Trzy lata temu bodaj po raz pierwszy od kilkuset lat Ukraińcy uczynili coś samodzielnie dla swojego kraju. Rzecz oczywiście o pomarańczowej rewolucji. Bez zewnętrznych czynników polityki międzynarodowej innego kraju, a tym razem wręcz przeciwnie – wbrew wyraźnym planom największego sąsiada. Od wieków tak się składało, że o każdych wewnętrznych procesach ciałem decyzyjnym okazywało obce państwo. Czasem z korzyścią dla samej Ukrainy – jak określenie części Rzeczpospolitej przez Stalina jako „etniczne terytorium Zachodniej Ukrainy". Najczęściej jednak ludność ukraińska była wyzyskiwana na rzecz obywateli innych państw, czego najboleśniejszym przykładem był głodomór 1932-1933 roku, kiedy dziesiątki milionów Ukraińców zostali bez jedzenia (fakty wskazują nawet na występowanie zjawiska kanibalizmu), jednocześnie karmiąc wszystkie pozostałe kraje Związku Sowieckiego. Rewolucje, czy każde inne przemiany społeczne i polityczne, które pośrednio dotykały Ukrainę wbrew domniemanej woli narodu, również nie odbywały się najczęściej na samym terytorium Ukrainy, nawet w szkołach ZSRR mówiło się na lekcjach historii, że Ukraińcy w ogóle nie przyczynili się do rewolucji, tylko obudzili się rano w nowym państwie. Dlatego oczywiście podwójnie powinni być wdzięczni za przygarnięcie do rodziny krajów socjalistycznych.
Nie starczyłoby tutaj miejsca nawet na częściowe rozważania nad procesami jakie zdecydowały o obudzeniu się woli Ukraińców, poza tym napisano już o tym dziesiątki książek. Mam jednak wrażenie, że dokonując analizy współczesnej polityki ukraińskiej pomijane są pewne czynniki wewnętrzne samych Ukraińców. Z dużej ilości badań ankietowych wynika, że Ukraińcy, podobnie do swoich najbliższych mentalnie braci – czyli Białorusinów i Rosjan, nade wszystko cenią sobie tzw spokój. Na łamach ukraińskich gazet nie znajdziemy zbyt wiele informacji o wydarzeniach na świecie, a wiadomości telewizyjne są przepełnione przede wszystkim polityką wewnętrzną skupioną głównie wokół konfliktów personalnych, co kształci obraz w oczach biernego obserwatora pewnego rodzaju serialu filmowego. Nic dziwnego, przecież od krótkiego czasu ludność ukraińska ma świadomość pewnego wpływu na scenariusz owego serialu. Przeważająca jej większość jednak pozostaje na pozycji widza absolutnie pozbawionego woli modyfikacji ról i wydarzeń. Co w takim razie w 2004 roku wyprowadziło kilka milionów osób na mróz na kilka tygodni? Czy Ukraińcy naprawdę poczuli, że wybory prezydenckie to plebiscyt – idziemy na Zachód czy pozostajemy kulturowym, ekonomicznym marginesem (oraz demograficzną rezerwą!) zarówno cywilizacji zachodniej jak i Rosji – jak to próbuje się często tłumaczyć w prasie zachodniej? Czy może główną osią sporu był stosunek do demokracji?
Sporo faktów przemawia za powyższym: niemal osiemdziesięcioprocentowa frekwencja w powtórzonej trzeciej turze wyborów prezydenckich 2004 roku, gwałtowny wzrost inwestycji zagranicznych, zdecydowanie polepszone stosunki z krajami dotąd odtrącającymi Ukrainę (albo wręcz uznającymi ją za prowincję Rosji), jak Stany Zjednoczone (słynna „Kolczuga" sprzedana przez Kuczmę Saddamowi pozostawiła duży ślad w pamięci prezydenta USA), czy Francja.
Skłonny jestem jednak postawić inną hipotezę, która być może będzie raczej trudna do zweryfikowania ze względu na krótki wiek, jakim może cieszyć się tzw. demokracja na Ukrainie. Dotyczy ona jednak nie tyle pomarańczowej rewolucji czy ostatnich wyborów parlamentarnych. Myślę, że w przemianach z 2004 roku pierwszorzędną rolę odegrała przede wszystkim świadomość realnego bezpośredniego interesu ekonomicznego. Ten wątek niestety nie przewija się ani w mediach zachodnich, ani w ukraińskich, gdyż może nie jest tak romantyczny jak zwrot ku demokracji czy cywilizacji zachodniej. Jednak nic nam nie wskaże na rzeczywiste zmiany, jakie zaszły w społeczeństwie ukraińskim pomiędzy wyborami prezydenckimi 2004 roku a wyborami parlamentarnymi 2007 roku, jak bezpośrednio uzyskane opinie Ukraińców. A te wyraźnie przemawiają za moją hipotezą. Pomijając znaczny spadek frekwencji wyborczej (ok 20%), która jest wyraźnym odzwierciedleniem rzeczywistej woli politycznej w społeczeństwie, nastroje większości Ukraińców zdecydowanie się pogorszyły. Dopiero konfrontacja z realnością polityki musiała rozwiać rozdmuchane nadzieje społeczne na gwałtowną poprawę stanu własnego portfela. Niestety dopiero bardzo poważne pogróżki odłączenia gazu ze strony Rosji spowodowały uświadomienie sobie rzeczywistej pozycji ekonomicznej z sąsiadem, czyli jemu absolutną podległość w tej sferze (pochodną będzie też zależność polityczna rzecz jasna). Dodatkowo scenariusz serialu politycznego rozgrywany na oczach 48 milionów obywateli zupełnie nie wszystkim odpowiadał jako konsekwencja walki politycznej, do której musieli stanąć osobiście. Rozpad pomarańczowej koalicji i przyłączenie się jednego z jej członków – Partii Socjalistycznej – do obozu „niebieskich", nieuchronnie musiało doprowadzić do nastrojów kontrrewolucyjnych (warunkowo przyjmijmy taką terminologię, pomimo jej charakteru falsyfikującego rzeczywisty proces przemian ustrojowych ), a więc odwrotu od dawnych ideałów pomarańczowej rewolucji. Trzeba podkreślić, że zarówno w wyborach parlamentarnych 2006 roku jak i w przedterminowych wyborach do Rady Najwyższej największą ilość głosów zdobyła Partia Regionów. Wygląda na to, że wyłącznie ze względu na deklaracje przedwyborcze"pomarańczowych" liderów i pozostałości po autorytecie prezydenta Ukrainy (albo po prostu nieznane pozakulisowe układy), partia Janukowycza nie zawiązała koalicji z innymi partiami nie należących do pomarańczowej koalicji. Tylko przyjmując, że głosy oddane na ugrupowania Juszczenki i Tymoszenko były w istocie oddane bez oglądania się (na jaką partię konkretnie, byle na pomarańczową, jak częściowo w 2005 roku w Polsce głosowało się na PiS i PO, byle przeciwko komunistom), niedawny wybór Julii Tymoszenko na premiera można uznać za w pełni konstytucyjny. W skali wyrazu ogólnonarodowych oczekiwań pozostaje to kwestią częściowo otwartą, ale pewnie już tylko dla blogerów.
