Marek Budzisz Marek Budzisz
1697
BLOG

Putin, Putin, Putin forever.

Marek Budzisz Marek Budzisz Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 30

I już wszystko jasne. Władimir Władimirowicz Putin wygrał rosyjskie wybory prezydenckie. A na dodatek osiągnął najlepszy rezultat w historii swojego uczestnictwa w tym przedsięwzięciu, pokonał również popularniejszego od niego Dmitrija Miedwiediewa. Gdyby podchodzić do całej sprawy formalnie, to zdobył ponad połowę głosów wszystkich uprawnionych, niezależnie od tego czy wzięli udział w tym obywatelskim akcie czy też nie, co też jest historycznym, jedynym w swoim rodzaju wynikiem.

I co dalej?

Dzisiaj Putin odbył na Kremlu spotkanie ze wszystkimi swoimi konkurentami, w tym i przedstawicielami „liberałów” Sobczak i Jawlińskim. Ten ostatni siedział obok obecnego i przyszłego prezydenta, pani Sobczak posadzona została obok Żyrinowskiego. Może, dlatego, że w trakcie debaty telewizyjnej oblała go wodą i być może jakiś dowcipny urzędnik liczył na rewanż. Ale żarty na bok. Putin zaapelował do wszystkich uczestniczących w wyścigu wyborczym, aby teraz, kiedy naturalne w trakcie kampanii emocje opadły, włączyli się do pracy dla dobra kraju. To już drugie tego rodzaju wezwanie, jakie w ostatnich dniach padło z ust lokatora Kremla. Wcześniej, kilka dni przed wyborami, w wywiadzie dla amerykańskiej telewizji mówił, że dopuszcza możliwość współpracy również z Nawalnym, byleby ten tylko zechciał. Dzisiaj powtórzył tę myśl, dodając zarazem, że swą następną kadencję zamierza poświęcić kwestiom społecznym oraz podniesieniu ekonomicznej pozycji kraju. Przy czym pytany przez dziennikarzy czy to już jego ostatnia kadencja, odwarknął im (tak dokładnie napisał Moskiewski Komsomolec), że póki, co, nie myśli o kolejnych. Na to póki, co warto zwrócić uwagę. Tym bardziej, że też dzisiaj Żyrinowski powiedział mediom, że jest przecież prosty sposób, aby Putin mógł być prezydentem dożywotnio. I nie idzie wcale o odpowiednie przeredagowanie konstytucji przez zniesienie ograniczeń w liczbie sprawowanych kadencji, ale o generalną zmianę formuły wybierania prezydenta. Na czym ona miałaby polegać? Na tym, że w Rosji miałoby funkcjonować Rada Państwa, ciało kolektywne, którego członkowie rekrutowaliby się z „lepszych gubernatorów, ministrów, deputowanych” i przewodniczący takiego organu sprawowałby funkcję prezydenta, a był wybierany przez jego członków. Zdaniem Żyrinowskiego wówczas Putin mógłby swą funkcję sprawować do końca życia. Tego rodzaju plany już się w Rosji pojawiały i w tym duchu reforma konstytucji była w swoim czasie przygotowywana. Teraz być może część rosyjskich elit władzy chciałaby powrócić do tych pomysłów, a Żyrinowski, znany ze swego długiego języka publicznie mówi to, o czym dyskutuje się w kremlowskich korytarzach.

Ostatnie wydarzenia w Chinach, zgoda dla Xi Jinpinga na dożywotnie sprawowanie prezydentury może pchnąć i Putina w tym kierunku. Ale na Kremlu doskonale wiedzą, że Putin byłby raczej porównywany z Nazarbajewem z Kazachstanu, lub Alijewem z Azerbejdżanu, czy, nie daj Bóg, z białoruskim Baćką, a na takim towarzystwie nieszczególnie im zależy. Bo Moskwa chce być nie tylko wielka, silna i wpływowa, ale chce być również szanowana. Najlepiej było to widać z reakcji oficjalnych mediów i rządowych agencji na napływające depesze gratulacyjne ze świata. Nie cieszyły ich powinszowania z Wenezueli, Boliwii czy bratniej Białorusi. Nawet gratulacje z Chin nie wzbudzały entuzjazmu. Raczej czekano na te z Europy, a przede wszystkim ze Stanów Zjednoczonych. Doszło do sytuacji paradoksalnej i w sumie żenującej, kiedy rzecznik Kremla Pieskow, chcąc wyjaśnić brak depesz od światowych liderów mówił publicznie, że planowane jest odbycie przez prezydenta – elekta szeregu rozmów-konsultacji telefonicznych z liderami świata i to w ich wyniku depesze napłyną. Gratulacje z Paryża, dość powściągliwe, a jak na standardy znad Sekwany to nawet bardzo, przyjęto w Moskwie z wyraźnym entuzjazmem i zadowoleniem.

Wracając jednak do kwestii ewentualnej reformy konstytucyjnej to wydaje się, że Moskwa nie po to organizowała plebiscyt, nie po to mobilizowała putinowską większość, aby teraz nie spożytkować owoców sukcesu. Władcy Rosji potrzebowali jednoznacznego wsparcia i silnego mandatu od zwykłych Rosjan i go otrzymali. Oczywiście dziennikarze mediów światowych, ale i rosyjskich, napiszą teraz wiele artykułów, w których będą się starać wyjaśnić powody sukcesu Putina. Podkreślą brak realnej konkurencji, zmasowaną propagandę, użycie tzw. resursu administracyjnego, czyli po prostu zaganianie ludzi na wybory. Będziemy czytać o dorzucaniu kart do urn, o organizowaniu kiermaszów z promocyjnymi towarami obok, a czasami wręcz w lokalach wyborczych. Pewnie potwierdzą się formułowane już przed wyborami przez niektórych opozycjonistów (Nawalny) zarzuty, iż w republikach kaukaskich wysoce podejrzaną jest przekraczająca 90 % frekwencja. Ale wszyscy, również i piszący te słowa, podświadomie czują, że te argumenty nie wyjaśniają istoty sprawy. Pojawią się, bo już się pojawiły, wypowiedzi Rosjan mówiących o zastraszeniu ludzi (tak napisał na swym profilu lider legendarnego zespołu Maszina Wriemieni), o rozpanoszeniu się żołdackiego chamstwa, stłamszeniu większości. I to też pewnie po części będzie prawdą.

Ale ze wszystkich wyjaśnień powodów wczorajszego triumfu Putina jeden wydaje mi się najlepiej trafiający w sedno. I można go zawrzeć w jednym słowie – Ukraina. Nie chodzi przy tym o kwestię Donbasu, ani też o aneksję Krymu. Raczej o coś zupełnie innego. O to, że Rosjanie mogli obserwować przez ostatnie lata niemal każdego dnia, do jakiego stopnia ten kraj się degraduje. Do czego, upraszczając oczywiście, ale na takich uproszczeniach zbudowana jest każda klisza propagandowa, prowadzi uporczywa walka Ukraińców o wolność i integrację z Zachodem. I trudno się dziwić zwykłym mieszkańcom Orła czy Kostromy, że nie są zainteresowani podobną drogą. Jak napisał dziś komentator Nowych Wremiów Rosjanie wiedzą, bo doświadczyli tego za czasów Jelcyna jak może wyglądać kraj w chaosie i nie chcą tego przeżywać po raz drugi. Ale pamiętają również czas boomu gospodarczego pierwszych dwóch kadencji Putina. Teraz jest gorzej, ale nie tragicznie. I to im Putin gwarantuje. Ceny ropy spadły, bo wiadomo, że nikt nie ma na to bezpośredniego wpływu, ale spadek poziomu życia, choć odczuwalny, nie jest jeszcze katastrofą. A przynajmniej nie taką jak po sąsiedzku. Setki tysięcy Rosjan jeszcze, póki, co, nie muszą jeździć do pracy za granicę, to do Rosji się za chlebem emigruje.

Ostatnia afera z otruciem Skripala przysporzyła tylko Kremlowi dodatkowych głosów. Po pierwsze Rosjanie są zdania, że po raz kolejny zostali niesłusznie, niesprawiedliwie oskarżeni. To zawsze dodaje kilka punktów poparcia rządzącym. Po drugie, gołym okiem można było zobaczyć, że jedność Zachodu jest w gruncie rzeczy fikcją. Ani Paryż, ani też Berlin nie pospieszyli Londynowi z pomocą, raczej najpierw wezwali do wyjaśnienia całej sprawy. Jak w takim kontekście ma się art. 5 Paktu Północnoatlantyckiego? Chyba nie najlepiej, no, bo zadziała on chyba tylko wtedy, gdy nastąpi oficjalne, dyplomatyczne wypowiedzenie wojny. Co więcej ta niespójna reakcja potwierdza narrację Kremla i to narrację powtarzaną już przez lata, że Zachód znajduje się w stanie permanentnego kryzysu i nie jest w stanie sprawnie działać. A to, z kolei potwierdza opinię Dmitrija Trenina, szanowanego na świecie rosyjskiego analityka, który opublikował kilka dni przed wyborami obszerną analizę europejskiej polityki Moskwy.[1] Trenin pisze, iż na Kremlu doskonale zdają sobie sprawę z nierównowagi potencjałów Rosji i Zachodu i to na każdym polu militarnym, ekonomicznym, cywilizacyjnym, ludnościowym wreszcie. Ale to wcale nie świadczy o tym, że rywalizacja jest z góry przegrana, bo Moskwa gra o wszystko, o swoją przyszłość, a obecna rosyjska elita wręcz o istnienie, a dla Zachodu nie jest to sprawa życia lub śmierci. Na marginesie warto odnotować, że formułuje on ciekawą (pytanie czy we własnym li tylko imieniu) formułę kompromisu. Zachód odstąpi od planów rozszerzenia NATO na Wschód, a Rosja nie będzie mieć nic przeciwko integracji państw post – sowieckich, nawet wpisując na tę listę Białoruś, z gospodarczym organizmem Unii. Kwestie gospodarcze również zdają się potwierdzać, że to raczej Moskwa a nie Londyn mają rację. No, bo jak inaczej interpretować fakt, że w czasie międzynarodowego skandalu związanego z otruciem Skripala, Gazprom jak gdyby nigdy nic sprzedaje swoje obligacje w Londynie (750 mln euro – 14 marca) a rząd rosyjski bez większego problemu w miniony piątek sprzedał euroobligacje za 4 mld dolarów (chętnych było na 7,5 mld). A pamiętacie państwo sprawę Siemensa? Ponoć podstępnie oszukanego, który nic nie wiedział, że jego turbiny znajdą się na objętym sankcjami Krymie? Mówiło się o wielkich procesach (odbył się jeden przed sądem arbitrażowym w Petersburgu), mówiono o wycofaniu się firmy z Rosji etc. etc.  Pod koniec ubiegłego tygodnia poinformowano, że Siemens dostarczy kolejne turbiny, tym razem dla elektrowni Gazpromu. I dlaczego Rosjanie mają nie wierzyć Putinowi?



[1] Дмитрий Тренин, ЕВРОПЕЙСКАЯ БЕЗОПАСНОСТЬ, От «лишь бы не было войны» до поиска нового равновесия, Московским Центром Карнеги.

Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka