KOD jako samodzielna siła polityczna to oczywiście temat na sezon ogórkowy, choćby z tego powodu ze na jego czele stoi facet o potencjale bardziej rzutkiego lokalnego działacza ekologicznego. Trudno jednak lekceważyć potencjał tych emocji społecznych jakie KOD – niczym papierek lakmusowy – wywabił na ulice polskich miast. I to jest realny problem. Nie PiS-u czy rządu, ale przede wszystkim społeczeństwa.
Nie twierdzę, że działaczami KOD-u, czy też raczej trzeba powiedzieć: organizatorami tych protestów społecznych, kierował pierwotnie jakiś cyniczny plan polityczny. Bardziej upatruję tu pewnej maniery postmodernizmu – czyli poszukiwania atrakcyjnej i widocznej, często przerysowanej formy, jako odreagowanie na sztampę, poprawność czy osiem lat kolektywnego pieszczenia towarzystwa wzajemnej adoracji. Jako odreagowanie poprawności wizerunkowej pomimo coraz trudniejszego funkcjonowania w państwie rosnącej biurokratyzacji, powszechnej świadomości nepotyzmu (nie tylko politycznego), powszechnego ustawiania przetargów i coraz większych kosztów życia a przy tym wymagań trybu pracy. Wybuch złych emocji jeszcze przed 25 października 2015 roku w wielu środowiskach byłby postrzegany jednoznacznie – jako zdrada i dezercja z frontu walki z „kaczyzmem”. A nade wszystko jako atak na swego rodzaju zamknięty klub społeczny walczący o swoją dominującą pozycję. Dziś ta wściekłość została uwolniona w „poprawnym kierunku”.
Postmodernizm KOD-u ubrał te emocje w atrakcyjne formy, stąd szczytne hasła, oporniki w klapach kurtek, projekcja nieistniejących restrykcji ze strony państwa czy łamania praw człowieka. Ale też – a dziś może już przede wszystkim – skrajnie populistyczne hasła, bazujące na najniższych instynktach i najprostszych stereotypach. Począwszy od ceremonialnego już i symbolicznego linczu na „kurduplu” skończywszy na projektowaniu wroga zbiorowego jako faszystów, stalinistów, nazistów i ludzi zdolnych do ludobójstwa. Nie to jest jednak najsmutniejsze że KOD się takim populizmem posłużył (postmodernizm z natury rzeczy ma swoje wyraziste narzędzia ) – ale to że populizm ten trafił na tak podatny grunt – że w tak dużej i aktywnej części społeczeństwa istniały aż tak czule struny na których hasła te zagrały .
Sądzę, że wciąż zbyt mocno niedoceniamy faktu ze przez niemal całą ostatnią dekadę, na potrzeby polityczne poprzedniej władzy, w społeczeństwie budowano potencjał pogardy, strachu i nienawiści nie tylko wobec środowiska ówczesnej opozycji, ale przede wszystkim wobec całej tej części społeczeństwa której prawa i interesy były lekceważone przez ostatnie dwie kadencje.
I jeśli dziś PiS - bazujący na hasłach walki z zepsuciem czy rozkładem państwa, a nawet zdradą interesów na rzecz zagranicznych graczy – dopuszcza się niesprawiedliwych dymisji czy przesady w ustawowych nowelach, to naprawdę strach sobie nawet wyobrażać jakich narzędzi użyliby dziś przedstawiciele środowiska które doszłoby do władzy na hasłach walki z faszystami i stalinowcami.
Jaki jest dorobek propagandy ostatniej dekady? Cztery prawdziwe sytuacje z ostatnich tygodni:
- Trzy tygodnie temu - rozmowa na temat sporu o Trybunał Konstytucyjny. Mój rozmówca, człowiek „40+” – jak twierdził (i nie mam powodów nie wierzyć), kompletnie nie interesujący się polityką. A bez wątpienia nie sympatyk żadnej partii politycznej bo istotnie, „jechał” równo na wszystkich, choć bez inwektyw. Mocno kibicuje akcjom KOD-u bo „widzi co się dzieje” a „to co robi Kaczyński nie rożni się niczym od tego co robił Hitler i Stalin, brakuje mu tylko wąsów”. Na pytanie czy gdzieś, na przykład w internecie, zetknął się informacjami o tym co owi zbrodniarze robili, słyszę znaną mi na pamięć kalkę że „każdy inteligentny i wykształcony człowiek musi przecież te analogie dostrzegać a pan przecież jest inteligentny i wykształcony”.
- Dwa tygodnie temu – rozmowa ze zwolenniczką KOD-u, konsekwentną i zadeklarowaną wyborczynią PO. Rozmowa o możliwym nałożeniu przez Komisję Europejską sankcji finansowych wobec Polski. Moje uwagi, że na takich sankcjach bardzo straci nie tylko PiS i jego wyborcy ale stracą wszyscy Polacy, kwituje z przekonaniem: „I bardzo dobrze! Niech pokażą pisiorom co świat o nich myśli”. Wprost mówi też przy tym, bez ogródek, że „pisiorów po prostu nienawidzi”.
- Tydzień temu – elegancka cukiernia na rzeszowskim rynku. Ładnie ubrani, kulturalni klienci, miła kameralna atmosfera, dobra subtelna muzyka. Dla relaksu i dla ducha – prasa wyłożona na stojakach. Do wyboru trzy gazety: lokalny informator biznesowy (tytułu nie pamiętam, chyba „Przegląd .. „ - biznesowy albo gospodarczy ) i dwa egzemplarze Gazety Wyborczej: wydanie ogólnopolskie i wydanie rzeszowskie.
- Trzy dni temu – rozmowa ze znajomą, która mnie pyta: „Czy naprawdę tak było?” – jest wyraźnie poruszona, szczerze i uczciwie. Okazuje się że powodem jest lektura, wydanej w 2014 roku książki Marii Nurowskiej pod tytułem „Zabójca”. Wyciąga ją z torebki i czyta:
„Udawałam się tam na rozmowę z salową pewnego warszawskiego szpitala, która przedziwnym zrządzeniem losu została wytypowana jako pionek w grze tajnych służb. Centralne Biuro Antykorupcyjne chciało dopaść jej szefa, ordynatora oddziału, na którym pracowała. Być może spektakularne aresztowanie było potrzebne rządzącej partii w jej rozgrywkach politycznych, więc na oczach zdumionego personelu ordynator został wyprowadzony ze szpitala w kajdankach. Wkrótce potem w taki sam sposób wyprowadzono salową. Bez żadnych wyjaśnień zamknięto ją w celi, spędziła tam samotnie noc, a rano pojawiła się strażniczka z czystą kartką papieru i długopisem w ręku i powiedziała:
- Podpisz tu na dole i będziesz wolna
- Co mam podpisać? – spytała uwięziona
- No ... że byłaś świadkiem przyjmowania przez ordynatora łapówek od mafii
- Ja tego nie podpiszę, bo to nieprawda –odrzekła przypieczętowując swój los.
Przesiedziała w areszcie dwa lata, tymczasem zlicytowano jej dom za grosze. Dobrzy ludzie zapłacili za nią kaucję, więc mimo toczącego się przeciw niej procesu wyszła na wolność, tyle że nie miała już domu. Na szczęście inni ludzie wzięli ją do siebie. I ja tam właśnie jechałam. Byłam bardzo przejęta, kiedy naczelny w skrócie przedstawił mi jej sprawę, wprost nie mogłam uwierzyć, że coś podobnego mogło się wydarzyć w moim kraju, który nie zapomniał jeszcze obrzydliwych ubeckich metod.” (str. 6-7)
Pożyczyłem od niej na chwilę tą książkę żeby rzucić okiem i kilka stron dalej ( na stronie 19 ) natknąłem się na wstrząsający wywiad jaki bohaterka powieści przeprowadzała z ową salową, która straciła wszystko bo uczciwie nie zgodziła się na oszczerstwo. Oszczędzę Państwu kolejnych cytatów, powiem tylko że pani Stanisława (owa salowa, bardzo wierząca, starsza już kobieta) została przez CBA oskarżona że w zamian za „stosunki sypialne” z ordynatorem założyła konto w Szwajcarii na które skorumpowany lekarz przelewał łapówki od mafii, potem odebrano jej rentę i nie ma nawet za co kupić chleba a w areszcie głodzono ją żeby wymusić zeznania.
Dla mnie to cztery fundamenty na których stoi dziś KOD:
-absurdalnie skrajne projekcje wroga
- nienawiść do przeciwnika politycznego która zdolna jest wręcz do zniszczenia własnego państwa byle nie stracić nad nim przewagi
- całkowita indoktrynacja medialna i opanowanie centrów opiniotwórczych przez jedno środowisko polityczne ( a propos – wyobraźmy sobie że w lokalu – restauracji czy poczekalni lekarskiej, na stojakach są wystawione tylko dwa tytuły: Gazeta Polska Codziennie i tygodnik Wsieci Szok, prawda. Czy Gazeta Wyborcza i Newsweek, czyli dwa najmocniej umocowane politycznie (choć na lewicowym biegunie ) tytuły w Polsce też dałyby takie odczucie? Tak działa indoktrynacja.
- Projekcja rzeczywistości i propaganda polityczna w środowiskach opiniotwórczych – w literaturze, sztuce, muzyce. Czyli to z czym – przecież polscy artyści tak bardzo ostatnio walczą ... I czym podobno tak bardzo się brzydzą.
Inne tematy w dziale Polityka