Marek Budzisz Marek Budzisz
4102
BLOG

Twardy Putin przeciw twardym Trumpowi i Pompeo, jednym słowem - przesilenie

Marek Budzisz Marek Budzisz Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 64

Brytyjska premier Theresa May występując w Izbie Gmin w sprawie zamachu na byłego rosyjskiego szpiega Sergieja Skripala powiedziała, że najprawdopodobniej w jego przypadku użyto wyprodukowanego jeszcze za czasów ZSRR gazu paralityczno – drgawkowego o nazwie „Nowiczok”. Jednocześnie zażądała od Moskwy wyjaśnień, deklarując, że jeżeli do godziny 24, dzisiaj, ich nie otrzyma to uzna, że Rosja zaatakowała zbrojnie Wielką Brytanię.

Już wiadomo, że nie otrzyma, bo władze rosyjskie na te słowa odpowiedziały, że nie będą reagowały na żadne pogróżki i ultimata, jeśli Londyn nie przedstawi „żelaznych dowodów”. Wydaje się, że dla Moskwy żadne dowody nie będą wystarczająco „żelazne”. Już zresztą ruszyła rosyjska machina dezinformacji. Deputowane Fiodorow, w przeszłości kierujący FSB, powiedział, że wcale nie ma pewności, iż to z Rosji pochodził gaz, którego użyto w Wielkiej Brytanii, bo na Ukrainie również znajdowały się jego zapasy.

Cóż to wszystko oznacza? Konsekwencje całej sprawy, jeśliby te rewelacje miały się potwierdzić, są poważniejsze niźli można byłoby sądzić. Przede wszystkim z tego powodu, że Rosja we wrześniu ubiegłego roku oficjalnie poinformowała, że znajdujące się w jej posiadaniu zapasy broni chemicznej zostały całkowicie zniszczone. Teraz okazuje się, że być może, jak oświadczyła brytyjska premier Moskwa nie kontroluje tego, co dzieje się w tej sferze na jej terytorium, lub, co gorsze, że oficjalne deklaracje nie są prawdziwe. A pamiętajmy, że to właśnie staraniami o zniszczenie syryjskich zapasów broni chemicznej Putin przekonał Obamę o celowości współpracy na linii Rosja – USA w Syrii. Od tego czasu Waszyngton wielokrotnie powtarzał zarzuty, że Damaszek współpracując z Rosją nie zniszczył swych arsenałów, czemu zawsze i to stanowczo zaprzeczała Moskwa. Teraz może okazać się, że nie tylko w sprawie broni znajdującej się w Syrii Rosja, delikatnie mówiąc „mijała się z prawdą”, ale również w kwestii jej własnych zasobów oficjalne oświadczenia Kremla trzeba brać z przymrużeniem oka. Bo to, że ten akurat gaz bojowy znajdował się na wyposażeniu rosyjskiej armii nie ma wątpliwości. Jeden z jego twórców Wil Mirzjanow, który po rozpadzie ZSRR emigrował do Stanów Zjednoczonych mówi w wywiadzie dla The Telegraph, że formuła umożliwiająca produkcję gazu jest nadal objęta w Rosji ścisłą tajemnicą i nikt na świecie, póki, co nie posiadł, umiejętności jego produkowania. A nie ulega wątpliwości, że jest to gaz bojowy, kilkanaście razy silniejszy od innych znanych związków tego rodzaju. Mirzjanow mówi, że wystarczy 10 gram substancji, aby zamordować 500 osób, więc to nie panikarstwo, postawiło władze Wielkiej Brytanii w stan najwyższej gotowości. Niestety, jeśli chodzi o Skripala i jego córkę nie pozostawia wątpliwości – z pewnością umrą, albo, jeśli jakimś cudem uda im się przeżyć, to do końca pozostaną kalekami, bez świadomości. Przy czym, jak dodaje, posługiwanie się gazem jest niesłychanie proste, bo zabójcza substancja powstaje dopiero po zmieszaniu dwóch dość niegroźnych substancji, np. w postaci areozolu. Dotychczas w historii raz tylko użyto tego gazu – w Moskwie, kiedy zamordowano, najprawdopodobniej przy jego użyciu bankiera Iwana Kiwelidi (1995 rok). Piszę najprawdopodobniej, bo władze tego nigdy oficjalnie nie potwierdziły, a o użyciu tej substancji raportowało jedynie dziennikarskie śledztwo. Już wówczas jednak zauważono, że substancja nie tylko jest niezwykle jadowita, ale, również, że działa z opóźnieniem. I to by wyjaśniało jak to się stało, że Skripal i jego córka pojechali z domu do centrum handlowego, potem do włoskiej restauracji gdzie zdążyli sobie zrobić ostatnie selfie, potem jeszcze byli w pubie, a dopiero po wyjściu stamtąd, w parku, zasłabli. Prasa brytyjska snuje przy tym spekulacje gdzie były rosyjski, a teraz brytyjski agent mógł zostać zaatakowany. W grę wchodzi dom, samochód, oblanie go w jakimś miejscu publicznym lub przywiezienie substancji przez córkę, prosto z Moskwy. Bo ta nie chciała emigrować do Anglii i kilka dni przed zamachem przyjechała do ojca w odwiedziny. Świadkowie mówią też, że widzieli jakąś nieznaną kobietę wychodzącą z centrum handlowego w nienaturalnie dużej masce ochronnej, zbyt wielkiej jak na taką, która miałaby chronić przed grypą lub zanieczyszczeniami atmosferycznymi.

Wróćmy jednak do kwestii natury politycznej. Przywoływany już przeze mnie deputowany Fiodorow powiedział, że obecny kryzys w relacjach Rosja – Zachód przypomina rok 1961 i kryzys karaibski związany z próbą rozmieszczenia przez ZSRR głowic jądrowych na Kubie. Jego zdaniem i teraz wszystko skończy się tak jak i wówczas, to znaczy dobrze dla ZSRR, o przepraszam, pomyłka, dla Rosji. Bo i tak jak wówczas Zachód będzie napinał muskuły, ale po pewnym czasie usiądzie z Rosją do rozmów i jakieś modus vivendi się znajdzie.

Kommiersant przywołuje opinię czynnego agenta rosyjskich służb specjalnych, który mówi, że tego rodzaju środkami, a chodzi o Nowiczok, profesjonaliści się nie posługują. Z jednego, ale za to zasadniczego powodu – powoduje on zbyt duże zamieszanie, jego użycie staje się sensacją, a tego służbom wcale nie potrzeba i są duże lepsze metody unieszkodliwienia niewygodnych figurantów. No właśnie. Chyba jesteśmy w domu. Wydaje się, bowiem, że Skripala zamordowano po to, aby ostrzec Zachód. I wpisuje się to w całą sekwencję ostatnich wydarzeń, a właściwie oficjalnych wypowiedzi. Chodzi nie tylko o wystąpienie Putina przed Zgromadzeniem Federalnym, kiedy opisywał nowe rodzaje cudownego uzbrojenia, jakoby będące w arsenałach rosyjskich. Ale niedługo potem ukazał się wywiad, w którym mówi on, że jeśli „Rosja lub któryś z naszych sojuszników” zostanie zaatakowany bronią nuklearną, to nie zawaha się wcisnąć czerwony guzik uruchamiający Armagedon. „No, bo, po co świat ma istnieć, miał powiedzieć Władimir Władimirowicz, kiedy nie będzie naszej ojczyzny”. W wywiadzie dla amerykańskiej stacji, której Putin udzielił przedwczoraj, indagującej go dziennikarce (Megan Kelly) powiedział, odsyłając ją zresztą do tekstu obowiązującej rosyjskiej doktryny bezpieczeństwa, że nie chodzi tylko o atak nuklearny, ale również mowa być może o ataku siłami konwencjonalnymi, ale takim, który dalsze istnienie państwa wystawi na szwank.

I wreszcie warto odnotować dzisiejszą wypowiedź szefa rosyjskiego Sztabu Generalnego, Gierasimowa, który oświadczył, że jeśli dojdzie do oczekiwanego ataku rakietowego sił amerykańskich na Damaszek to można się spodziewać odwetowej odpowiedzi Moskwy. Z tego przede wszystkim powodu, że w syryjskiej stolicy znajdują się rosyjscy wojskowi i w związku z tym ich życie może być zagrożone.

