Sytuacja Niemiec jest nie do pozazdroszczenia. Polityka imigracyjna obecnego rządu rodzi tam problemy wcześniej nie znane, które być może wymagają też całkiem nowych metod ich rozwiązywania. Minister sprawiedliwości Niemiec określił to tak, że w Kolonii, Hamburgu, Stuttgarcie, Berlinie, Frankfurcie, Dusseldorfie, Bielefeld, Wolfsburgu i Weil zaszły wydarzenia, które wskazują, iż mamy tu do czynienia z „nową formą zorganizowanej przestępczości”. Masowy charakter ekscesów, bezradność obywateli Niemiec oraz policji a także pewność siebie imigrantów dopominających się o coś, co im się wg nich samych nieodwołalnie należy od zapraszającego gospodarza - są sygnałem, że jakieś granice zostały przekroczone i że, coś fundamentalnego zostało tu przeoczone. Dla obserwatora zewnętrznego staje się jasnym, że sprawy nie załatwią tu żadne rozwiązania tymczasowe będące na poziomie zwykłej reakcji na nietypowe akcje. W sposób oczywisty rozwiązaniem nie może być zwiększenie ilości oraz zaangażowania policjantów. Przy 3 tys. kolejnych imigrantów przekraczających dziennie granice Niemiec reakcja na poziomie działań służb porządkowych zmieniła by Niemcy w państwo policyjne, a o to z pewnością – bardzo prospołecznie i demokratycznie nastawionej kanclerz Merkel – nie chodzi. Z tych samych powodów zaangażowanie armii w celach prewencyjnych nie wchodzi w grę. Cóż więc pozostaje? Nie znajdziemy rozwiązania, jeśli nie spojrzymy na byłych mieszkańców Bliskiego Wschodu i Afryki – nieuprzedzonym i rozumiejącym spojrzeniem. Nie można o nich mówić tak, jak ich rodak, Ghaze Abdullah: „Ci, którzy szturmują granice, to w większości słabo wyedukowani ludzie z pustyni. Zobaczcie jaki bałagan zostawiają za sobą. Wstyd mi. Przykro mi to mówić jako dumnemu Syryjczykowi. Oni usłyszeli, że Niemcy przyjmują wszystkich, więc porzucają dobytek i jadą po łatwe życie. Co oni wniosą? Koran pod pachą.” Takie spojrzenie na dramat obcych wędrowców prowadzi, niestety, do ksenofobii.
1.
Patrząc na imigranta wyjdźmy poza schemat naszej, europejskiej optyki. Zobaczmy w nim mieszkańca spalonych słońcem, ciągnących się aż po horyzont żółtych równin, gdzie najbliższy rodak znajduje się poza zasięgiem krzyku a jedyny, codzienny kontakt z „życiem” stanowią dziesiątki, setki par ufnie wpatrzonych w pana i władcę ich losu – oczu zwierząt. Rozumiejmy ich pozornie nachalne zachowania i gesty rąk i dłoni. To gesty samotników, cieszących się z samej możliwości dotyku i bezpośredniego kontaktu z drugim człowiekiem. Czyż dużym nadużyciem będzie porównanie gestów ich szybkiego, wszechobejmującego obmacywania kilońskich nastolatek z pełnymi profesjonalizmu gestami strzyżenia i dojenia owiec i kóz? Mleko jest do wydojenia, wełna i puch jest do ścięcia. Potem mleko wzbierze znowu a runo odrośnie. A i samej owcy, choć się wyrywa w trakcie – później będzie lżej. I właśnie tak – z dużą dozą słuszności – oni to widzą i czują. Nie czujmy się kimś stojącym wyżej niż oni. Od każdego można się czegoś nauczyć, pod warunkiem trzeźwego spojrzenia na rzeczywistość i wyzbycia się poczucia cywilizacyjnej wyższości…
Niedawno obiegł Internet film z rozmową z jednym z „uchodźców”, który – jak ów „dobry dzikus” Jana Jakuba Rousseau – bez naszego, sztucznego, schyłkowego skrępowania wyjawił: „moje jądra są już bardzo duże, spuchnięte, musiałem iść do szpitala”. Jeśli na takie dictum coś w nas nie kruszeje – znaczy to, iż jesteśmy zapatrzonymi w siebie egocentrykami. Czyż można dosadniej wyrazić dramat egzystencjalny, ból nagiej egzystencji? Czyż nie o tym pisali Sartre, Kierkegaard i Marcel? Czyż nie jest to wystarczający powód, by w trybie natychmiastowym powstały gremia, instytucje i komisje debatujące nieprzerwanie nad tym, jak ulżyć temu bólowi, zmniejszyć lub zlikwidować ten Weltschmerz? Nie chodzi już o nazwę, wszak Komisja Europejska do spraw Spuchniętych Jąder – brzmiałoby to zbyt humorystycznie w stosunku do powagi rzeczy samej. Może więc wykorzystać już istniejące komisje i komisarzy europejskich. Widzę tu tylko jednego kandydata: Günther Hermann Oettinger, tak bardzo ostatnio zatroskany o stan demokracji w Polsce. Niegdyś komisarz do spraw energii, dzisiaj komisarz do spraw cyfryzacji i społeczeństwa. Energia społeczeństwa i…(excusez le mot)„numerki”, czyż trzeba lepszych rekomendacji?
Kilka miesięcy temu pojawiły się projekty objęcia imigrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu programem edukacji, czymś w rodzaju „Przysposobienia do życia w rodzinie” oraz kursami kultury relacji erotycznych. Oczywiste jest, że takie pomysły mogły zrodzić się tylko w oderwanych od rzeczywistości głowach przeróżnych lokalnych działaczy ruchów wspomagających asymilację przyszłych gastarbeiterów. Nawiasem mówiąc owo oderwanie jest zresztą analogiczne do tego, które możemy zaobserwować na szczytach władzy niemieckiej i unijnej. Rozwiązań „w stylu” przekładu na arabski podręczników uzasadniających konieczność respektowania w cywilizowanym świecie zasad savoir-vivre'u – nie przytaczam, gdyż mogłoby to być wzięte za kpienie z niedawnej decyzji kanclerz Merkel o przekładzie Konstytucji Niemiec na język arabski. Niestety, wydaje się, że architektom współżycia i konfrontacji grup różnokulturowych inne wyjścia z nieprzewidzianej sytuacji już nie przychodzą na myśl. Możemy mówić tu o pewnym skostnieniu umysłowym i braku wyobraźni, co zresztą nie dziwi, gdyż jest to z reguły towar deficytowy wśród polityków. „Dreimal 100 Professoren –Vaterland, du bist verloren!" (w wolnym przekładzie:Trzy razy po sto profesorów wokoło – i ciebie, ojczyzno, licho wzioło!). Próbując wczuć się w ich sposób myślenia można domniemywać, że spośród rozwiązań sztampowych, szablonowych politycy niemieccy z pewnością brali pod uwagę wykorzystanie potężnej w Niemczech branży domów publicznych (w Niemczech jest ok.400 tysięcy prostytutek, obroty z prostytucji wynoszą 14,5 miliarda euro rocznie).
Nie tędy droga. Mimo, iż bardziej humanitarne, rozwiązanie to jest od kilku lat – w związku ze zmianą profilu narodowościowego imigrantów – odrzucane przez samych zainteresowanych. Wszak, jak to trafnie wyłuszczyło wielu niemieckojęzycznych seksuologów, istotnym, wręcz niezbywalnym komponentem chłopięcej seksualności wieku spóźnionego dojrzewania (20-30 lat) jednostek wychowanych w tradycjach represywnych – jest agresja i atak. Sterylne warunki różowo-atłasowych pokoików z zagwarantowanym i ściśle określonym tak czasowo jak i jakościowo współżyciem – ma się nijak do naturalnych, atawistycznych potrzeb młodzieży afroazjatyckiej. Taki emigrant czuje się wtedy tak, jakby zamiast marihuany, haszyszu, dopalaczy, LSD i kokainy – zaproponowano mu butelkę mdłego Carlsberga. Odczuwa to jako poniżenie i nawet jeśli w zasiłku dla imigrantów byłaby wydzielona kwota na psychofizyczne użycie zmysłowe (nazwijmy ją „rozporkowym”), to krewki, chowany w maksymalnie represyjnej kulturze młodzian, kipiący wulkan bezprzedmiotowej, wreszcie uwolnionej od fundamentalizmu religijnego, energii i żądzy – wyda tę kwotę na hamburgery a nie pozwoli się upodlić i nie pójdzie – sam jeden – z biletem od burdel-mamy na jakieś dziwne, klaustrofobiczne poddasze kojarzące się mu z gabinetem dentystycznym zamiast z otwartością pól i stepów i walką o byt. Sprzedażnej uległości jakichś na wpół plastikowych kocurków nie wciśniemy mu w zamian za pełnokrwistą satysfakcję wojownika zdobywającego „każdą” kobietę, na którą spojrzy, którą „wybierze” władczym, prawie boskim spojrzeniem. Zdobywającego siłą, gwałtem i przemocą „dowolną”, stawiającą opór „niewierną” na oczach pełnych podziwu współplemieńców. Żaden szanujący się typowy imigrant na to nie pójdzie i nie pozwoli traktować się jak obywatel drugiej kategorii, któremu odmawia się konstytuujących jego samoocenę i samopoczucie – kontrowersyjnych z naszego – siłą rzeczy ograniczonego - punktu widzenia zachowań, cokolwiek by na ich temat nie twierdziła niemiecka konstytucja.
Prawa konstytuujące jego naturę naprzeciw praw konstytucji niemieckiej – wynik może być tylko jeden…
Nie dla nich taki „ersatz”, wyrób seksopodobny. Prostytutkami przyzwoity Arab pogardza. Jest to dla niego margines społeczny. Zmuszanie go do korzystania z usług tej powszechnie nie szanowanej grupy społeczno-zawodowej odbiera on jako próbę odebrania mu godności ludzkiej, poniżenie i degradację a przecież, by odzyskać tę godność wybrał się w liczącą tysiące mil wyprawę. Czyż prawdziwy myśliwy, z krwi i kości, zamiast w kniei zaspokoi swą pasję łowiecką spacerując po ogrodzie zoologicznym i dokarmiając wyleniałe kondory w pordzewiałych klatkach? Bądźmy czujni, by nie poniżać ich, nawet niechcący. To tacy sami ludzie jak my, choć może w pewnych aspektach trochę albo i…absolutnie odmienni. Dogmat wielokulturowości wymusza wszak na nas nie projekcję własnych potrzeb na tych „innych”, lecz pełne empatii wczucie się w reguły i koloryt ich, często jakże odmiennego, świata. Kontrast środowiska z którego przybyli ze środowiskiem zastanym w rozwiniętych, rozdzianych i nadzianych państwach Zachodu plus krytyczny hormonalnie poziom ich wieku – tworzą dodatnie sprzężenie zwrotne o trudnych do przewidzenia formach ekspresji. Mówiąc bardziej… po stepowemu: nawet św.Szymonowi by spuchło… Stać na słupie w piaskach pustyni a co chwila na ulicy mijać rozkwitające dziewczęta w bikini – to niebo i piekło. Nawet owe 2 lata fazy integracyjnej – po której być może ten czy ów znajdzie sobie jakąś partnerkę, albo „ściągnie” tęskniącą niewiastę z ojczyzny – to może już być za dużo do zniesienia dla nich.
Jak pokazuje przypadek 20-latka, który zgwałcił 88-letnią obywatelkę Niemiec - nawet stała partnerka nie zabezpiecza przed ciągłym nawrotem atawistycznych zachowań, gdyż w/w młodzieniec w chwili gwałtu był już od kilkunastu miesięcy żonaty. Politycy, którzy w swych rachubach (ekonomicznych) pominęli ten aspekt, są albo sadystami, albo ludźmi bez wyobraźni.
2. PREZENTACJA PROJEKTU HUMANITARNEGO "AMALTEA"
Odrzuciwszy naiwne rozwiązania edukacyjne wróćmy do pytania: „Cóż więc robić?” Jak zapobiec nieograniczonemu powiększaniu się jądra problemu, co może doprowadzić w efekcie do reakcji jądrowej łańcuchowej w Szwecji, Belgii i pozostałych krajach mixu euro-paleo-afro-azjatyckiego?
Ratunek jest tylko jeden: kontrowersyjne rozwiązania systemowe opracowane i wdrażane przez prawdziwych wizjonerów socjalnych. Żadne posunięcia cząstkowe odwlekające tylko w czasie eksplozję – nie wchodzą w grę. Do wyjścia z matni doprowadzić może jedynie burza mózgów. Przeprowadziłem takową w wielonarodowym gronie kilku osób. Zasadą – oczywiście, zgodnie z prawami brainstorming – było nie odrzucanie żadnego, nawet najbardziej absurdalnego pomysłu. Po wielu godzinach wypracowaliśmy model rozwiązania, wydaje się, że jedynego możliwego. Postanowiłem go przedstawić po raz pierwszy na Salonie24 w wersji „compact”. Czas na publikację rozwiniętych tez , propozycji i dokumentacji w specjalistycznych periodykach naukowych – przyjdzie póżniej, aczkolwiek zdaję sobie sprawę, że czas nagli, dzień się wydłuża i liczba imprez masowych na świeżym powietrzu będzie wzrastać z tygodnia na tydzień i – miejmy tego gorzką świadomość, nie będzie to wzrost liniowy ekscesów, lecz z pewnością wzrost wykładniczy liczby i „jakości” tychże. W istocie rzeczy nie ma więc ani chwili do stracenia. Liczy się każdy dzień, zwłaszcza mając na względzie pewną złożoność logistyczną niektórych faz proponowanego przedsięwzięcia. Przejdźmy więc do zwięzłej prezentacji istoty projektu.
Każdy zna fakt, iż Holandia opleciona jest sieciami wypożyczalni rowerów. Z jednej strony tworzy to specyficzny koloryt lokalny, z drugiej strony samo w sobie jest przykładem dopasowania infrastruktury miejskiej do potrzeb mieszkańców. Podobnie jest w dużych aglomeracjach miejskich Europy podczas imprez masowych, kiedy miasto zapewnia tłumom turystów sieć kabin przenośnych Toi Toi. Trzecim faktem, który chcę tu wspomnieć, gdyż naprowadza on na trop poszukiwanego dla Niemiec rozwiązania problemu puchnących jąder imigrantów jest częste wykorzystywanie imigrantów nie mogących odnaleźć się na rynku pracy do pracy… z innymi imigrantami. I tak np. w Szwecji b.duża liczna imigrantów zatrudniona jest w biurach i ośrodkach obsługi imigrantów. Mając już trzy strukturalne składniki projektu, który chcę przedstawić, na koniec zostawiłem element czwarty i być może najważniejszy. Jest nim… koza.
Tak. To nie pomyłka. To kamień węgielny rozwiązania problemu. Proszę więc, nie traktować poniższych koncepcji jak dworowania z czegokolwiek, a już nie daj Boże, z imigrantów i ich powszechnie lekceważonego i nie zrozumianego bólu niespełnienia. Wiele z wielkich odkryć wyglądało z początku niepoważnie. Jestem pewny, że wypracowany w naszym gronie projekt stanie się realnością. Każdy, kto zapoznał się z zeznaniami 20-letniego azylanta, który zeszłego roku w mieście Porta Westfalia zgwałcił 88-letnią Niemkę – zrozumie, iż projekt „Amaltea” jest optymalnym rozwiązaniem dla Niemiec. Z punktu widzenia profilu psychologicznego oskarżonego najważniejszy jest fragment jego zeznań, gdy z rozbrajającą szczerością przyznaje, że zanim zdecydował się na gwałt, ponad 100 razy zaczepiał na ulicy kobiety pytając się, czy nie chciałyby z nim uprawiać seksu. Gdyby funkcjonował już Projekt „Amaltea” takie problemy, jak i te z nocy sylwestrowej – zostałyby zlikwidowane już w zarodku. Niedużym problemem społecznym – w przypadku wprowadzeniu w życie projektu „Amaltea” – mogłyby być protesty niemieckich emerytek, które optowałyby za tym, by, hmm, niczego nie zmieniać w dotychczasowo panującym modelu integracji imigrantów jednak ta kwestia byłaby już nie tak trudna do rozwiązania przez rząd.
Mamy więc już wszystkie 4 główne części składowe. Pozostaje je tylko połączyć w logiczną całość. Wyłożę to najkrócej jak można.
Przedkładany projekt stawia sobie za cel realizację czterech funkcji sprzężonych w dwie pary, dwa zespoły. Dla uproszczenia będę używał nazw sprzęgniętych:
- funkcja psychofizjologiczna
- funkcja socjoekonomiczna
Infrastruktura gospodarcza projektu asymilacyjnego wymaga 4 elementów:
1. wypożyczalnie kóz
2. budki „Ficki-ficki”
3. wielkopowierzchniowe podmiejskie hodowle kóz obsługiwane przez bezrobotnych imigrantów i stanowiące bazę dla miejskich wypożyczalni kóz
4. zakłady przemysłu mlecznego, futrzarskiego, mięsnego oraz zakłady produkcji serów.
Ad 1. , Ad 2.
Funkcje fizjologiczne i sprzężone z nimi psychiczne (pieszczota, dotyk, rozładowanie agresji i potrzeby gwałtu) realizowane będą w obiektach w formie budek zwanych Ficki-ficki (o jednolitej konstrukcji, barwie i wystroju) z szybami zapewniającymi jednostronną widoczność, co pozwoli klientowi mieć wrażenie uczestniczenia w życiu miasta – samemu będąc niewidzianym podczas niewątpliwie intymnych zachowań. Opłaty uiszczane będą w automatach płatniczych w wysokości dostępnej na każdą kieszeń. Do rozstrzygnięcia pozostaje kwestia, czy kozy znajdować się będą w budkach Ficki-ficki na stałe, czy też będzie je trzeba doprowadzać z sąsiadujących z nimi wypożyczalni kóz. Szyby w budkach mogą uwzględniać też wariant dla bardziej wysublimowanych potrzeb klientów, i być jednostronnie widoczne w przeciwnym kierunku, lub być normalnymi szybami.
Ad 3. Dla potrzeb obecnych w każdym mieście w okolicach dworców wypożyczalni kóz i owiec zaplecze hodowlane będą zapewniać wiejskie i podmiejskie fermy w całości obsługiwane przez tych imigrantów, których niski poziom wykształcenia wykluczał do tej pory z szans na zatrudnienie i integrację czyniąc ich elementem kryminogennym
Ad 4. Wokół ferm będą powstawały początkowo manufaktury spożytkowujące mleko, skóry i mięso kóz i owiec (wycofanych ze służby) do produkcji sprofilowanych regionalnie produktów żywnościowych i przemysłowych na wzór tych dostępnych w krajach pochodzenia imigrantów. W póżniejszym okresie, oczywiście, będzie konieczność powstania małych zakładów przemysłowych zatrudniających prawie w całości imigrantów nie odnajdujących się na tradycyjnym rynku pracy. Oczywiście nie będzie oznaczało to potrzeby likwidacji ekskluzywnych manufaktur, które będą mogły nadal egzystować na prawach gospodarstw ekologicznych produkujących artykuły lepszego sortu i wyższej kategorii cenowej.
Wartością dodaną całego – zamierzonego na wiele lat i na planową rozbudowę - przedsięwzięcia: będzie na prowincji rozwój nowej oryginalnej gałęzi przemysłu turystycznego w podmiejskich ośrodkach hodowlanych oraz napływ turystów do miast niemieckich w celu zobaczenia jak funkcjonują i jak wtapiają się we współczesne metropolie – sieci wypożyczalni kóz oraz setki charakterystycznych budek Ficki-ficki oraz jak funkcjonuje specyficzna kultura spędzania wolnego czasu wśród emigrantów. Tysiące turystów z Japonii poprawiłoby stan budżetu niemieckiego. Biorąc zaś pod uwagę, że pośród poszkodowanych kobiet podczas sylwestrowych zajść były obywatelki Japonii, byłaby to znacząca poprawa międzynarodowego wizerunku Niemiec i zapewnienie bezpieczeństwa tłumom obcokrajowców na nadchodzące wiosenne dni.
Przy dobrym obrocie spraw realizacja tego projektu oprócz definitywnego rozwiązania problemów „nowego rodzaju przestępczości zorganizowanej” o wymiarze seksualnym spowoduje integrację tysięcy imigracyjnych outsiderów, rozwój nowych gałęzi gospodarki niemieckiej oraz wprowadzenie do obrotu rynkowego nowych marek jedynych w swoim rodzaju produktów regionalnych produkowanych – by tak rzec – na uchodźctwie. Ze swej strony proponowałbym – w ramach upamiętnienia wiodącej roli jednego człowieka w zaprojektowaniu wielkiego przesiedlenia dużej części Afroazji do Europy – żeby jeden z koneserskich gatunków sera koziego produkowanego wg regionalnych przepisów w limitowanej ilości nazwać „Ser Sorosa”.
3.
Początkowo problemem może być oswojenie społeczeństwa niemieckiego z tą niespotykaną formą realizacji multikulturowości. Z pomocą – niespodziewanie – może nam przyjść tradycja i mitologia germańska oraz historia. Mity Germanów przekazują, że jeden z głównych bogów nordyckich, Thor jeździ zaprzęgiem z dwóch czarnych kozłów.
Germański bóg Thor w zaprzęgu powożonym przez dwa czarne kozły
Daje to silną symboliczną podbudowę dla naszego projektu. Wizerunki plastyczne owej mitologicznej sceny winny być szeroko wykorzystane w popularyzacji naszego projektu, który roboczo nazwijmy imieniem mitycznej kozy piastunki, która wykarmiła Zeusa: „Amaltea – róg obfitości”.
Amaltea, koza piastunka małego Zeusa
Z kolei historia uczy nas, że w rozpowszechnieniu kozy domowej (capra hircus) w Europie dużą rolę odegrały wędrówki Germanów przemieszczających się na zachód i wiodących ze sobą całe stada dające początek chowu tych zwierząt w krajach środkowo- i zachodnioeuropejskich. Jak widać projekt socjo-ekonomiczny „Amaltea” jest głęboko powiązany z tożsamością narodu niemieckiego. Tylko nawrót do tradycji, do archetypicznych obrazów podświadomości narodowej może odkryć uśpioną mądrość narodu i pomóc znaleźć wyjście z labiryntu współczesności. Oczywiście, nie chodzi tu o dogmatyczne przywiązanie do gatunku „koza domowa”. Rodzaj kóz właściwych obejmuje dużą liczbę gatunków. Blisko spokrewniona z kozą domową jest owca domowa, należąca do tej samej podrodziny kozłowatych (caprinae). Dzikie formy kóz i owiec są bardzo trudne do rozróżnienia, istnieją także formy pośrednie pomiędzy kozami i owcami, jak owca arui, zwana grzywiastą. Zarówno kozy, jak i owce mają duże znaczenie użytkowe, choć socjologiczny aspekt wykorzystania podrodziny kozłowatych nie był do tej pory obiektem zainteresowania z powodu pewnych uprzedzeń oraz swoistego eurocentryzmu chcącego innym kręgom kulturowym narzucać obce im reguły zachowania.
Mówiąc o eurocentryzmie, nie od rzeczy będzie, gdy przytoczę jeden z pomysłów, który powstał podczas naszej kilkuosobowej „burzy mózgów”. Otóż jedna z osób wysunęła oryginalny koncept związany z wielokulturową korektą europejskiego wymiaru sprawiedliwości, także przy posłużeniu się też gatunkiem „koza domowa”, chociaż tym razem chodzi o samców tego gatunku. Jak wiadomo jest problem z oddziaływaniem europejskich funkcji represyjnych prawa karnego na członków afroazjatyckich kręgów kulturowych. Potrzeba tu radykalnych i odważnych reform. Kary będące do dyspozycji w stosunku do wchodzących w konflikt z prawem emigrantów nie spełniają swych funkcji represyjnych ani resocjalizacyjnych. Nawet gdyby przywrócić w UE karę śmierci – śmierć dla wyznawcy islamu podczas konfliktu z niewiernymi nie jest karą, lecz… najwyższą nagrodą. Deportacja nie spełnia funkcji zapobiegawczych, gdyż delikwent po kilku dniach powraca pod zmienioną tożsamością. Kara więzienia – jak wiadomo z rozmów z imigrantami – także ma status raczej… nagrody. Wielu z nich wybiera Norwegię jako punkt docelowy, gdyż wie, że tam są najlepsze więzienia… Jaka musiałaby być kara, by była dostosowana do mentalności tamtejszego kręgu kulturowego? Jeden z uczestników naszej grupy inicjatywnej wysunął śmiały koncept, by główną karą dla imigrantów była kara odosobnienia pod postacią zamknięcia w izolowanym pomieszczeniu z jurnym kozłem. Mimo dużej kontrowersyjności – choć nie większej, niż otwarcie przenośnych budek Ficki-ficki – pomysł ten wart jest rozpatrzenia z powodu przewidywanej dużej skuteczności odstraszającej takiego typu kary.
Jeszcze nie tak dawno w całej Europie przeżywaliśmy falę współczucia i utożsamiania się z ofiarami tragedii w Paryżu. Wszyscy nosiliśmy plansze z napisem „Je suis Charlie”. Dzisiaj sytuacja w jakiej znalazły się Niemcy wymaga równie zdecydowanego,
powszechnego wsparcia. W ramach tej europejskiej solidarności powstała w Polsce fundacja „Capricornus”(„Koziorożec”), którą już zaczynają czynnie wspierać organizacje humanitarne oraz indywidualni ofiarodawcy z kilku kontynentów.
Pomoc dla państwa niemieckiego płynie z wszystkich kontynentów
Zamiast – trudnych do wprowadzenia wobec rygorów unijnych – zmian Konstytucji niemieckiej, zabierającej kobietom prawo do obrony przed napastowaniem seksualnym zostanie tylko wprowadzenie małych zmian depenalizacyjnych do kodeksu karnego oraz pewnych wyłączających przepisów o ochronie zwierząt. Nic nie ma za darmo. Nie czas żałować owiec, gdy płoną z żądzy emisariusze innej, co nie znaczy, że niższej kultury. Coś trzeba poświęcić, by coś ocalić – zwłaszcza, gdy jest to jedyne wyjście z jeszcze bardziej patogennej sytuacji. W tych trudnych chwilach odczuwamy pełną solidarność z dzielnym, choć – mówiąc szczerze – zupełnie nie potrafiącym przewidywać przyszłości narodem niemieckim.
Niemcy, trzymajcie się, jesteśmy z wami!
linki:
Somalier soll 88-Jährige vergewaltigt haben
==============================================
ANEKS:
Każdy zna dowcip o rabinie i kozie. Jego uwspółcześniona wersja wygląda trochę inaczej. Przychodzi do rabina mieszkaniec dużego, pobliskiego domu:
- Rebe, oj wszechmądry Rebe. Kiedyś przyszli do Ciebie Pani Kanclerz i Herr Minister po poradę w kłopotach. posłuchali ciebie i sprowadzili do domu imigrantów z dalekich, ciepłych krajów. Niestety, z nimi nie da się żyć. Podeszliśmy do nich z całą pełnią miłości a oni, przedstaw to sobie, Rebe, odwdzięczyli się nam groźbami, kradzieżami, rozbojami i gwałtami. Nie wiemy już, co począć. Oj, poradź nam coś, mądry Rebe. Tylko w Tobie nadzieja.
Rabin, z niezmiennie kamienną twarzą po chwili namysłu odpowiedział:
- Nie wiecie co robić?
- Nie wiemy, ostojo Syjonu ty nasza. Ale domyślamy się, że może tak, jak w wersji klasycznej tego dowcipu, znowu trzeba będzie kogoś wyrzucić z domu, by poczuć się jak w raju… To kogo mamy teraz wyrzucić?
Rabin odrzekł:
- Najpierw ty sprowadź kozy, dużo kóz. A potem ty wyrzuć co prędzej to kierownictwo, co je tam tobie ktoś posadził i co nie ma swojego rozumu, tylko chodzi po cudzą mądrość do starych Żydów.
- Aleś ty mądry Rebe! Ty mnie uratowałeś! Jak ja się tobie odwdzięczę…
- W tym, to już moja głowa. A ty, Joshka, biegnij teraz szybko i bierzcie się tam do roboty.
=======================================================
ANEKS PLASTYCZNY
Ruszyła już produkcja gadżetów związanych z celami statutowymi Fundacji Capricornus
Artyści z Rosji, związanej z Niemcami więzami odwiecznej przyjaźni dołączają się w taki oto symboliczny sposób do wsparcia projektu Amaltea
Niektóre z niemieckich miasteczek już przygotowują się na realizację nowego, odważnego wymiaru wielokulturowości
Europa już wysyła kolejowe konwoje humanitarne do niemiec. Na zdjęciu: w drodze na pociąg do Niemiec.
Trudne chwile pożegnań przed wyjazdem do Nadrenii
Reakcja na wiadomość o emigracji humanitarnej do Niemiec
Ostatnie pamiątkowe zdjęcia w ojczyźnie
Pożegnanie z przyjacielem
Pamiątkowe selfie
Ciąg dalszy reakcji na wiadomość o zostaniu wytypowanym do wyjazdu do Niemiec
Gama zachowań jest bardzo szeroka
Są tacy, co śmiało patrzą w przyszłość
Inni oddają się marzeniom
Panie ciekawe są nowych wrażeń
Innych nic nie rusza
Niektórzy marzą o cichym, spokojnym życiu na prowincji niemieckiej
Inni szykują specjalny swój image
Spędzają ostatnie chwile z rodziną przed wyjazdem
Robią sobie profesjonalne sesje fotograficzne, by na nowym miejscu mieć czym zaimponować
Podróż nie będzie należała do lekkich. Konieczne będą częśte postoje.
Zawsze jednak znajdzie się chwila na relaks
W drodze do wymarzonego wielkiego świata
Są takie chwile w życiu, gdy przeszłośc trzeba zostawić za sobą na opustoszałych peronach
i ze stoickim spokojem patrzyć w nieznaną przyszłość
========================