Z drugiej strony cały ten proces zmian można potraktować jako najzwyczajniejsze w świecie konstruowanie się sceny politycznej i podziałów politycznych na Ukrainie. Z dużym znakiem zapytania możemy nawet postawić tezę o podobieństwach podziałów społecznych Ukrainy i Polski i procesie ich kształtowania się. Stosując analogię do najnowszej historii niepodległej Polski i koncepcji dr hab. Mirosławy Grabowskiej podziału postkomunistycznego, można stwierdzić, że zachodzą przesłanki do określenia podziału społeczeństwa ukraińskiego na dwie części. Jedna z nich ciągle reflektuje na hasła pomarańczowej rewolucji, uświadamia sobie krzywdy wyrządzone narodowi w okresie komunizmu, chętnie utożsamia się z Europą, częściowo popiera aspiracje do NATO, dużo chętniej widzi Ukrainę jako przyszłego członka Unii Europejskiej, głosuje na obóz pomarańczowy, a w przeważającej większości to młodzi mieszkańcy zachodniej Ukrainy i mniejszych miejscowości. Ta druga część to mieszkańcy dużych metalurgicznych metropolii wschodniej Ukrainy, ciągle hołubiących sentyment do potęgi Związku Sowieckiego, preferujących spokój i bezpieczeństwo (rozmaicie pojmowane) od nieraz koniecznej walki za własną tożsamość, w absolutnej większości przeciwna wstępowaniu Ukrainy do NATO (ciągle Sojusz Północnoatlantycki jest postrzegany jako agresor i wróg), mający w zasadzie ambiwalentny stosunek do Unii Europejskiej, posługujący się językiem rosyjskim i z pewnością popierający inicjatywę przywrócenia mu statusu drugiego języka urzędowego, oczywiście głosujący na obóz „niebieskich". Ogromną różnicą pomiędzy Polską a Ukrainą w tym podziale jest cena jego kształtowania się – w Polsce walczono o niepodległość od 1956 roku, zaś za nikły odpowiednik na Ukrainie można nazwać powstawanie pod koniec lat dziewięćdziesiątych organizacji opozycyjnych i akcji typu „Ukraina bez Kuczmy". Również czynnik geograficzny w przypadku Ukrainy jest bardzo ważny, gdyż właśnie skrajne nastroje występują na Zachodzie i na Wschodzie, zaś w centrum (z wyłączeniem wyraźnie „pomarańczowego" Kijowa) podział nie jest tak ścisły.
Czy naród ukraiński (wraz z elitami politycznymi) zmierzy się z wyzwaniami demokracji i zaakceptuje reguły wolnościowe przyjmując kurs prozachodni i niepodległościowy jak uczyniła to Polska? Najbardziej pewni tego byliśmy wszyscy mroźną zimą 2004 roku. Z pewnością ogromna część społeczeństwa była do tego zdeterminowana bez względu na przeszkody jakie stawiane jej były przez nowy ład społeczny. Być może podziały polityczne na Ukrainie byłyby dziś zupełnie inne – bardziej podobne do Polski, gdzie scena polityczna jest zdominowana przez ugrupowania postsolidarnościowe bez dziedzictwa totalitaryzmu i niewoli. Być może. Gdyby nie powszechność korupcji na szczytach władzy zamiast coraz bardziej odgradzających się od mas najwyższych urzędników państwowych, poważna edukacja obywatelska zamiast bezsensownej populistycznej socjalnej propagandy oraz autentyczne działania władz skierowane na odrodzenie się tożsamości narodowej zamiast „wielowektorowości polityki", której dyplomatyczna wartość w moim przekonaniu jest zerowa.
Aleksander Borkowski
Warsztaty Analiz Socjologicznych
Polska/Ukraina
Warsztaty Analiz Socjologicznych to nowoczesna instytucja oparta na wzajemnym zaufaniu. Unikamy zaszufladkowania organizacyjnego. Świadomi wyzwań, przed którymi stoją młodzi Polacy mający ambicję wpływać na rzeczywistość społeczną w kraju, nie zaś tylko być jej biernymi uczestnikami, stawiamy na ciągłe doskonalenie naszego Warsztatu.
Kontakt: warsztaty@warsztaty.org
warsztaty.org
Promote Your Page Too
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka