To jest pytanie, które oceniając działania polityków musimy stawiać bardzo często: Czy oni robią to co robią bo są durniami – czy cynicznymi sukinsynami?
Konkretny przykład: Gazwyb donosi:
W Rybniku wybudowano najnowocześniejszą stację do tankowania wodoru. Autobusy napędzane tym paliwem już jeżdżą po mieście, a dzięki pieniądzom z KPO ma być ich więcej. A to jeszcze nie jest ostatnie słowo Rybnika w kwestii
Pisaliśmy już o tym do znudzenia: Żeby móc wodorem napędzać cokolwiek trzeba go najpierw wyprodukować, zużywając mnóstwo energii. Jedyną dzisiaj opłacalną technologią produkcji wodoru na przemysłową skalę jest odcedzanie go ze związków organicznych jak gaz ziemny lub ropa naftowa. Ta produkcja jest nie tylko energochłonna, ale jej efektem ubocznym są ogromne ilości dwutlenku węgla.
Jeżeli ktoś opowiada, że chce zmniejszyć emisję dwutlenku węgla to powinien być za tym, aby ropę naftową lub gaz ziemny po prostu spalać, zamiast je zamieniać na wodór i dopiero potem spalać wodór. To da wielokrotnie więcej energii przy tej samej emisji dwutlenku węgla.
To są naprawdę sprawy elementarne.
Owszem, w teorii można produkować elektryczność w panelach fotowoltaicznych i potem używać tej elektryczności do elektrolizy wody i tak produkować czysty, ekologicznie neutralny wodór. Tylko że to można robić na skałę laboratoryjną, a nie przemysłową.
Już raz tłumaczyliśmy: Gdyby wziąć największą na świecie fabrykę czystego wodoru produkowanego dzięki energii słonecznej, jaką wybudowali Chińczycy i gdyby ja przenieść do Polski-to zapewniłoby to jakieś promile zapotrzebowania.
Nie, nie ma czegoś takiego jak „czysty zielony wodór”. Realnie biorąc cały produkowane obecnie wodór pochodzi z gazu ziemnego lub ropy naftowej i jest najbardziej brudnym i najbardziej energetycznie niewydajnym paliwem, jakie można sobie wyobrazić. Tylko że do zakutych ekologicznych łbów to nie dociera.
I potem mamy takie sytuacje jak w Rybniku, gdy miasto próbuje wyrwać jakieś dotacje, aby budować stacje tankowania wodoru. Z punktu widzenia ochrony środowiska to więcej niż bezsens — to głupota. Ale oni to robią i tak. Dlaczego?
Tu się pojawia pytanie: Durnie czy sukinsyni? Czy oni pakują się w politykę bezsensowną dlatego, bo są to ludzie ograniczeni — czy dlatego, bo robią na tym jakiejś przekręty?
Gdy w Gazwybie pisze Jacek Żakowski, że nie należy budować elektrowni atomowych, bo już zaraz Niemcy będą produkować energię z wodoru — to wiemy, że mamy do czynienia z pospolitym idiotą. Ale jak oceniać radnych z Rybnika pakujących ogromne pieniądze w projekt będącym przykładem głupoty ekologów? Są tacy głupi, że tego nie widzą? Czy są po prostu cynikami rozumującymi:
Te całe opowieści o gospodarce opartej na wodorze to jet kit i my o tym wiemy. Ale skoro władze lub Unia dają jakieś dotacje na budowanie stacji nalewania wodoru — to trzeba tę kasę brać i nie dyskutować. jak my tych pieniędzy nie weźmiemy to weźmie kto inny, więc lepiej będzie jeżeli my się nachapiemy niż miałby się nachapać kto inny. Skoro władza rozdaje dotacje to trzeba je brać a grabie grabią do siebie i tyle.
Dlatego gdy Nas ktoś spyta, czy polityków z Rybnika uważamy za durniów czy sukinsynów — to uczciwie odpowiadamy, że nie wiemy.
To samo dotyczy kwestii jak oceniać dziennikarzy Gazwybu, który nad historią z Rybnika roztaczają parasol medialny: Durnie, którzy w ten wodór wierzą, czy sukinsyni, którzy wiedzą, że biorą udział w przekręcie i za ochronę medialna dostają od grandziarzy działkę?
Nie wiemy.
Inne tematy w dziale Polityka