Marek Budzisz Marek Budzisz
1451
BLOG

Ukraińskie silniki w północnokoreańskich rakietach?

Marek Budzisz Marek Budzisz Świat Obserwuj temat Obserwuj notkę 22

Poniedziałkowy New York Times powołując się na opublikowany właśnie raport Międzynarodowego Instytutu Studiów Strategicznych twierdzi, że Ukraina mogła złamać międzynarodowe sankcje nałożone na Koreę Północną i dostarczyć Pjongjangowi silniki do rakiet międzykontynentalnych mogących przenosić głowice nuklearne. Michael Elleman, autor opublikowanego studium, przeanalizował dostępne, po tym jak koreański przywódca wizytował poligon, na którym przeprowadzane są próby, zdjęcia i doszedł do wniosku, że design użytych przez Koreańczyków silników rakietowych zastanawiająco przypomina te, które produkowane były w ukraińskich zakładach zlokalizowanych w Dniepropietrowsku. Podobnego zdania jest również cytowany przez gazetę niemiecki ekspert Norbert Brügge.

To by wyjaśniało, w jaki sposób Koreańczycy byli w stanie „wrócić do gry” po ewidentnym krachu ich programu zbudowania rakiety średniego zasięgu Musudan. Jeszcze w 2014 roku prezydent Obama wydał stosownym służbom polecenie rozpoczęcia działań dywersyjnych obliczonych na destrukcje koreańskiego programu rakietowego. Ich celem było zarówno przerwanie kanałów zaopatrzenia oraz przeprowadzenie cyberataku na istniejące systemy produkcyjne. I wydawało się, że wszystko jest w porządku – jesienią ubiegłego roku, w obliczu serii niepowodzeń, Koreańczycy z Północy poinformowali o zaprzestaniu prób. Tylko, że zaraz rozpoczęli próby z rakietami zaopatrzonymi w silniki o znacznie większej mocy, które mogą przenosić do 10 głowic nuklearnych i osiągać nawet kontynent Północnoamerykański. Zdaniem ekspertów nowa technologia, która znalazła się w posiadaniu reżimu Kimów jest na tyle zaawansowana, że jest rzeczą mało prawdopodobną, aby byli oni w stanie osiągnąć takie efekty o własnych siłach.

New York Times przypomina, że jeszcze w 2014 roku za czasów rządów na Ukrainie Janukowycza podjęta została, przez Koreę, próba pozyskania technologii silników rakietowych. W tym samym zakładzie w Dniepropietrowsku. Próba udaremniona. Ale teraz, zdaniem gazety, w sytuacji, kiedy cały sektor produkcji zbrojeniowej na Ukrainie przeżywa ciężkie czasy, bo główny nabywca ich wyrobów – Rosja, przerwała zakupy, sytuacja mogła się zmienić. Zakład stoi, ludzie nie dostają wypłat, a kontrola Kijowa i prezydenta Poroszenki nad tym, co się tam dzieje wydaje się być iluzoryczna.

Gwoli ścisłości trzeba dodać, że amerykańska gazeta nie przesądza, w jaki sposób silniki rakietowe ukraińskiej konstrukcji dostały się do Korei Północnej. Cytowany przez nią ekspert Międzynarodowego Instytutu Studiów Strategicznych dopuszcza możliwość, że trafiły one z Rosji, ze starych zapasów. Dzisiaj np. Reuters, powołując się na źródła informacji z amerykańskich służb wywiadowczych twierdzi, że Koreańczycy mogli samodzielnie zbudować silniki i raczej ich „przerzut” nie miał miejsca.

Na Ukrainie, co zrozumiałe, informacja New York Timesa wywołała małe trzęsienie ziemi. Zadowolona jest również rosyjska machina propagandowa, która od dawna lansowała tezę, że Ukraina to państwo upadłe rządzone przez nieodpowiedzialnych i nieobliczalnych oligarchów, których polityka doprowadzić może do wykreowania zagrożeń dla całego świata. I z tego przede wszystkim powodu Kijów trzeba wziąć pod międzynarodową kuratelę. I nie trzeba być prorokiem, aby wiedzieć, kto pierwszy zgłosi swą kandydaturę pełnienia niewdzięcznej, ale w imię interesów ludzkości, funkcji kuratora.

Pierwsza do ataku ruszyła skonfliktowana z obozem rządzącym Ukrainą, Julia Tymoszenko. „Jeśli te informację się potwierdzą – napisała na swoim profilu w sieciach społecznościowych – to nasz kraj czeka katastrofa”. Liderka opozycyjnej Batkiwszczyny jest zdania, że cały skandal to efekt braku profesjonalizmu, a nawet przestępczego charakteru rządzącej ekipy.

Kręgi oficjalne stanowczo zaprzeczają rewelacjom New York Timesa. Powołują się przy tym na zapis samego autora raportu, który najwyraźniej zdziwiony skalą skandalu napisał na swojej stronie, że nie wyklucza, iż silniki dostały się do Korei Pn. z Rosji. Ukraińskie media przypominają, że Michael Elleman był w latach dziewięćdziesiątych zaangażowany w amerykańsko – rosyjski program rozbrojeniowy a w związku z tym, sugerują, może nie być bezstronny. Nawet w Rosji prasa cytuje zdanie ekspertów mówiących, że ukraińska fabryka nie mogła dostarczyć Koreańczykom silników, bo ich po prostu nie miała, nigdy nie produkowano ich dużej liczby, a teraz już w ogóle produkcja stoi. Kopiowanie konstrukcji też nie wchodzi w grę, bo w praktyce tak powstałe silniki nie osiągają większej mocy niż 20 – 25 % oryginału i są do niczego nie przydatne. A przy tym, jak pisze Niezawisimaja Gazieta, już dwadzieścia lat temu Ukraińcy sprzedali zarówno technologię, jak i silniki do Chin. I to też jest możliwe źródło zaopatrzenia, które trzeba brać pod uwagę.

Na Ukrainie przypomina się starą aferę z elementami systemu Kolczuga, które za czasów prezydenta Kuczmy, Kijów miał jakoby sprzedać Saddamowi Husajnowi do Iraku. Wtedy wiele o tym pisano na świecie, straty reputacyjne Kijowa były ewidentne, a jak przyszło, co, do czego, to dowodów po prostu nie było. I teraz może być, dowodzą, podobnie. Na kilometr cała sprawa wygląda jak prowokacja rosyjskich służb specjalnych. Moment publikacji, argumentują, też nie jest przypadkowy. I wskazują trzy okoliczności.

Po pierwsze w Stanach Zjednoczonych trwa właśnie dyskusja na temat rozpoczęcia, na Ukrainę, dostaw broni nie tylko defensywnej, ale również umożliwiającej operacje zaczepne. Takie rozwiązania proponuje Pentagon, ale póki, co decyzja nie została jeszcze podjęta.

Po drugie, jak informuje Izwiestia, w drugiej połowie sierpnia dojdzie do spotkania Kurta Walkera, specjalnego wysłannika Waszyngtonu ds. konfliktu w Donbasie z Władysławem Surkowem, doradcą rosyjskiego prezydenta, który nadzoruje wszystkie sponsorowane przez Rosję „niezależne” republiki w tym i te zlokalizowane na wschodzie Ukrainy. Amerykanin jest już po rozmowach w Paryżu, Berlinie i Kijowie i chodzić może o ożywienie tzw. formatu mińskiego. Jak się wydaje Rosjanie nie są zainteresowani jakimikolwiek zmianami sytuacji. Ostatnio media poinformowały, że Władimir Putin w najbliższych dniach spotka się z dziećmi z samozwańczych republik odpoczywającymi na Krymie. Przy okazji padły stwierdzenia o tym, że Rosja nie opuszcza swoich protegowanych. Tym bardziej, jak się wydaje Moskwa będzie niechętna (trwa w Rosji de facto kampania wyborcza i jak by to wyglądało, gdyby się okazało, że Władimir Władimirowicz okłamał dzieci) zrobieniu pierwszego kroku, czyli przywróceniu kontroli Kijowa nad jego wschodnią granicą. I cała operacja może być przeprowadzona właśnie w tym celu, aby udowodnić światu jak ryzykownym przedsięwzięciem może być powierzenie ochrony granicy Kijowowi.

I wreszcie trzeci powód - ćwiczenia Zapad 2017, i reakcja na nie NATO, czy szerzej rzecz ujmując, obecność amerykańskich sił zbrojnych na Ukrainie. Jak informują rosyjskie media wczoraj na Białoruś zaczęły przybywać pierwsze rosyjskie oddziały. W najbliższych dniach zrealizowany zostanie pierwszy, białoruski, etap ćwiczeń – przygotowanie tyłów, logistyki, zabezpieczeń. Trzeba dodać, że rosyjskie ćwiczenia Zapad 2017 trwają już od jakiegoś czasu. I tak np. w ubiegłym tygodniu ćwiczyła pskowska dywizja powietrzno – desantowa. Jak informują Białorusini, w tej fazie ćwiczeń wezmą udział służby techniczne wspólnego białorusko – rosyjskiego zgrupowania wojskowego tzw. Państwa Związkowego Rosji i Białorusi. Formalnie zostały one powołane do życia 20 lat temu i do tej pory istnieją a składają się z sił zbrojnych Białorusi i rosyjskiej 20 armii zachodniego okręgu wojennego. W czasach pokoju ich łączna liczebność kształtuje się na poziomie 80 – 100 tys. ludzi. Teraz ćwiczyć będą służby techniczne, czyli, jak dowodzą rosyjskie media nie mniej niż 10 % stanu. Ekonomist pisze o tym, że docelowo w rosyjsko – białoruskich manewrach weźmie udział nawet 100 tys. żołnierzy. Od jakiegoś czasu powtarzane są też informacje, że Rosjanie, po wejściu ich sił zbrojnych na Białoruś postanowią tam jakiś czas pozostać. Dementuje to zarówno Moskwa jak i Mińsk, ale nie ma wątpliwości, że napięcie narasta. Rosjanie są zdania, że rozsiewanie pogłosek o zagrożeniu Ukrainy i Krajów Nadbałtyckich to tylko pretekst mający uzasadnić zaplanowaną już wcześniej przez Waszyngton operację przerzucania dodatkowych oddziałów zbrojnych w pobliże rosyjskiej granicy. I publikują informacje o załadunku amerykańskiej ciężkiej techniki wojskowej w portach nad Zatoką Meksykańską. Statki wypełnione czołgami i wozami bojowymi płynąć mają ich zdaniem do litewskiej Kłajpedy, ale nie wykluczają, że również być może, na Ukrainę, gdzie zresztą, w Oczakowie buduje się amerykańskie instalacje wojskowe.

Moment, kiedy pokazały się rewelacje na temat ukraińskich silników w północnokoreańskich rakietach wydaje się być dobrze dobrany. Jak mówią Amerykanie, jednym kamieniem można trafić dwa psy. A może nawet trzy, bo być może, pośrednictwo Rosji w rozładowaniu koreańskiej sytuacji okaże się niezbędne.

Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka