo Marek Hłasko.
Nie ma chyba dokumentacji filmowej z dziejów największej dyktatury XX w., której autorzy nie pokazaliby tłumów oczekujących w śnieżnej zadymce na wejście do mauzoleum Lenina. Nastrój panował tam apokaliptyczny, co wyczytać można było z zaplakanych twarzy obywateli ojczyzny światowego proletariatu. Gdyby w 1953 ktoś dysponował dzisiejszą techniką satelitarną, mógłby pewnie sfilmować z kosmosu wędrówki nieprzebranych rzesz ich braci w żałobie w ZSRR, Polsce, na Węgrzech, w NRD i Czechosłowacji.
Rozpacz zapanowała wszędzie przeogromna. Tak się przynajmniej mogło wydawać nawiedzonym wyzwolicielom światowego proletariatu. Gdyby dać wiarę ich łkaniom i temu, co wtedy głosili, tragedia spotkała ich zaiste międzyplanetarna.
Opuścił ich wódz – generalissimus, batiuszka Stalin, dobroduszny sternik światowego postępu z fajką w zębach. Nawet przedszkolaki zanosiły się płaczem. Osierocił je "dziadzia Soso" – ten sam, który oswobodził narody ZSRR z kajdanów wielowiekowej niewoli i który zapowiadał, że w kolejnej pięciolatce użyje energii atomowej i rozmrozi lody bieguna północnego, użyźni Syberię i nawet za kołem polarnym założy plantacje pomarańczy, arbuzów i mandarynek…
Do Rady Najwyższej ZSRR wpłynął już wniosek, aby jego imieniem nazwać księżyc – najbliższe matce ziemi ciało kosmiczne…
Każdy, kto miał trochę oleju w głowie, zdawał sobie jednak sprawę, że fanatycznych przedstawicieli „miłującego pokój światowego proletariatu” była ledwie garstka. Milionowe zaś tłumy, które zamierały w gestach ”niekłamanej rozpaczy” i które ciągnęły w żałobnych konduktach od Władywostoku po Ural, od Moskwy po Kijów, aż po Warszawę, Pragę, Budapeszt i Berlin Wschodni, wyległy na ulice swoich miast wcale z nie miłości do jednego z najbardziej znienawidzonych dyktatorów...
Myślę, że powodowały nimi zupełnie inne odczucia. Śmierć jest zawsze złą wróżbą, a tym bardziej śmierć tyrana, po którym zostaje pusty tron. Odejście Stalina mogło oznaczać kolejny kryzys, kto wie, czy nie gorszy od wszystkich poprzedzających. Walka o sukcesję na Kremlu dopiero się zaczynała. Tworzyły się frakcje i zawierane na prędce koalicje, a o tym, że w koszarach stały gotowe do wyjazdu czołgi i że armia była uzbrojona po zęby, wiedzieli nawet najgłupsi fanatycy „nowego”.
Wojna domowa i masakry wisiały w powietrzu. Tak samo jak zapach nie przelanej jeszcze krwi, który budził instynkowny strach. Niepewność i lęk o przyszłość skanalizował się w traumie, jaką zawsze wywołuje zbiorowe wrażenie utraty gruntu pod nogami. Żałoba po najbezwzględniejszym tyranie w dziejach ludzkości odegrała rolę parawanu dla uczuć, które z miłością do niego nie miały nic wspólnego i których wtedy nikt nie odważyłby się nazwać po imieniu. Zbyt wielki był strach przed denuncjacją i tym prawdziwsze wydawać się mogły szlochy i jęki udawanej rozpaczy po jego śmierci.
Stawianie znaku równości pomiędzy zbiorową histerią po śmierci Stalina, a emocjami, które wywołała katastrofa lotnicza w Smoleńsku, byłoby oczywistym nonsensem. W obu przypadkach skala zjawisk jest inna. Zastanawiają jednak podobieństwa Nie ceniony do tej pory polityk, który niczym nie zasłużył sobie na szacunek i któremu nie dawano szansy w zbliżających się wyborach, stał się w krótkim czasie kimś w rodzaju bożyszcza tylko dlatego, że zginął na pokładzie samolotu.
Domniemane tajemnice związane z okolicznościami katastrofy – np. z obawami, że padł ofiarą zamachu – budzą nastroje lęku i sprzyjają projekcjom, którymi tak chętnie karmi się zbiorowa histeria. To, że właśnie takie domysły z możliwym konfliktem wojennym z Rosją w tle, próbuje wykorzystać dla swoich doraźnych celów osierocony po nim obóz polityczny, może budzić tylko niesmak. W marcu 1953 sparaliżowanym strachem mieszkańcom Europy Wschodniej wydawało się przez chwilę, że Stalin był ich jedyną gwarancję bezpieczeństwa.
Na szczęście czasy są inne. Nie ma już czołgów gotowych do wyjazdu z koszar, ani dyktatorów. O tym, kto zostanie prezydentem, zadecyduje nie strach, tylko wybory.
http://img341.imageshack.us/img341/7279/dscn1839m.jpg
http://img709.imageshack.us/img709/8792/dscn1866m.jpg
http://img710.imageshack.us/img710/48/dscn1871m.jpg
http://img180.imageshack.us/img180/1795/dscn1869m.jpg
http://img341.imageshack.us/img341/2012/dscn1858m.jpg
http://img145.imageshack.us/img145/3051/dscn1852m.jpg
http://img145.imageshack.us/img145/549/dscn1846m.jpg
http://img180.imageshack.us/img180/4954/dscn1850m.jpg
http://img710.imageshack.us/img710/474/dscn1837m.jpg
http://img145.imageshack.us/img145/1134/dscn1868m.jpg
http://img819.imageshack.us/img819/108/dscn1874m.jpg
http://img203.imageshack.us/img203/4063/dscn1851m.jpg
Inne tematy w dziale Polityka