waw75 waw75
1716
BLOG

Na jaki symbol zasługuje Solidarność

waw75 waw75 Polityka Obserwuj notkę 28

Mi osobiście jest Lecha Wałęsy tak po ludzku żal. Facet o tak ponadprzeciętnej megalomanii najprawdopodobniej już dawno wyparł z siebie fakty ze swojego życiorysu, i dziś najpewniej nie wie nawet czego ci „mali ludzie” od niego chcą. To oczywiście moje czyste spekulacje, niemniej jednak jestem przekonany że Lech Wałęsa wiele lat temu zaprojektował swój wirtualny świat w którym żyje i trzeba się pogodzić że tak już pozostanie. To pastwienie się nad facetem o głęboko zaburzonej osobowości. Możemy się łapać za głowę słuchając kolejnych „wyjaśnień” że to nie on tylko sobowtór, że SB od samego początku współpracy z młodym elektrykiem z wydziału W-4 masowo preparowała setki dokumentów (którymi zresztą potem sama siebie okłamywała w obrocie wewnętrznym) czy też opowieści o czystym zbiegu okoliczności, że kiedy pomagał się wykazać jakiemuś nieszczęsnemu młodemu oficerowi SB kwitując mu współpracę to jednocześnie fartownie wygrywał wielokrotnie w totolotka. Dlatego trzeba wreszcie dostrzec że bezradne odpieranie jego kolejnych wersji  przy pomocy kolejnych faktów, setek oryginalnych dokumentów, czy naocznych świadków nie ma po prostu sensu.  Nie trzeba też uruchamiać jakiejś specjalnej wyobraźni żeby, wiedząc dziś jakie dokumenty były w archiwach SB, dostrzec skalę napięcia i niepewności w jakiej żył ten człowiek przez cale lata 80-te a potem 25 lat po transformacji. Nikt by tego nie wytrzymał psychicznie i to przez tyle lat – myślę więc że Lech Wałęsa po prostu wyparł z siebie swoją przeszłość a jego cechy osobowości znacznie mu to ułatwiły. I choć to może kogoś oburzyć, jest mi absolutnie obojętne jakie kity wciska za pieniądze publiczności w Chile, Meksyku, Peru czy Bóg wie gdzie jeszcze – klient płaci – klient wymaga. Wałęsa zaś w opowiadaniu bajek jest niezrównany. A z wiekiem być może nawet coraz bardziej niezrównany.

Trudno się też nie zastanowić czy surrealistyczna chwilami megalomania Wałęsy i – powiedzmy – jego zagubienie w realnym świecie, także nie jest skutkiem ubocznym taktyki jaką zastosowała wobec niego Służba Bezpieczeństwa.  Nawet jeśli ograniczymy teoretyczne spekulacje do absolutnego minimum to trudno będzie nam pojąć jak to możliwe że – jak zauważył kilka dni temu salonowy Komentator MAB – szefem Solidarności na całą dekadę zostaje facet na którego – jak dziś wiemy – SB już w 76 roku miała oryginały takich dokumentów że byłaby go w stanie „wymazać” z historii  Stoczni  w kwadrans i to bez użycia przemocy czy metod operacyjnych. A przecież ludzie którzy po jego donosach tracili pracę lub byli poddawani inwigilacji, wówczas skojarzyliby fakty w kilkanaście sekund – nie było potrzeby angażować sztabu historyków czy grafologów.

Wałęsa mógł z czasem nabrać przekonania, że robi SB-cję w „karolka” a jego niezrównany geniusz polityczny i dyplomatyczny pozwala mu bezkarnie rozgrywać tą potyczkę z wirtuozerią matadora. I obawiam się że naprawdę – być może nawet już w 1980 roku – tak głęboko w to uwierzył że mu, najprościej mówiąc, odbiło. A tysiące działaczy, mimo ze łapało się czasem za głowę co ten facet wyczynia, na przykład kiedy  jednoosobowo, telefonicznie, w Warszawy,  neutralizował w marcu 1981 roku ogólnopolski  strajk do którego załogi były już gotowe, to jednak widzieli że choć Lechu jaki jest taki jest, to z jakichś dziwnych powodów to się sprawdza a władza nie tylko się z Lechem liczy, ale czasem nawet mu ustępuje. Wałęsa był pyskaty, apodyktyczny, pewny siebie, podczas zebrań KKP w marcu 1981 potrafił wręcz szantażować publicznie Jacka Kuronia i Karola Modzelewskiego, że ujawni o nich jakieś kompromitujące fakty – był samcem „Alfa” w związku. I w tej megalomańskiej bufonadzie tysiące działaczy Solidarności upatrywało geniuszu politycznego z którym ówczesna władza a nawet SB sobie – jak sądzili - najzwyczajniej w świecie nie radziły. Co gorsza Wałęsa też w to uwierzył. Na cale dekady, i nie sądzę aby miało się to kiedykolwiek zmienić.

Wydawało się więc, że Lech Wałęsa, obdarzony takimi cechami osobowości jakie prezentował,  jest człowiekiem absolutnie „niesterowalnym” – ani przez „krajówkę” Solidarności ani co najważniejsze przez komunistyczną władzę. I pewnie tak  do pewnego stopnia było, bo dla nikogo nie był zapewne do końca przewidywalny. Z tą tylko różnicą, że „rozsądne” i „genialne” studzenie zapału komisji zakładowych czy  rolników Solidarności RI – za które zresztą Wałęsie udawało się uzyskiwać doraźnie jakieś ustępstwa ze strony władzy, nie były efektem jego taktycznej zręczności – ale swego rodzaju koncesją jaką mu udzielono za to żeby rok 1980 więcej się na Wybrzeżu nie  powtórzył. Parafrazując literackiego klasyka – kozak się chełpił przekonaniem że co rusz łapie za łeb tatarzyna, tymczasem jak dziś wiemy – tatarzyn mógł z nim w każdej chwili zrobić co tylko chciał. I to bez użycia przemocy ani „nieznanych sprawców” – bo na to Lech Wałęsa był niewątpliwie człowiekiem zbyt mocno eksponowanym. 

Panował przy tym wielokrotnie uwiarygodniony pogląd, że tylko Lechu, jakkolwiek to co mówił nie zawsze trzymało się kupy,   jest w stanie coś ugrać bo tylko Lechu potrafi władzę tak szachować że ta się ugina. Jak wiemy pogląd ten niestety panował aż do 1992 roku, kiedy się okazało że jego charakterologiczna „niesterowalność” jednak kryje jakieś mocne sznurki które go motywują. Trudno naprawdę zrozumieć jak logicznie połączyć że choć Wałęsa wiedział co bezpieka na niego ma i jakie dowody sam jej podarował w latach siedemdziesiątych, to mimo wszystko głęboko uwierzył że pan Lechu z bloku na gdańskiej Zaspie jest w stanie dzięki swoim unikatowym cechom osobowości trzymać za pysk cały aparat bezpieczeństwa i komunistyczne władze. I dlaczego fakt że władza i SB-cja się z nim liczyły upewnialo go tylko w tym drugim przekonaniu. 

Z czysto akademickich powodów możemy więc legendę o Lechu Wałęsie okraszać dowolną ilością narracji. Od ”supersamca Alfa” – a do tego obdarzonego ponadprzeciętnym darem wizjonera który zdominował całe środowisko ówczesnej opozycji, przez geniusza który wyprzedzał swoją epokę umiejętnością prowadzenia czegoś co dziś nazywamy realpolitik, po cynicznego lawiranta, obdarzonego intuicją w manipulowaniu ludźmi. Czegokolwiek byśmy jednak nie dopasowali do obrazu zdarzeń, to wszystkie te wersje łączą dwie uzupełniające się wzajemnie cechy tego człowieka – naprawdę duża odwaga i  powalająca wręcz megalomania.

Niemniej fascynującym jest jednak to jakie emocje powoduje dziś ujawnienie prawdy o meandrach postępowania Lecha Wałęsy. Szczególnie, że nawet jeśli uznamy że historia Solidarności została zamknięta w złotej księdze narodu, to trudno nie zauważyć, ze Lech Wałęsa, przez ponad dwie ostatnie dekady po prostu kłamał na temat swojej przeszłości, wymyślając coraz to różne rewelacje które okazywały się wyssane z palca. I to pomimo, że ani żadna bezpieka ani kazamaty totalitarnego państwa od dawna nie ograniczały mu wyboru. Co gorsza, ludzi którzy mówili o nim prawdę zaciągał przed wymiar sprawiedliwości i oskarżał o kłamstwo – choć jak dziś wiemy – mówili prawdę. I to jest problem. Tym bardziej że dla wielu dawnych działaczy, polski fenomen Solidarność jednak zasługuje na ikonę, która z natury rzeczy – poza wszelką ludzka miarą -  jest wolna od takich słabości jak kłamstwo czy fałszowanie historii, a biorąc pod uwagę choćby znaczenie swojej nazwy także od skłonności do zdradzania swoich towarzyszy za korzyści materialne.  

waw75
O mnie waw75

po prostu chcę rozumieć

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (28)

Inne tematy w dziale Polityka