Mamy ewidentnie do czynienia z eskalowaniem napięcia przez Moskwę. Pytanie, po co? Może chodzi o to, że władze przed wyborami stają się bardziej nerwowe i boją się powtórzenia powyborczych protestów, jak po ostatnich wyborach prezydenckich. Bo ostatnie coraz więcej jest w rosyjskich mediach przecieków, że zarówno frekwencja w wyborach prezydenckich, jak i, co najważniejsze, poparcie dla Putina mogą być niższe od spodziewanego. Tradycyjne metody zdają się nie skutkować, bo ludzie coraz mniej się boją. I rosyjskie media zapełnione są relacjami z różnych miejsc w Rosji na temat tego, do jakich metod uciekają się władze chcące skłonić do uczestnictwa w wyborach. W wielu ośrodkach akademickich tak zmieniono okręgi wyborcze, aby młodzież wprost z zajęć, albo zamiast nich, mogła iść pod czujnym okiem wykładowców do lokalu wyborczego. Podobnie w firmach kontrolowanych przez państwo. W Petersburgu pracownicy sfery budżetowej dostali zadanie – każdy z nich ma skłonić do głosowania przynajmniej 10 osób. Ciekawą opinię wygłosiła pracownik naukowy z dalekiej Czyty namawiając swoich studentów do głosowania. „Wystarczy abyście poszli, co zrobicie z kartą, to już wasza sprawa, nikt tego nie będzie sprawdzać”. Gdyby tego rodzaju opinię traktować poważnie, to wydaje się, że władzom bardziej niźli na oddaniu głosu na Władimira Putina zależy na uczestnictwie w wyborach. Bo frekwencję trudniej sfałszować, a jeśli idzie o liczbę oddanych głosów na poszczególnych kandydatów, to już dziecinna igraszka.

Gdyby tak było, to zabójstwo Skripala miałoby też, prócz Zachodu, drugiego adresata – rosyjskie elity, w tym elity służb specjalnych i świata finansów. Za taką interpretacją przemawia i to, że dziś znaleziono ciało bliskiego współpracowania Borysa Bierezowskiego, mieszkającego również na emigracji w Wielkiej Brytanii. Władze nie informują, że przyczyna śmierci może budzić podejrzenia, ale zbieżność w czasie tych dwóch wydarzeń, musi zastanawiać.

W poniedziałek we francuskiej prasie ukazał się wywiad z byłym prezydentem Hollandem. Opowiada on w nim o tym, jak w sierpniu 2013 roku Francja i Stany Zjednoczone porozumiały się i były gotowe do przeprowadzenia uderzenia odwetowego na siły syryjskiego reżimu. Chodziło wówczas o to, że jeszcze w 2012 roku amerykański prezydent zapowiedział reakcję wojskową, jeśli w Syrii wojska reżimu w walce z opozycją używały będą swego arsenału chemicznego. Po stwierdzeniu, że dwukrotnie ten zakaz został złamany miano przystąpić do uderzenia. Tylko, że w ostatniej chwili Obama zgodził się z radami Putina, który zaproponował pośrednictwo Moskwy w przekonaniu Asada, aby ten pozbył się tej broni. Tylko, że od tego czasu Asad i jego siły wielokrotnie posługiwały się zakazanymi środkami. Ostatni raz kilkanaście dni temu we wschodniej Gucie. I zdaniem Hollanda, Asad i wspierająca go Rosja już kilkanaście razy przekroczyły „czerwoną linię” i nie spotkała ich za to kara, to nic dziwnego, że mają poczucie własnej bezkarności. I co ciekawe, były francuski prezydent wzywa Zachód do nałożenia nowych, dotkliwych sankcji na Rosję. I jego zdaniem, te będą dotkliwe, które wiązać się będą z „kwestiami ropy i gazu”. Angielska prasa spekuluje też, że mogą zostać zamrożone majątki rosyjskich oligarchów, zaprzyjaźnionych z Putinem. Kierująca rosyjskim kanałem propagandowym Margareta Simonian mówi o perspektywie cofnięcia licencji dla Russia Today. Jednym słowem Zachód szuka czułego punktu Moskwy, aby móc boleśnie i skutecznie uderzyć.

Wydaje się, że zbliża się przesilenie. Pytanie tylko, kto wygra tę wojnę nerwów i wyjdzie z niego wzmocniony. Lider demokratycznej większości w Senacie powiedział, że jego zdaniem nowy szef Departamentu Stanu Pompeo, będzie wobec Rosji uprawiał twardą politykę. Twardy Putin przeciw twardemu Trampowi i twardemu Pompeo. Zapowiada się ciekawie.

Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka