Marek Budzisz Marek Budzisz
2139
BLOG

Amerykanie chcą kontrolować ukraiński sektor zbrojeniowy a Rosjanie zerkają na Indie.

Marek Budzisz Marek Budzisz Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 11

W połowie kończącego się tygodnia The Wall Street Journal poinformował, powołując się na swe źródła informacji w administracji prezydenta Ukrainy, że przynajmniej dwóch amerykańskich inwestorów prowadzi rozmowy związane z zakupem kontrolnego pakietu koncernu Motor Sicz. Nie są to zwyczajni inwestorzy, ale blisko związani z Białym Domem i osobiście Donaldem Trumpem – Eric Prince założyciel firmy Blackwater oraz Maks Poliakow, prezes Firefly Aerospace. Przypomnijmy, że dotychczasowy główny akcjonariusz firmy Wiaczesław Bogusłajew, były jej dyrektor jeszcze z czasów komunistycznych, który sprywatyzował ten olbrzymi, zatrudniający ponad 20 tys. osób koncern, jak informują media miał się „po cichu” dogadać z Chińczykami i małymi pakietami zaczął im sprzedawać akcje. Stało się to możliwe, i to pokazuje w jaki sposób na Ukrainie załatwiano interesy, dlatego, że równie „po cichu” firma została skreślona z listy przedsiębiorstw strategicznych jeszcze za czasów prezydentury Poroszenki. Ale ostatecznie do przejęcia koncernu nie doszło, ponieważ wtrąciła się ukraińska Służba Bezpieczeństwa, która przynajmniej od 2017 roku stale nadzorowała to co się dzieje w koncernie. Przeprowadzono w siedzibie firmy rewizję, aresztowano dokumenty, a sąd na wniosek SBU aresztował 41 % akcji firmy uniemożliwiając przejęcie jej przez chiński koncern Beijing Skyrizon Aviation. Jej właściciel, proponował nawet nowym władzom Ukrainy, że jest gotów wpłacić w formie jednorazowej „zapomogi” do ukraińskiego budżetu 100 mln dolarów, ale to niewiele pomogło, bo wtrącili się Amerykanie. Do Kijowa przyleciał John Bolton, głównie po to, aby, jak informowały ukraińskie media zablokować transakcję. Byłoby nadmiernym optymizmem już teraz sądzić, że jej akcje trafią w ręce przywoływanych przedsiębiorców, ale niezależnie od falowania nastrojów i stanu relacji amerykańsko – ukraińskich, które mogą się w najbliższych tygodniach nie poprawiać po tym jak Rusłan Riaboszapka, Prokurator Generalny powiedział, że śledztwo przeciw Bidenowi – juniorowi nie zostanie wszczęte, liczą się interesy strategiczne. Są one w tym wypadku czynnikiem kluczowym, bo Motor Sicz jest jednym z trzech światowych producentów silników do wielkich samolotów transportowych (dwa pozostałe to General Electric i Rolls Royce) a także znaczącym producentem silników do helikopterów, w tym oczywiście wojskowych. Firma popadła w kłopoty po 2014 roku, kiedy straciła znaczącą część rynku rosyjskiego, choć w ukraińskich mediach pojawiały się informacje, że potajemnie eksportuje silniki do helikopterów rodziny Mi 8/17 do Rosji. Po upadku ZSRR Motor Sicz zaopatrzył w silniki ponad 12 tysięcy śmigłowców rodziny Mi. Rosyjscy eksperci są zdania, że działania Amerykanów wymierzone są przede wszystkim w Chiny, z tego powodu, że przejmując ukraińskiego producenta Chińczycy uzyskaliby dostęp do pomysłów konstrukcyjnych i zasobów patentowych koncernu. Może nie są najwyższych światowych standardów i sporo rozwiązań pochodzi jeszcze z czasów sowieckich, ale tym nie mniej pozyskanie tej wiedzy pozwoliłoby dokonać ogromnego skoku chińskiemu przemysłowi lotniczemu. Jeśli idzie o Rosję, to oficjalna narracja jest taka, że przezornie władze wdrażając program rozwoju strategicznej produkcji w kraju, uniezależniły się od „niepewnych” dostawców, w tym ukraińskiej firmy.

    Ale czy tak jest naprawdę? Niedawne perypetie koncernu Rosyjskie Helikoptery, będącego częścią zbrojeniowego giganta Rostech, pokazują, że ta oficjalna wersja może nieco, delikatnie sprawę nazywając, odbiegać od rzeczywistości. Otóż na odbywającym się w Tiumeniu śmigłowcowym forum Aleksiej Garipow, główny konstruktor specjalizującej się w śmigłowcach fabryki z Kazania powiedział, że koncern w 2022 roku zamierza wypuścić na rynek nową wersję swej najnowszej konstrukcji Ansat M. Podobnie jak obecnie produkowany wariant ten nowy będzie zaopatrzony, i na to warto zwrócić uwagę, w silnik kanadyjskiej firmy Pratt & Whitney. Przy czym odmiennie niźli obecna wersja, ta planowana na 2022 rok ma być konstrukcją lżejszą oraz o większym zasięgu ( z 505 do 640 km). Dlaczego koncern zdecydował się na takie posunięcie? Odpowiedź jest prosta – sprzedaż idzie bardzo słabo. Owszem w 2009 roku 50 sztuk w wersji szkoleniowej kupiło rosyjskie Ministerstwo Obrony, ale wersja cywilna wypuszczona na rynek – od 2015 roku 30 sztuk, sprzedaje się słabo. Przede wszystkim z tego powodu, że jest to maszyna, porównując parametry do ceny, droga. Nie pomaga nawet przeforsowany przez władze zapis w ustawodawstwie mówiący o tym, że z programów finansowanych przez rząd mogą skorzystać wyłącznie te władze i instytucje lokalne, które kupią rodzimą produkcję lotniczą. Jak to jest w praktyce można się było przekonać w trakcie innego forum które odbywało się na początku listopada, tym razem poświęconemu lotnictwu sanitarnemu i ratunkowemu w Federacji Rosyjskiej. Natalia Trofimowa z kierownictwa specjalistycznej federalnej instytucji (RBS – Holding) zajmującej się rosyjskim lotnictwem sanitarnym przedstawiła specjalny wykład, który zawiera ciekawe informacje. Otóż wynika z niego, że w latach 2017 – 2019 na realizację programu rozwoju lotnictwa sanitarnego wydano ponad 14 mld rubli, czyli ok. 250 mln dolarów. 80 % środków pochodziło z budżetu federalnego, resztę uzupełniono z pieniędzy lokalnych. W wyniku działania tego, największego finansowanego z pieniędzy podatników programu lotniczego w Rosji, zamówiono w koncernie Rosyjskie Helikoptery 110 śmigłowców, z tego 81 średnich Mi – 8 AMT oraz 29 lekkich, znanych nam już konstrukcji Ansat. Łączna wartość zamówienia – 40,6 mld rubli. Ale nie to jest w tym wszystkim najciekawsze. Jak informowała w swoim wykładzie Natalia Trofimowa wszystkie zamówienia plasowane były za pośrednictwem (obowiązkowym) kontrolowanej przez państwo firmy leasingowej. W efekcie, po podsumowaniu kosztów, okazało się, że godzina pracy takiego helikoptera kosztuje od 200 do 205 tysięcy rubli. A ile kosztuje godzina pracy maszyny konkurencyjnej? To również policzyła pani Trofimowa i z jej rachunków wyszło, że np. gdyby rosyjskie służby ratownicze zaopatrzyły się w śmigłowce Airbusa, np. Eurocopter 135 (też są na wyposażeniu rosyjskich służb) to godzina pracy takiej maszyny kosztowałaby nie więcej niźli 100 tys. rubli. Dlaczego? Rosyjskie konstrukcje są dwusilnikowe a ponadto kapitał jest w Rosji drogi, więc państwowa firma leasingowa każe sobie słono płacić. A i tak nikt się tym specjalnie nie przejmuje, bo gros pieniędzy idzie z budżetu, który chętnie finansuje tego rodzaju programy, bo bez nich rozdęty sektor zbrojeniowy, który produkuje mało i drogo, a przy tym niezbyt dobrego sprzętu, o własnych siłach nie utrzymałby się na rynku.

    Funkcjonowanie firmy Helikoptery Rosji ukazuje w jaki sposób utrzymywany jest rosyjski sektor zbrojeniowy i gdzie są jego słabości, ale też gdzie atuty. Do tych ostatnich z pewnością należy wsparcie państwa rosyjskiego, które w subsydiowaniu tej gałęzi gospodarki upatruje nie tylko warunku utrzymania swej niezależności, ale również rozszerzaniu wpływów i zdobywaniu nowych sojuszników. Wyraźnie to widać na przykładzie Indii. W ostatnich dniach wizytę w Moskwie składał tamtejszy minister obrony Radhanath Singh, który spotkał się ze swoim rosyjskim odpowiednikiem (Sergiej Szojgu) a także z wicepremierem Jurijem Borysowem, nadzorującym w rządzie sektor zbrojeniowy. Kilka dni wcześniej, na co warto zwrócić uwagę rosyjski minister spraw zagranicznych Ławrow w programie telewizyjnym Rosja 24 powiedział, że Moskwa nie planuje zawarcia z Chinami układu sojuszniczego, a jedynie może być mowa o bliskiej współpracy, która zresztą, zdaniem ministra jest obecnie na najwyższym poziomie w historii. Ta deklaracja potwierdza to o czym w środowisku rosyjskich ekspertów ds. międzynarodowych mówi się już od jakiegoś czasu. W interesie Rosji, która jest świadoma różnicy potencjałów, nie leżą wcale zbyt daleko posunięte i nie mające alternatywy politycznej związki z Chinami. Rosjanie maja bowiem pełną świadomość, że podążanie tą drogą doprowadzić może do zbyt dużego uzależnienia kraju od Chin i w efekcie przekształci kraj w młodszego brata Państwa Środka, a w wariancie nieco bardziej pesymistycznym, wręcz w wasala. I temu zagrożeniu chcą przeciwdziałać w Moskwie rozwijając relacje z Chinami, po to aby równoważyć rosnące znaczenie Pekinu. Temu służyło uczynienie z Indii głównego bohatera dalekowschodniego forum gospodarczego, które tradycyjnie odbywało się we Władywostoku we wrześniu i podejmowanie nań premiera Modi z wielkimi honorami, temu również mają służyć moskiewskie rozmowy. Były one, co podkreślają powołując się na źródła w rządzie rosyjscy dziennikarze, z perspektywy Moskwy „niesłuchanie ważne”. Obawiano się w Moskwie bowiem, że rząd w Delhi ugnie się pod presją Waszyngtonu oraz ulegnie namowom prezydenta Trumpa (niedawna wizyta premiera Modi w Teksasie) i zrewiduje swój program zakupów broni w Rosji. Szczególnie ważny był kontrakt o wartości 5,4 mld dolarów na dostawy systemów S – 400. Teraz okazało się, że Indie nie wycofują się z zamówienia, a nawet wpłaciły pierwsze 900 mln dolarów tytułem zadatku. W kremlowskich gabinetach zapewne słychać było głośne westchnienie ulgi, jednak obraz nie jest wcale tak różowy jak zdają się to kreślić niektóre dzienniki. Otóż Delhi w istotny sposób zmieniło swa politykę zaopatrzenia w broń w ostatnim czasie. I teraz miast kupować gotowe systemy domaga się transferu technologii oraz budowy wspólnych przedsiębiorstw, ale pracujących w Indiach. Obecnie trwają negocjacje dotyczące zakupu w częściach od 12 do 18 myśliwców Su-30MKI, które miałyby zostać zmontowane w Hindustan Aeronautics Ltd. oraz dotyczące sprzedaży według podobnego schematu (kompletne w częściach do montażu) 464 czołgów. Towarzyszyć ma temu transfer know how i technologii. Co ciekawe, przed wizytą ministra Singha w Moskwie indyjski dziennik ekonomiczny Economic Times poinformował, że mają być również prowadzone rozmowy na temat wydzierżawienia przez Federację Rosyjską łodzi podwodnej typu Akuła. Jest to atomowy okręt, relatywnie nowej konstrukcji a przy tym jeden z największych na świecie który może przenosić rakiety balistyczne o zasięgu od 4 do 8 tys. km. W rosyjskich siłach zbrojnych obecnie eksploatowany jest tylko jedna łódź podwodna tego typu, dwie dalsze są w remoncie. Jeśli te informacje się potwierdzą to mielibyśmy do czynienia nie tylko z istotnym transferem najnowszej technologii wojskowej z Rosji do Indii, ale również z udostepnieniem jednostki, której służba w indyjskich siłach zbrojnych może zmieniać układ sił w rejonie Oceanu Indyjskiego, co z pewnością nie zostanie przywitane z entuzjazmem w Pekinie. Ciekawą informacją jest również ta, która została podana przez indyjski dziennik – otóż dzierżawa ma kosztować 3 mld dolarów, co jest ułamkiem kosztów związanych z budową jednostki tego rodzaju. To również rzuca nieco światła na to jak z ekonomicznego punktu widzenia wygląda ekspansja rosyjskiego sektora zbrojeniowego.

    Warto wreszcie na koniec wrócić do kwestii ukraińskich. Otóż również Wall Street Journal informuje powołując się na własne źródła, że rozmowy między Kijowem a Bankiem Światowym w sprawie nowych pożyczek utknęły w martwym punkcie. Powodem mają być żądania ze strony urzędników reprezentujących tę kontrolowaną w dużym stopniu przez Amerykanów instytucję finansową, aby władze w Kijowie „zrobiły porządek” z oligarchami i doprowadziły do sytuacji, kiedy ci oddadzą niemal 15 mld dolarów jakie wyprowadzili w ostatnich latach z ukraińskiego systemu bankowego. Powodzenie rozmów z Bankiem Światowym jest w obecnej sytuacji kluczowe, zarówno ze względu na potrzeby pożyczkowe Ukrainy, jak również ambitne plany prywatyzacji kilku newralgicznych sektorów, w tym bankowego, komunikacyjnego (porty, gazociągi) i energetycznego. Żądania Banku Światowego, choć żadne nazwiska nie padają, w pierwszym rzędzie dotyczą Kołomojskiego, mającego liczne grono przyjaciół i współpracowników w obecnej administracji prezydenta i we frakcji Sługi Narodu w Radzie Najwyższej. Ostatnio np. ujawniono korespondencje między kierującym parlamentarną komisją ds. energetyki deputowanym Gerusem (Sługa Narodu) a ministrem energetyki Orżelem (Sługa Narodu) w którym ten pierwszy lobbował za przyjęciem rozwiązania umożliwiającego firmom kontrolowanym przez Kołomojskiego import energii elektrycznej z Rosji. Oczekiwania Banku Światowego na ukraińskie władze aby te zmusiły Kołomojskiego do oddania pieniędzy mogą być o tyle trudne do spełnienia, że w praktyce oznaczałyby wystąpienie przeciw części własnego zaplecza politycznego. Ale presja ta może też być interpretowana w postaci nieoficjalnej propozycji targu – my nieco zmodyfikujemy swe stanowisko w kwestii Kołomojskiego (Bank Światowy) a wy (Kijów) doprowadzicie do końca transakcję przejęcia Motor Sicz przez amerykańskich inwestorów. Jak sprawy się potoczą będziemy zapewne mogli niedługo się przekonać.


Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka