Marek Budzisz Marek Budzisz
1572
BLOG

Rosja to jeden wielki obóz (szkoleniowy).

Marek Budzisz Marek Budzisz Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 8

Jak informują rosyjskie media na granicy turecko – syryjskiej pogranicznicy tureccy pojmali rosyjskie małżeństwo z dwójką dzieci, które mając podrobione paszporty, chciało się przedostać do Syrii i dotrzeć na tereny opanowane przez państwo islamskie.

Swietłana Uchanowa, bo tak nazywa się zatrzymana kobieta, mieszkanka guberni stawropolskiej na południu Rosji, jakiś czas temu zradykalizowała się, po przejściu na islam. Zabrała nowego męża, pochodzącego najprawdopodobniej z Azerbejdżanu, oraz dwójkę dzieci i pojechała do Turcji, gdzie mieszka jej rodzina. Tam podjęła próbę dotarcia do Syrii. Jej pierwszy mąż walczy o opiekę nad wspólną córką, ale póki, co, jak informują rosyjskie gazety, bez skutku. W publikacjach trudno znaleźć informację na temat narodowości Swietłany, która się zradykalizowała, ale wiadome jest, że mieszkając na pogórzu kaukaskim miała kontakt z islamem w jego wersji zarówno radykalnej, jak i zapewne pokojowej. Droga, którą wybrała też jest w pewnym sensie typową. Jak informują tureckie władze obywatele Rosji to największa grupa spośród wszystkich ujętych na nielegalnych próbach przekroczenia granicy turecko – rosyjskiej. Według oficjalnych informacji płynących z tureckiego MSW w ostatnich latach na terenach nadgranicznych ujęto i deportowano 804 obywateli Rosji, 435 Indonezji, 308 Tadżykistanu, 278 Iraku, 254 z Francji i 252 Azerbejdżanu. Gdyby Unię Europejską traktować jak jedno państwo, to z jej obszaru wywodziło się 772 deportowanych, czyli i tak mniej niźli z Rosji. A przecież pamiętać trzeba, że według danych rosyjskich, tylko z państw Azji Środkowej walczy po stronie ISIS około 3 500 osób. Według informacji przedstawicieli powołanej przez Rosję Organizacji Porozumienia o Kolektywnym Bezpieczeństwie (ODKB) po stronie ISIS w Syrii obecnie walczy ok. 10 tys. obywateli państw wchodzących w skład organizacji. Samych Rosjan jest tam, jak się szacuje od 1,7 do 2,5 tysiąca.

    A ilu rosyjskich obywateli przeszło do Afganistanu, Syrii, Iraku, ilu z nich tam walczyło a po jakimś czasie wróciło z powrotem do Rosji? Nie wiadomo. Z pewnością jest to niemała liczba. Jednym z najsłynniejszych obywateli Rosyjskich, który został w Turcji złapany i deportowany do Rosji jest z pewnością Akbar Dżalilow, sprawca tegorocznych wybuchów w petersburskim metrze, który w Turcji przebywał nielegalnie i tam najprawdopodobniej komunikował się z islamistami. Dżalilow wcześniej korzystał z programów stypendialnej wymiany młodzieży, które finansuje i organizuje Katar, i studiował w jednej z egipskich szkół islamistycznych. Ale Turcy przedstawili również listę osób, które ich zdaniem powiązane są z organizacjami terrorystycznymi. I w tym gronie obywateli rosyjskich też jest niemało, bo 4 128 (z grona ponad 53 tys. osób). Na pierwszym miejscu w tym zestawieniu są obywatele Arabii Saudyjskiej, ale rosyjskich islamistów jest prawie dwa razy więcej niźli francuskich (2 622).

Ale w Rosji mamy też do czynienia i z innym zjawiskiem. Otóż szkoleni przez rosyjską armię, służby specjalne, rozmaite organizacje o patriotycznym zabarwieniu, a często wręcz zawodowi żołnierze przechodzą na stronę formacji nielegalnych, radykalizują się. Weźmy przykład skazanego wczoraj na 20 lat kolonii karnej o zaostrzonym rygorze Zaura Dadajewa, zabójcy (wg. werdyktu moskiewskiego sądu) Borysa Niemcowa. Otóż Dadajew, był wcześniej zawodowym żołnierzem w Czeczenii. I to żołnierzem nie pierwszym z brzegu. Był zastępcą komendanta batalionu wojsk wewnętrznych „Północ”, którym dowodził brat jednego z najbliższych współpracowników Ramzana Kadyrowa – Alibek Delimchanow. Nagradzany odznaczeniami „za odwagę” i „za zasługi wobec Republiki Czeczenii” w 2015 roku poprosił o zwolnienie ze służby. Miał jednak broń i jak zeznał, postanowił zastrzelić z kolegami Niemcowa, bo rozwścieczyły go oskarżenia tego ostatniego pod dresem islamu, po zamachu na paryską redakcję Charlie Hebdo. Czy Dadajewa można uznać za terrorystę, to kwestia do rozważań przy innej okazji. Warto zwrócić uwagę na fakt, iż we współczesnej Rosji świat zawodowych żołnierzy, zwolnionych ze służby wojskowych szukających lepiej płatnych, choć też związanych z wojaczką posad, nieformalnych organizacji, patriotycznych ruchów i stowarzyszeń prowadzących przeszkolenia wojskowe przenika się, a nawet można powiedzieć tworzy jedność. I niekoniecznie musi mieć on islamski wyraz. Ale często taki ma. Przypomnijmy, że wywodzący się z Dagestanu bracia Carnajewowie, którzy skonstruowali a następnie zdetonowali bombę w trakcie bostońskiego maratonu przeszli przeszkolenie wojskowe w obozie zorganizowanych w Dagestanie.

A z pewnością nie są jedynymi szkolonymi w Rosji w umiejętności konstruowania bomb z powszechnie dostępnych materiałów i następnie detonowania ich. Nowaja Gazieta opisuje historię grupy szwedzkich nacjonalistów wywodzących się z organizacji Nordiska motståndsrörelsen (Północny Ruch Sprzeciwu), którzy na przełomie tego i ubiegłego roku skonstruowali i zdetonowali w Goeteborgu dwie bomby. Ruch, którego działaczy skazał właśnie szwedzki sąd chce doprowadzić do połączenia wszystkich krajów nordyckich – od Danii, przez Szwecję, Finlandię, Norwegię i Islandię, jest radykalnie anty-emigracyjny, ale przy tym równie radykalnie antyamerykański. Co ciekawe, skazani za zamachy, jego aktywiści, przechodzili przeszkolenie wojskowe podczas obozu organizowanego w okolicach Petersburga przez rosyjski, radykalnie nacjonalistyczny Rosyjski Ruch Imperialny. Jego aktywiści znajdują się w Rosji na liście organizacji skrajnych i, jak się uskarżają, są prześladowani przez przedstawicieli władz. Ale nie przeszkadza im to organizować szkoleń wojskowych, których uczestnicy strzelają, konstruują bomby, uczą się partyzantki miejskiej. Jednym słowem muszą cieszyć się wpływowym patronatem, skoro w 2014 roku zorganizowali, wyekwipowali i wysłali do zbuntowanych wschodnich prowincji Ukrainy legion ochotników, chcących walczyć w Ługańsku.

W Ługańsku walczył pojmany niedawno w niewolę, a wywodzący się z Kraju Ałtajskiego, kontraktowy żołnierz rosyjski Wiktor Agiejew. Jest on pierwszym rosyjskim żołnierzem służby czynnej, który dostał się do ukraińskiej niewoli z bronią w ręku na terenie zbuntowanych republik. Nic dziwnego, że Kijów starający się udowodnić, iż walczy nie z pospolitym ruszeniem a z regularnym rosyjskim wojskiem wykorzystuje i nagłaśnia całą sprawę. Agiejew jest młodym chłopakiem, który po zakończeniu służby wojskowej wrócił do domu, ale wojsko mu się podobało i chciał podpisać kontrakt terminowy. Złożył, więc wniosek o ponowne przyjęcie, a jako, że służył w jednostkach znajdujących się blisko Ukrainy, na pd. Rosji, to przyjęto go do służby, ale jak powiedział ukraińskim śledczym „takich jak on” zaraz wysłano do Ługańska. Jego motywacja była prosta – lubił armię, i jak mówi matka, pytana przez dziennikarzy święcie wierzył, że walczył będzie z faszystami. Pewne znaczenie miało też 38 tys. rubli, które miał otrzymywać miesięcznie. Agiejew nie musiał przechodzić specjalnego przeszkolenia, bo jak dowodzą ukraińskie służby, cały rejon, w którym stacjonuje 8 rosyjska armia, to jeden wielki obóz szkoleniowy dywersantów przerzucanych do zbuntowanych republik. Warto przypomnieć, że działające w Rosji „prywatne armie”, takie jak choćby pozostająca pod dyskretnym patronatem władz „Grupa Wagnera” też dysponuje własnym ośrodkiem szkoleniowym, oficjalnie dzierżawionym od wojska.

Rosyjskie służby wykorzystują w swej działalności na tym polu również przedstawicieli organizacji, lub quasi – państw, które formalnie pozostają poza ich kontrolą, ale tak się składa, że prowadzą działalność zgodną z rosyjskimi celami politycznymi i wojskowymi. Pouczający jest tutaj przykład Walerego Gratowa, podpułkownika rosyjskich wojsk desantowych, który przed rozpoczęciem kryzysu na wschodzie Ukrainy, był szefem ochrony prezydenta Smirnowa z tzw. republiki naddniestrzańskiej. Został właśnie ujęty przez ukraińskie służby specjalne, kiedy udając emeryta chcącego wrócić do domu, z fałszywym paszportem, chciał przejść do Tyraspola. Otóż tenże Gratow jeszcze przed wybuchem konfliktu na wschodzie Ukrainy znalazł się w Ługańsku i rozpoczął szkolenie sił separatystów. Był nawet autorem podręcznika dla „partyzantów”, w którym instruował ich, że butelki z benzyną należy nosić w innej kieszeni niźli nasączone nią szmaty, bo wówczas nikt, nie będzie mógł udowodnić wrogich zamiarów. Teraz dostał nowe zadanie – miał przejść Dniestr i zostać wiceministrem spraw wewnętrznych samozwańczej republiki. Zaostrzenie sytuacji wewnętrznej w Mołdawii i faktyczna blokada Naddniestrza przez Ukrainę i proeuropejski rząd w Kiszyniowie, skłoniły najprawdopodobniej rosyjskie służby specjalne, do wycofania „swojego człowieka” z Ługańska i przerzucenia go na inny teren działania. Ilu z opisywanych przez mnie islamistów, nacjonalistów, imperialistów, to też „swoi ludzie”? Tego nie wiemy, ale wiadomo, że w państwie policyjnym, jakim niewątpliwie jest współczesna Rosja, dość łatwo dostać się do obozu, w którym ktoś nas przeszkoli jak posługiwać się koktajlami Mołotowa, konstruować z samowara bomby, czy strzelać z kałasznikowa.

Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka