Marek Budzisz Marek Budzisz
1931
BLOG

Rosjanom o wiele lepiej wychodzi burzenie niż budowanie.

Marek Budzisz Marek Budzisz Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 28

Rosjanie mają coraz większy kłopot z Kazachstanem. Zaczynają się nawet zastanawiać czy strategiczne partnerstwo z Astaną może być nadal fundamentem ich obecności w Azji Środkowej. Właśnie na poligonie pod Ałma Atą zakończyły się manewry wojskowe pod kryptonimem Stepowy Orzeł 2017.

Uczestniczyły w nich oddziały wojskowe z państw NATO oraz krajów WNP, niegdyś będących częścią ZSRR. Najdziwniejsze, jak piszą rosyjskie media, w tym wszystkim jest to, że kazachscy żołnierze i oficerowie, formalnie wchodzący w skład batalionu sił pokojowych Kazbat szkoleni byli przez amerykańskich wojskowych, którzy wdrażali w ten sposób, w kazachskiej armii standardy państw NATO. I oczywiście Rosjanie już zauważyli, że ich oddziały nie uczestniczyły w tych manewrach, które, jak na warunki wspólnych ćwiczeń wojskowych trwały zastanawiająco długo, bo ponad 3 miesiące. Przy okazji rosyjskie media cytują deklaracje, zarówno kazachskiego prezydenta, jak i ministra obrony, którzy zadowoleni z dotychczasowych wyników współpracy z Amerykanami zapowiadają jej rozszerzenie. Przytaczają deklaracje prezydenta Nazarbajewa o tym, że jego kraj, już uczestniczący w misji pokojowej w Afganistanie, planuje zwiększenie swego zaangażowania w tego rodzaju działania. Przy okazji przypominają, że kiedy Moskwa miesiąc temu zaproponowała swemu wojskowemu partnerowi, jakim nadal jest Kazachstan, wysłanie oddziałów pokojowych do jednej ze stref wolnych od działań wojennych w Syrii, to kazachski minister spraw zagranicznych zdecydowanie i dość, jak to odebrano w Moskwie, brutalnie, po prostu, odmówił. Ale to nie wszystko. Teraz w Astanie zapowiedziano podpisanie z Pentagonem kolejnego porozumienia o współpracy wojskowej na lata 2018 – 2022. A media przypominają, że na początku maja na jaw wyszła informacja, iż za amerykańskie pieniądze w Kazachstanie zbudowano specjalne laboratorium, którego celem jest śledzenie i badanie ewentualnych zagrożeń związanych z bronią biologiczną. Wiadomo, że Pentagon wyasygnował na jego stworzenie 130 mln dolarów. Drugie, podobne, znajduje się w Gruzji. Rosyjski minister Szojgu pytany był o całą sprawę w trakcie spotkania z deputowanymi do Rady Federacji i musiał powiedzieć, że Rosja nie ma kontroli nad tym, co Amerykanie budują w Kazachstanie. Ale cała sprawa wkrótce stała się jeszcze bardziej zawikłana, bo niedługo potem, Astana oficjalnie poinformowała, że na ich terenie „nie ma żadnych amerykańskich instalacji wojskowych”, a wsparcie ze strony Pentagonu wykorzystywane jest jedynie w remoncie (w ramach programu Partnerstwa dla Pokoju) koszar i ośrodka szkoleniowego nieopodal Ałma Aty. Rosyjscy eksperci wojskowi są zdania, że właśnie zakończone ćwiczenia wojskowe dały amerykańskim siłom zbrojnym możliwość dokładnego „wywiadowczego” zbadania terytorium tego nadal rosyjskiego sojusznika. Media z kolei zastanawiają się, czy ostatnie decyzje prezydenta Nazarbajewa o wprowadzeniu w jego kraju alfabetu łacińskiego w miejsce cyrylicy, nie są częścią planu rugowania rosyjskości, planu dodajmy, zdaniem Rosjan, suflowanego przez amerykańskich doradców.

Ostatnio amerykańska stacja telewizyjna CNN przytoczyła wypowiedzi dwóch talibańskich bojowników, którzy poinformowali opinię publiczna, że Moskwa zaopatruje ich w broń i amunicję. Oczywiście nie wprost, ale za pośrednictwem Iranu. Rzeczniczka rosyjskiego MSZ Zacharowa stanowczo odrzuciła tego rodzaju oskarżenia dodając zarazem, że „te spreparowane rewelacje” są elementem wojny informacyjnej, jaką Stany Zjednoczone toczą z jej krajem. A wszystko po to, aby zniszczyć reputację Moskwy. Tym nie mniej analitycy japońskiego portalu The Diplomat, specjalizującego się w problematyce azjatyckiej analizują politykę Moskwy wobec Talibów. Od razu wyjaśnijmy. Nie mają wątpliwości, że dostawy broni mają miejsce. W jakim celu? Otóż ich zdaniem Moskwa chciałaby zająć miejsce Pakistanu i Arabii Saudyjskiej, jako głównego militarnego i politycznego sponsora Talibanu. Oficjalnie mówił o tym niedawno ambasador Kabulu w Moskwie na łamach New York Times. Działania te miałyby być elementem szerszej gry o nowe ułożenie relacji na Bliskim Wschodzie, przy czym w jednej drużynie obok Rosji miałby zagrać Iran i Katar wspierany przez Turcję osłabiając przy tym wpływy Arabii Saudyjskiej. W Afganistanie Moskwa oficjalnie wspierając legalny rząd udzielając potajemnej pomocy walczącym z nimi Talibom uzyskiwałaby dodatkowe benefity. Po pierwsze mogłaby w większym stopniu kontrolować sytuację w Kabulu. Prezydent Afganistanu Ghani oficjalnie informował w tym roku, że jego kraj jest zainteresowany zakupem rosyjskich śmigłowców MI 35 oraz pomocą logistyczną. Wspieranie Talibów czyniłoby z Kabulu ośrodek bardziej wobec Moskwy spolegliwy. Wreszcie Rosjanie przygotowują się na przepowiadane przez wielu ekspertów przechodzenie bojowników ISIS terenów Syrii i płn. Iraku do Afganistanu. Jaka liczba Rosjan walczyła w szeregach DAESZ nie jest dokładnie wiadomo, ale dobrą ilustracją możliwej skali zjawiska niech będzie to, że w ruinach irackiego Mosulu odbitego z rąk islamistów znaleziono kilkadziesiąt mówiących po rosyjsku dzieci, porzuconych lub osieroconych przez rodziców. I jest wreszcie jeszcze jeden aspekt całej sprawy, o której nikt głośno nie mówi. Otóż Talibowie kontrolują sporą część północnej granicy Afganistanu, przez którą prowadzą kanały przerzutu narkotyków. I to oni niemałą część budżetu (mówi się nawet o 500 mln dolarów), jakim dysponują czerpią z upraw opium i z przemytu narkotyków. To ogromne pieniądze i wygląda na to, że Rosja, a może, rządzący nią siłowicy, pilnujący granicy Afgańsko – Tadżyckiej, też chcą podłączyć się do tego strumienia.

Oczywiście chodzi też o rywalizację ze Stanami Zjednoczonymi, które, jak się ostatnio mówi planują zwiększenie swego zaangażowania w Afganistanie. I to nie tylko oficjalnego. Financial Times, informuje, że Eric Prince, założyciel słynnej firmy Blackwater, obecnie Alkemi, przedłożył władzom amerykańskim swój prywatny plan uporządkowania sytuacji w tym kraju. Przewiduje on wysłanie grupy 5 tys. najemników wspieranych przez 100 samolotów i śmigłowców bojowych. Atutem planu Princea są koszty. Ocenia on, że budżet całego przedsięwzięcia zamknąć się może kwotą 10 mld dolarów, kiedy Amerykanie rocznie wydają na ten cel około 50 mld. Ciekawe są też polityczne warunki stawiane przez byłego oficera Navy Seals. Otóż jego zdaniem Afganistan de facto winien zostać ogłoszony upadłym państwem, pozbawiony części suwerenności, zaś atrybuty władzy i uprawnienia zostałyby przekazane specjalnemu pełnomocnikowi, którego on nazywa „wicekrólem”.

I wreszcie północno – zachodnia granica Iranu. Jak informuję Agencja Fars (Teheran) tylko od końca maja oddziały wojskowe tego kraju czterokrotnie udaremniły próby przejścia „grup terrorystycznych” oraz przerzutu broni i amunicji. W tym samym czasie dość niespodziewanie Rosjanie, którzy mają w Armenii swoją bazę, wraz z miejscowymi siłami zbrojnymi, rozpoczęli manewry, których głównym celem było ćwiczenie umiejętności przeciwdziałania próbom wtargnięcia na terytorium Armenii grup zbrojnych z terenu innych państw. Zdaniem analityków nie mogło w tym wypadku chodzić o przenikanie z Iranu, jako, że między Armenią a Iranem obowiązuje umowa o ruchu bezwizowym, więc, po co miano by przechodzić „przez zieloną granicę”? Ich zdaniem wyjaśnienie jest jedno. Chodzi o próby przenikania zbrojnych oddziałów z azerskiego Nachiczewania, które przechodząc przez Iran mogłyby atakować kontrolowany przez Ormian górski Karabach. Zbrojne starcia w Iranie też łączą z tego rodzaju zjawiskami. Podobnie zresztą jak krótkie i dość tajemnicze spotkanie rosyjskiego prezydenta Putina z jego odpowiednikiem z Azerbejdżanu Alijewem, które odbyło się w Soczi w połowie lipca. Obserwatorzy łączą fakt jego odbycia z zaostrzającą się sytuacją wokół Górskiego Karabachu. A dodatkowo trzeba brać pod uwagę, że Baku rozpoczęło właśnie rozmowy z Unią Europejską o przedłużeniu umowy w ramach Partnerstwa Wschodniego. Rosja byłaby oczywiście ukontentowana, jeśli zakończyłyby się one niepowodzeniem i Azerbejdżan z obserwatora afiliowanego przy jej Unii Euroazjatyckiej, stałby się pełnoprawnym członkiem. Ale tu na przeszkodzie stoi sprawa konfliktu karabaskiego, który z fazy „zamrożonej” dość regularnie przechodzi w gorącą.

I to jest dziś jeden z zasadniczych problemów rosyjskiej dyplomacji, czy generalnie mówiąc, rozumienia przez Rosjan swych narodowych interesów. Otóż byli oni w stanie, i są nadal, generować regionalne konflikty (od Naddniestrza po Karabach), które pozwalają im utrzymywać kontrolę nad polityką uwikłanych w nie państw, czasami również gwarantują wojskową obecność. Syria jest też jednym z takich przykładów. Znacznie gorzej jednak im idzie z przechodzeniem od tej fazy do fazy proponowania i wdrażania pozytywnych rozwiązań. Właściwie nigdzie się jej to nie udało. A ci, którzy chcą do takowych doprowadzić, jak choćby ostatnio serbski prezydent Aleksandar Vučić, który zainicjował we własnym kraju dyskusję na temat kwestii Kosowa i stosunku Serbów do albańskich aspiracji, muszą odwoływać się do doświadczeń i praktyk Zachodu i od razu stają się w Moskwie mocno podejrzani.

Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka