Wieści jakoby rewolucja w Iranie dogasała sa przedwczesne i świadczą tylko o ignorancji piszących i ich "zmęczeniu tematem". To "normalne", wszak jak długo można się zajmować jednym krajem. Można, do skutku, jesli to jest IRAN. Kraj o ogromnym znaczeniu dla swiata. Ja mam zreszta dodatkowe, emocjonalne powody osobiste.
Nie rewolucja NIE dogasa. Wręcz przeciwnie. To że w tej chwili mniej osob wychodzi na ulice to nic nie znaczy. Tak bylo i 30 lat temu. Zobaczymy co będzie w piatek i co bedzie po uplynieciu 40-dniowego okresu zaloby po pierwszych meczennikach. Wiem zreszta ze dzis sa planowane kolejne manifestacje.
O tym ze rewolucja NIE dogasa swiadczy miotanie sie mediow rezimowych. Pokazowki w stylu urbanowskim. Bajki o platnych prowokatorach itp. Ponadto plany usuwania dyplomatow. Rowniez reakcja swiata, w tym tchorzliwego zazwyczaj ONZ oraz asekuracyjnego dotychczas Obamy swiadczy o tym ze swiat zaczal zdawac sobie sprawe ze to tak szybko nie "ucichnie".
Ale wazne jest jeszcze cos innego. Wielu komentatorom, zwlaszcza takim domoroslym, umyka fakt ze Ali Khamenei nie jest najwiekszym autorytetem religijnym w Iranie. Jest najwyzszym przywodca polityczno-religijnym ale to nie jest to samo. Sedno sprawy tkwi w tym ze zmiany ustrojowe wprowadzone 30 lat temu przez Chomeiniego wprowadzily rowniez pewne zamieszanie w hierarchii religijnej. Znaczna czesc osob najprawdopodobniej nie zdaje sobie sprawy ze duchowienstwo szyickie jest zupelnie inaczej zorganizowane niz sunnickie a zasady hierarchicznosci sa dosc sztywne. Dopóki zyl Chomeini wiekszego problemu nie bylo. Wprawdzie I on swoja pozycje religijna zawdzieczal dzialalnosci religijnej i slyszalem opinie iz przyznanie mu w 1963 r. tytulu "marja" mialo wymiar polityczny ale faktem jest ze w 1979 r. byl juz od 16 lat wielkim ajatollahem. I co prawda byly wtedy wieksze od niego autorytety religijne vide Tabatabai (ktory nie wystepowal jednoznacznie przeciw szachowi) ktory byl alamehem (wyzsza pozycja) ale chomeini nadrobil to charyzma. Zreszta Tabatabai wkrotce zmarl.
Po smierci Chomeiniego wszystko sie zmienilo. Khamenei w chwili wyboru na Najwyzszego Przywodce byl zaledwie hodzatoeslamem, czyli klerykiem sredniej klasy a jego nominacja na ajatollaha odbyla sie z pogwalceniem tradycji szyickiej i nigdy nie zostala uznana przez wielu czolowych duchownych z wielkim ajatollahem Montezerim na czele. Nawiasem mowiac Rafsandzani majacy chrapke na schede po Chameneim tez nie jest ajatollahem.
I tu, wydaje mi sie, dochodzimy do sedna sprawy. Wedlug wielu doniesien coraz wieksza liczba klerykow dolacza do manifestantow. Wielki ajatollah Montezeri od razu poparl zielona rewolucje, podobnie jak wielki ajatollah Ardabili. Sa doniesienia o coraz wiekszej liczbie ajatollahow niezadowolonych z obecnego stanu rzeczy (oczywiscie nie chodzi im o demokratyzacje Iranu tylko o to ze zostal on zawlaszczony przez polityczno-religijna klike ktora w imie religii walczy z narodem). Pomijajac Masbaha-Yazdiego ponoc zaden z ajatollahow nie pogratulowal Ahmedinezadowi rzekomej reelekcji. Duzo wskazuje na to ze w Qom (religijnej stolicy Iranu) wrze.
Obalenie przywodztwa Chameneiego w takiej sytuacji nie wprowadziloby chaosu religijnego w Iranie. To znaczy chodzi mi o to ze religijni szyici nie zostaliby pozbawieni religijnego przywodztwa. To bowiem nie jest oparte na pozycji Najwyzszego Przywodcy lecz "marjich" - wielkich ajatollahow.
Liczy się dla mnie przede wszystkim człowiek, jednostka, która ma prawo do wolności dopóty dopóki nie narusza wolności drugiego człowieka.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka