Nie wiem czy możliwa jest dziś odpowiedź na pytanie czy to Sejm doprowadził do paraliżu Trybunału Konstytucyjnego czy też to Trybunał sparaliżował prace Sejmu. Sytuacja stała się bowiem patowa – coś jak bokserski klincz w którym obaj zawodnicy trzymają rękawice rywala i żaden pierwszy nie puści w obawie przed nokautującym ciosem. A mówiąc mniej poważnie, jak w znanej każdemu sytuacji z dzieciństwa kiedy trzymamy kogoś kurczowo za nadgarstki bo nas bezlitośnie łaskotał a on siedząc na nas okrakiem przekonuje: no puść – już nie będę. Jakoś nie wierzyliśmy, i zwykle okazywało się że słusznie.
Sytuacja jest jednak niezwykle dramatyczna bo lada moment naprawdę może się okazać że tkanka funkcjonalna władzy ustawodawczej państwa może się po prostu rozsypać. Brak perspektyw rozwiązania tej sytuacji narzuca siłą rzeczy dyskusję na temat tego kto do tego kryzysu doprowadził. Dyskusję o tyle jałową że strona która podcięła w czerwcu i październiku tą lawinę – a mówiąc dokładnie cały ten konflikt wywołała, dziś z obezwładniającą wręcz hipokryzją twierdzi że problem zaczął się w listopadzie a nawet grudniu 2015 roku. To rzecz jasna kończy dyskusję.
PiS wygrał zeszłoroczne wybory parlamentarne nie dlatego że większość wyborców była jego zwolennikami. Wygrał je przede wszystkim dlatego że coraz więcej Polaków miało już serdecznie dość problemów wywołanych destrukcją, demoralizacją i błędami poprzedniej ekipy (być może za długo) rządzącej. Ludzie uwierzyli że tylko tak radykalna siła polityczna jak Prawo i Sprawiedliwość może dokonać radykalnego zwrotu i naprawy tych patologii. I jeśli patrzymy dziś na sytuację w Trybunale Konstytucyjnym to naprawdę nie sposób inaczej to postrzegać.
PiS formalnie obejmując władzę 12 listopada 2015 roku odziedziczył w spadku po koalicji PO-PSL niedrożny i źle zorganizowany Trybunał, który z powodu swoich wad funkcjonalnych był zawalony ponad dwustu zaległymi sprawami do rozpatrzenia i patologię tą łatano tylko dzięki temu, że wybierano z tej masy zaległości tylko to co z jakichś powodów nie mogło czekać. Co więcej, nowa ekipa odziedziczyła po poprzednikach strukturę organizacyjną niemal całkowicie opanowaną przez ludzi poprzedniej władzy – dodatkowo wyposażonych, dzięki zapisom nowej Ustawy z czerwca 2015 roku, w narzędzia pozwalające nie tylko storpedować pracę Sejmu czy rządu ale nawet doprowadzić do inpeachmentu.
Jeśli komuś się to dotychczas wydawało czczą histerią, to po ostatnim werdykcie w sprawie Ustawy o TK łuski z oczu spadły chyba każdemu. Trybunał Konstytucyjny może dokładnie każdą Ustawę w dokładnie każdym jej punkcie, a nawet we wszystkich jej punktach, uznać ze niezgodną z Konstytucją RP i dalsze losy dokładnie każdego aktu prawnego ustanowionego przez 460 posłów a potem zatwierdzonego przez 100 senatorów wybieranych w demokratycznych wyborach, jest przesądzony. Idzie do kosza. Jeśli wymaganie aby sędziowie Trybunału, ze względu na wagę materii orzekali większością dwóch trzecich głosów można uznać za niekonstytucyjne to naprawdę nietrudno sobie wyobrazić że da się za niezgodne z Konstytucją uznać dokładnie każdą regulację prawną. To tylko kwestia sofistyki. Trudno mieć jednocześnie jeszcze jakieś wątpliwości, jaka była rzeczywista waga „zainstalowania” w Trybunale dodatkowych trojga sędziów z nominacji Platformy Obywatelskiej. Scenariusz o przedterminowych wyborach naprawdę nie wydaje się tu przesadzony.
Jakkolwiek byśmy jednak nie patrzyli na tą sprawę to ciężko się pozbyć odczucia, że z rozbrojeniem tej konkretnej miny zastawionej przez cyniczne towarzystwo Platformy i PSL-u, PiS sobie do końca nie poradził. Spośród wielu jeszcze bez wątpienia chamskich pułapek, w tą niestety nowa ekipa wpadła po same uszy. Do tego trudno chyba zaprzeczyć że mało kto spodziewał się że odchodząca ekipa będzie przekraczała kolejne granice agresji a nawet szkodzenia własnemu państwu aby odzyskać utracone wpływy. To zaskoczyło, i nadal zaskakuje chyba każdego. Ci ludzie są absolutnie zdolni do wszystkiego i doprowadzenie do zablokowania Polsce unijnych dotacji nie będzie tu punktem końcowym. Zresztą po apelu Wojciecha Czuchnowskiego aby oficerowie w wojsku odmawiali wykonywania rozkazów przełożonych, trudno nawet przesądzać czy będą tu przestrzegane jakieś granice. Co gorsza, apele te często trafiają na chłonny grunt zatrważającego fanatyzmu, którego też nikt się chyba nie spodziewał. Choć przecież czytając jeszcze przed wyborami artykuły w Gazecie Wyborczej czy Newsweeku można było podejrzewać że to ciężki kaliber. Dość wspomnieć choćby teksty Renaty Kim, która opisywała ludzi którzy w obawie przed wygraną PiS-u likwidują swoje biznesy i w popłochu uciekają z Polski a nawet myślą o groźbie samobójstwa. Ten fanatyzm pielęgnowano naprawdę systemowo.
W sprawie Trybunału chyba doszliśmy już do dna i albo się z niego odbijemy albo naprawdę będzie to koniec Trybunału Konstytucyjnego, bo Parlamentu wyeliminować się nie da.
Inne tematy w dziale Polityka