Aktualny stan przedwojennego napięcia wokół Syrii, wywołany kolejnym (którym to już od 1982 roku?) gazowaniem swoich poddanych przez reżim Assadów, na zapewne zmusić prezydenta Rosji nie tylko do zaprzestania bronienia go, a wręcz do usunięcia go z kraju. Może pod pozorem powtórzenia ucieczki Janukowycza pod Moskwę, albo w innym sposób umożliwiający Putinowi "zachowanie twarzy" chociażby przed własnym narodem (tzn. jego otumanioną telewizją i tzw. "marzeniem Krym" częścią).
Wydaje się, że w końcu Zachód (USA, UK, a nawet Francja) nie blefuje i w wypadku dalszego grania duraka przez Putina dzisiejsze (tak mi się wydaje - jest 15:32 CET 12.04) uderzenie NATO będzie mocne i nie zważające na protesty Rosji. Bo żadnej skutecznej obrony Assadowi przed zmasowanym atakiem sojuszników Rosja nie jest w stanie udzielić - Putin jako pragmatyk (choć i mistrz taktyki) musi to rozumieć i chyba będzie wolał jakąś specjalną operację (w Assada) niż ryzykować Rosji czyli swoją kompromitację. Chyba, że rosyjskie systemy S-400 są naprawdę tak wszechmocne jak opowiada prezydent Putin swoim wierzącym. Wielu chciałoby to sprawdzić na syryjskim poligonie. Osobiście wątpię, aby to nastąpiło - za wiele można stracić.
Wydawało mi się już kilka razy, że koniec Assada jest nieubłagany, ale zdołał on uratować się z opresji (przy wydatnym ratowaniu przez Rosję i Iran). Jakim sposobem może się uratować tym razem - nie mam pojęcia.
Ale dla Putina stawką jest również wielka - swoją Chodynkę* dostał już w Kiemierowie, a Cuszima* może powtórzyć się w Syrii (rosyjskie okręty profilaktycznie wypłynęły już z baz Tartus i Latakia). A Ipatiejewski dom stamtąd już na horyzoncie ...