Marek Budzisz Marek Budzisz
1247
BLOG

Blisko i środkowowschodni kocioł na granicy wybuchu.

Marek Budzisz Marek Budzisz Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 10

W mediach pojawiła się informacja, że do Tadżykistanu uda się specjalna misja ratunkowa z Międzynarodowego Funduszu Walutowego, której zadaniem będzie audyt tamtejszego systemu bankowego i przygotowanie jego reformy. Przewiduje się, że prace potrwają przynajmniej rok. Powód podjęcia tych kroków jest oczywisty – cały system bankowy tego środkowoazjatyckiego kraju jest w praktyce bankrutem, wskaźnik kredytów, które nie są ani spłacane, ani obsługiwane wzrósł z 25 % w 2014 roku, (co i tak stanowiło już wówczas alarmująco wysoki poziom) do 54 % pod koniec 2016. W kilku największych lokalnych instytucjach finansowych wprowadzono zarządy komisaryczne i zawieszono wypłatę lokat.

Powodów takiego stanu rzeczy jest kilka, ale za jeden z najważniejszych uznać trzeba znaczne zmniejszenie przelewów od Tadżyków pracujących za granicą, głównie w Rosji. Wraz z kryzysem na tamtejszym rynku zmniejszyło się zapotrzebowanie na pracujących, przeważnie w budownictwie, przybyszów z Azji Pd. Dewaluacja rubla znacząco obniżyła też poziom dolarowych transferów. Na to wszystko nałożyły się jeszcze czynniki wewnętrzne – niesłychanie wysoki poziom korupcji, a także fakt, że zarobione przez pracujących za granicą pieniądze wydawane były głównie na konsumpcję i nie przyczyniały się do tworzenia miejsc pracy w Tadżykistanie, nawet w małym biznesie. Rosyjski rynek nieruchomości nadal tkwi w zastoju i widoków na poprawę sytuacji nie ma. A problem jest poważny, bo Tadżykistan jest krajem muzułmańskim z silnymi ruchami fundamentalistycznymi. I w sytuacji nędzy, wszechobecnej korupcji, represyjnego reżimu i braku perspektyw znalezienia jakichkolwiek źródeł utrzymanie, radykalizacja młodzieży może się nasilić. W kraju już raz, w połowie lat dziewięćdziesiątych toczyła się wojna domowa i scenariusz takiego rozwoju sytuacji może się powtórzyć. Tym bardziej, że kraj ma długą, praktycznie niechronioną granicę z Afganistanem i wypierane z Syrii grupy bojowników ISIS, mogą praktycznie bez przeszkód przenikać na jego terytorium.

O zaostrzaniu się sytuacji wewnętrznej świadczą też ostatnie, propagandowe akcje podejmowane przez reżim w Duszanbe. Otóż wyprodukował on i umieścił w sieci (na kanale You Tube, w trzech wersjach językowych) film, w którym zawarto oskarżenia, pod adresem Iranu, że ten wspiera działająca w Tadżykistanie, fundamentalistyczną opozycję muzułmańską. Rzecz idzie o Partię Odrodzenia Islamskiego, której aktywiści rzeczywiście znajdują się pod opieką Teheranu. Ale Duszanbe w swych oskarżeniach poszło dalej i obwinia irańskie służby specjalne o to, że maczały palce w serii zabójstw tadżyckich polityków, przedsiębiorców i dziennikarzy, jaka miała miejsce w ostatnich dwóch latach. Mało tego, nieudana próba zamachu stanu podjęta przez Abdulhamida Nazarozdę wówczas wiceministra obrony, stłumiona we wrześniu 2015 roku, miała być zdaniem Tadżyków inicjowana przez Teheran. Choć w tym wypadku jest też ślad rosyjski – otóż żołnierze zbuntowanego 25 batalionu, którzy rozpoczęli próbę puczu, przechodzili wcześniej szkolenie wojskowe w Rosji. I ta okoliczność skłania niektórych tamtejszych komentatorów do snucia teorii, że obalenie reżimu prezydenta Rachmona, mogło być na rękę Moskwie. Powodem miało być zbytnie orientowanie się tegoż na kraje arabskie Zatoki Perskiej, głównie Arabię Saudyjską. W tym kontekście przypomnieć trzeba, że Tadżycki prezydent wziął udział w spotkaniu liderów świata muzułmańskiego z prezydentem Trumpem, podczas jego bliskowschodniej podróży. Zaś ostatnio media informują, że Tadżyccy gastarbeiterzy, zamiast do Rosji zaczną jeździć pracować do Arabii Saudyjskiej. W całej sprawie jest też oczywiście wątek finansowy. Otóż tadżycki system bankowy przez lata służył Irańczykom do transferowania pieniędzy, pochodzących ze sprzedaży ropy naftowej. Objęty sankcjami Teheran opracował cały system, zdaniem specjalistów jeden z najlepszych na świecie, omijania ograniczeń. Wykorzystywał przy tym zaprzyjaźnionych biznesmenów, którzy na tyle dobrze czuli się na obcych rynkach, że mogli organizować i nadzorować cały proceder. Jednym z nich był działający w Tadżykistanie, irański miliarder Babak Zanjani, który miał ograbić Teheran (przy okazji transferu pieniędzy wziął trochę dla siebie) na 2,7 mld dolarów. Zanjani siedzi obecnie w irańskim więzieniu z zasądzonym wyrokiem śmierci, a Teheran chce zwrotu tych pieniędzy od Duszanbe, które ich oczywiście nie odda, bo po pierwsze po prostu nie ma takich kwot, a po drugie Irańczyk już dawno je wysłał gdzieś dalej, podobno do Chin.

Cała sprawa rykoszetem bije w Moskwę i pokazuje jak trudną grę na Bliskim i Środkowym Wschodzie musi ona prowadzić. Z jednej strony jej interesy w Syrii wymuszają współpracę z Teheranem, z drugiej zaś zbytnie zbliżenie Moskwy i Iranu wywołuje niepokój innych graczy.

Właśnie z powodu Iranu, do Soczi przyjechał niedawno izraelski premier Netanjachu. Rosyjskie media zwróciły przy okazji uwagę na dwie rzeczy – po pierwsze na to, że Izraelski premier już w części recepcyjnej spotkania, jeszcze w obecności dziennikarzy zaczął mówić jak bardzo jego kraj zaniepokojony jest rosnącą pozycją Teheranu, a po drugie na to, że na tą krótką, jednodniową wizytę wziął ze sobą szefa MOSSADU, Yossi Cohena, co dowodzić ma, w ich opinii tego, że Tel Awiw uważa sytuację za poważną. Izraelski premier mówił rosyjskiemu prezydentowi, że walka z ISIS jakkolwiek niezbędna prowadzi do wzrostu pozycji Teheranu. W jego opinii kontroluje on już sytuację w Libanie i jest bliski uzyskania takiej właśnie pozycji w Jemenia oraz Iraku. Dodatkowo izraelski premier ostro skrytykował porozumienie między Rosją a Stanami Zjednoczonymi, zawarte w trakcie spotkania państw G-20 w Hamburgu, o zawieszeniu broni i utworzeniu trzech stref deeskalacji konfliktu w rejonie pogranicznym z Jordanią i Izraelem. Do tej pory uważano, że taki rozwój wydarzeń leży w interesie Izraela, teraz jak widać, okazuje się, że nie jest on z tego zadowolony. Otóż główny zarzut, jaki Tel Awiw stawia porozumieniu sprowadza się do tego, że nie przewiduje ono usunięcia sił irańskich albo organizacji związanych z Teheranem z terytorium Syrii po zakończeniu wojny. A zdaniem Netanjachu dopiero takie rozstrzygnięcie daje gwarancję, że Iran nie wznowi potajemnie swego programu atomowego gdzieś w ukryciu, w Syrii czy Iraku. Zdaniem cytowanych przez media izraelskich politologów obecność na spotkaniu w Soczi Cohena świadczyć może o tym, że sprawa jest poważna, i izraelski premier chciał, aby Władimir Władimirowicz usłyszał z ust najbardziej wiarygodnej i najlepiej poinformowanej osoby, co ten wie o irańskich planach. Mówi się też o tym, że Tel Awiw zaproponował Moskwie pośrednictwo w rozmowach ze Stanami Zjednoczonymi. W ubiegłym tygodniu szef Mossadu, ale także kierujący wywiadem wojskowym Izraela Herzi Halevi, przebywali w Waszyngtonie a w najbliższym tygodniu w stolicy Izraele rozmowy prowadził będzie zięć i doradca amerykańskiego prezydenta Jared Kushner.

Sytuację w regionie komplikuje też pogarszająca się sytuacja wewnętrzna w Azerbejdżanie, który wg. opinii ekspertów z europejskiego departamentu bezpieczeństwa i informacji (DESI) staje się znaczącym „eksporterem islamistów”. Tradycyjnie, w tym kaukaskim kraju, znacząca jest liczba muzułmańskich salafitów. Głównym ośrodkiem salafizmu jest Sumgait, znany z masakry chrześcijańskich Ormian w 1988 roku. W tym oddalonym o 30 kilometrów od stolicy kraju ośrodku przemysłu naftowego, jak się oblicza mieszka ok. miliona zwolenników radykalnych nurtów islamskich. Przy czym niemała ich część to przybysze z rosyjskiego Dagestanu, który uchodzi, zdaniem FSB, za region najbardziej w Rosji podatny na infiltrację. Co więcej rosyjskie służby odnotowują ożywione kontakty środowisk islamistycznych z Azerbejdżanu i Dagestanu z tymi Czeczenami, którzy nie uznają zwierzchności Kadyrowa i chcą wznowienia walki o niezależność i ustanowienie kalifatu Kaukazu. Na to wszystko nakłada się trudna sytuacja ekonomiczne kraju (spadające ceny ropy naftowej) oraz tlący się spór o Górski Karabach. A na dodatek, polityka wewnętrzna w Azerbejdżanie, która sprowadza się do rywalizacji klanów, doprowadziła do osłabienia służb specjalnych, które mogłyby walczyć z zagrożeniem islamistycznym. Kurdyjski klan Alijewów, z których wywodzi się urzędujący prezydent, konkuruje z klanem Paszajewów, etnicznie Turków irańskich, z którego pochodzi żona prezydenta. Paszajewowie kontrolowali struktury bezpieczeństwa, ale Alijew w ramach rywalizacji doprowadził do ich znacznego osłabienia. Potencjalny konflikt o władzę tli się nadal, i nie rozwiązała go nawet zmiana tamtejszej konstytucji i mianowanie żony azerskiego prezydenta na funkcję wiceprezydenta. A na dodatek Międzynarodowy Bank Azerbejdżanu jest na granicy upadłości. I podobnie jak system bankowy Tadżykistanu potrzebuje międzynarodowego wsparcia. Baku jest w bardzo dobrych relacjach z Izraelem, który jest chyba największym dostawcą zaawansowanej technologii wojskowej do tego kraju. I najprawdopodobniej rozmowy w Soczi, między premierem Netanjachu a rosyjskim prezydentem dotyczyły też i tego kraju. Zwłaszcza, że kilka godzin później Putin przyjął prezydenta Armenii.

Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka