Marek Budzisz Marek Budzisz
2578
BLOG

O tym, jak patriarcha Cyryl „najechał” na prezydenta Bułgarii, ale nie tylko.

Marek Budzisz Marek Budzisz Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 17

Na 11 dni przed wyborami i w przeddzień 8 marca, który jest na Wschodzie świętem państwowym, rosyjskie media zalewane są wiadomościami, które uważnym czytelnikom pozwalają sformułować pogląd, że chyba u naszego wielkiego sąsiada sprawy nie idą tak dobrze, jakby to wynikało z przekazu kanałów propagandowych.

Zacznijmy, jak przystało na święto od kwestii kobiecych, a raczej damsko – męskich. Otóż, Rosja ma swoją własną odmianę afery Harveya Weinsteina. Chodzi w tym przypadku o Leonida Słuckiego, kierującego komisją spraw zagranicznych w Dumie. Pod koniec lutego dziennikarka uznawanego za opozycyjny kanału telewizyjnego Dożd (Deszcz) oskarżyła deputowanego o składanie jej niemoralnych, acz jednoznacznych, propozycji. Tenże oczywiście zaprzeczył, ale kilka dni później kolejna dziennikarka, tym razem z BBC sformułowała pod jego adresem oskarżenia o podobnym charakterze. A na poparcie swych słów opublikowała zapis nagranej rozmowy, w której Słucki proponuje jej, aby ta została jego kochanką, i jednocześnie, jak oświadczyła, próbował dotykać jej miejsc intymnych. W międzyczasie, jeszcze trzecia napastowana dziennikarka potwierdziła słowa swoich koleżanek. Cała sprawa rozgrzała rosyjski internet i media. Spora część świata dziennikarskiego opowiedziała się za tym, aby ukarać winnego, tym bardziej, że jest on deputowanym z partii Żyrinowskiego, więc atak na niego jest dość bezpieczny, a przy tym uchodzi za związanego z rosyjską Cerkwią. Sprawa trafiła do prokuratury, o wyjaśnienie poprosiła deputowanego parlamentarna komisja ds. etyki. Ale chyba najciekawsza, i dlatego warta przytoczenia jest opinia Tamary Pletniewej, posłanki komunistycznej, zasiadającej w Dumie od 1993 roku, a przy tym przewodniczącej komisji ds. kobiet, rodziny, kobiet i dzieci. Poradziła ona molestowanym dziennikarkom, aby te „ubierały się przyzwoicie”. A przy tym dodała, że dziennikarki z „gołymi pępkami” siedzą po całych dniach w bufetach w Dumie, potem wypisują jakieś „bzdury”. A Słucki, jej zdaniem, to człowiek kulturalny, wykształcony, bardzo szarmancki, który odnosi się do kobiet bez zarzutu. No może trochę pożartował (chodzi o klepanie po pupie), ale czy jest, o co się obrażać? Te dziennikarki, jej zdaniem, nie widzą jak posłowie ciężko całymi dniami, od świtu do zmierzchu pracują, tylko wypisują niestworzone historie. Media rosyjskie przypominają w tym kontekście wcześniejszą wypowiedź Wołodina, marszałka Dumy, który powiedział, że jeśli dziennikarkom trudno się pracuje w jego instytucji, to niech po prostu zmienią pracę.

Ale trzeba otwarcie powiedzieć, że te akurat sprawy chyba w najmniejszym stopniu nie niepokoją rosyjskich elit. Znacznie gorzej wyglądają rokowania Władimira Władimirowicza przed nadchodzącymi już w tak nieodległej przyszłości wyborami. Uchodząca za opozycyjną gazeta Wiesti, powołując się na wyniki badań opinii publicznej przeprowadzone przez Rosyjskie Centrum Analiz Opinii Publicznej (WCIOM), poinformowała, a za nią inne gazety, że popularność Putina w dużych miastach Rosji spadła w ostatnich dwóch miesiącach o 12 %. I choć nadal w sondażach jest on niezagrożonym liderem (drugi w kolejności – komunista Grudynin ma 7 % poparcia) i może liczyć na więcej niż 60 % głosów, to w Moskwie i Petersburgu poparcie, jakim się cieszy spadło z 69,7 do 57,1 %. Zaraz po tych rewelacjach wystąpił publicznie prezes WCIOM i oświadczył, że media źle zinterpretowały wyniki badań, jakie przeprowadziła instytucja, którą kieruje. Bo porównuje się obecne notowania do wyników grudniowych, a przed świętami Rosjanie tradycyjnie i zawsze się tak dzieje, są pozytywnie nastawieni do rzeczywistości, w której żyją. A teraz nie ma jakiegoś wielkiego spadku i poparcie jest stabilne. Sęk w tym, że utrzymuje się na poziomie o wiele niższym niźli 75 %, a o takim wyniku jeszcze kilka miesięcy temu napomykali kremlowscy technologowie władzy. W mediach pojawiają się opinie socjologów, którzy uważają, że realne notowania władzy mogą być jeszcze niższe, bo w wielkich ośrodkach jest lepszy dostęp do informacji, trudniej ludzi zastraszyć, a władza, generalnie jest mniej popularna. Przy tym mówią, że kampania jest dość niemrawa, a ostatnie pełne gróźb wystąpienie Putina przed Zgromadzeniem Federalnym, mogło ludzi po prostu wystraszyć. Wydaje się, że nastroje wśród ludzi młodych i mieszkańców wielkich ośrodków są znacznie gorsze niźli na prowincji. Świadczy o tym drugi sondaż, na który powołuje się Kommiersant. Tym razem badane były nastroje wśród ludzi młodych, między 18 a 24 rokiem życia. I okazuje się, że zdecydowana większość ankietowanych gotowa jest wyjechać z Rosji i pracować poza jej granicami, nawet jeśliby miałoby to oznaczać konieczność ponownego przeszkolenia – na taką ewentualność godzi się 66 % ankietowanych. Młodzi pytani byli o swego politycznego idola, osobę, którą chętnie widzieliby na stanowisku prezydenta Rosji. I co ciekawe 42 % udzieliło odpowiedzi, że albo nie ma takiego idola, albo nie jest w stanie podać jakiegokolwiek nazwiska.

Nastrojów nie poprawiają wojownicze wystąpienia urzędującego prezydenta. Rosyjskie media pełne są analiz wojskowych, którzy dowodzą, że nowe rodzaje uzbrojenia zapowiedziane przez Putina są albo dopiero w fazie wstępnych badań, albo mowa jest o konstrukcjach znanych i już dość przestarzałych, albo cała ta narracja po prostu kupy się nie trzyma. Ostatnio w Nowej Gazecie opublikowano artykuł, nie pierwszy i zapewne nie ostatni, który dorzuca kilka nowych argumentów. No, bo jeśli jak powiedział Putin Rosja ma rakietę o wprost nieograniczonym zasięgu, która może dolecieć w każdy zakątek ziemi, a tylko przypadkowo na filmie, który przy okazji wystąpienia wyświetlono, pokazano, że dolatuje na Florydę (wścibscy dziennikarze wyśledzili), to, po co, w 2016 roku rosyjski rząd uruchomił program budowy bombowców strategicznych Tu-160 M 2? Ten wcale nie tani projekt przewiduje, że do roku 2035 Rosja dysponowała będzie liczbą 50 bombowców strategicznych tego typu, a już w 2027 będzie miała 10 takich samolotów.

Wielki sukces rosyjskiej armii, myśli wojskowej i polityki zagranicznej – Syria, też przysparza ostatnio samych problemów. Rosyjskie media piszą o ujawnionych właśnie informacjach na temat tegorocznego budżetu Pentagonu (rok budżetowy w USA kończy się wraz z końcem września). Znalazł się tam zapis, iż Amerykanie chcą przeznaczyć 80 mln dolarów na wspieranie kurdyjskich i arabskich sił zbrojnych kontrolujących wschód kraju. Rosjanie zaraz obliczyli, że nawet ta wyglądająca na skromną kwota pozwoli utrzymać lokalne siły zbrojne w liczbie około 80 tysięcy. A to, ich zdaniem, oznacza, że Waszyngton na trwale chce podziału Syrii, przy czym tereny roponośne, na eksploatację, których tak bardzo liczyli, byłyby kontrolowane przez przeciwników reżimu Asada. W Moskwie odnotowano też wypowiedź wiceprezydenta Pence´a, który powiedział, że Stany Zjednoczone chcą wyjść z porozumienia nuklearnego, jakie zawarte zostało przez administrację Obamy z Iranem. Odczytano to dość jednoznacznie, – jako zapowiedź możliwości konfliktu zbrojnego, zwłaszcza, że premier Izraela już dość otwarcie mówi o perspektywie wojny izraelsko – irańskiej. Co gorsze, już dziś wiadomo, że samolot transportowy, który niedawno rozbił się podchodząc do lądowania w rosyjskiej bazie w Syrii, wcale nie uległ awarii, a strącony został przez jedno z miejscowych bojówek anty-asadowskiej opozycji. W katastrofie zginęło kilkudziesięciu rosyjskich oficerów, w tym jeden w randze generała. To kolejny samolot stracony przez Rosjan w tym roku w Syrii. Teraz użyto ponoć karabinów maszynowych i to w okolicach rosyjskiej bazy lotniczej i centrum dowodzenia! Nie świadczy to o uspokojeniu sytuacji, ani tym bardziej o dwukrotnie już zapowiadanym przez Putina końcu wojny. Przerzucenie do Hmejmin najnowszych rosyjskich myśliwców typu Su-57 też nie świadczy o tym, że sytuacja się uspokaja.

Niestety nie można napisać o wszystkim. Z morza napływających informacji traktujących (ze szczegółami) to o plagiacie pracy doktorskiej Putina, a to o specjalnej wycieczce generała Patruszewa do Tajlandii, gdzie ponoć miał rozmawiać z władzami tego kraju, aby te nie godziły się na wyjazd Nastii Rybki do Stanów Zjednoczonych (przypomnijmy ta pani nie najcięższych obyczajów aresztowana w jednym z tajlandzkich kurortów za organizowanie seks szkoleń twierdzi, że dysponuje dowodami na to, że Kreml manipulował wyborami w Stanach Zjednoczonych i jeśli dostanie azyl w USA to z przyjemnością je ujawni), to o zastanawiającej awarii samolotu, na pokładzie, którego znajdował się znany opozycjonista Jawliński (rozszczelnienie kabiny w efekcie, czego w kilkanaście sekund samolot obniżył wysokość lotu z 8 do 3 tys. metrów i jakoś dotarł na lotnisko) przywołajmy inną ciekawostkę. Otóż niedawno, a dokładnie 3 marca w Bułgarii obchodzono rocznicę podpisania pokoju w San Stefano. Przypomnijmy, pokój kończył wojnę rosyjsko – turecką (1878 rok) i przywracał Bułgarii niepodległość. Na obchody zaproszony został patriarcha moskiewski i całej Rusi Cyryl. Przemawiając, bułgarski prezydent Radew, nota bene przedstawiany w rosyjskich mediach, jako polityk sympatyzujący z Moskwą, podziękował za wyzwolenie narodom walczącym w armii carskiej wyzwalającej Bułgarię. Mówił o Rosjanach, ale wspomniał też Polaków, Finów, Łotyszy, bo armia była wielonarodowa. I to rozwścieczyło metropolitę, który uznał za celowe publicznie zwrócić gospodarzom uwagę, że nie dość wyraźnie podkreślili rolę Rosjan. Rosyjska prasa pisze, że metropolita „наехал” na Prezydenta. Słowo to we współczesnym języku rosyjskim używane jest m.in., kiedy chce się opisać przybycie gangsterów zajmujących się wymuszeniami za kryszę, czyli ochronę. I dość powszechnie uznaje się za część blatnego, czyli kryminalnego, słownictwa. Tak, zatem patriarcha publicznie najechał na prezydenta Bułgarii i ci ostatni są ponoć w szoku. Bo przypomniały im się czasy, kiedy Moskwa uważała, że „Bułgaria to nie zagranica”. Trzeba pamiętać, że rosyjska cerkiew prawosławne i patriarcha Cyryl, traktowani są przez oficjalną Rosję, jako wunderwaffe w zakresie soft power. No rzeczywiście, nie ma to jak umieć zjednywać sobie przyjaciół.

Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka