Rosyjska telewizja NTW nadała drugą część filmu „Ojciec Chrzestny”. Nie chodzi jednak o losy rodziny Corleone, lecz o znacznie bardziej realną i równie powszechnie znaną postać białoruskiego dyktatora Aleksandra Łukaszenki. Oglądałem obie części filmu, w całości, są dostępne w Internecie (oczywiście w oryginale tzn. bez tłumaczenia). I to bardzo ciekawy film. Ale nie dlatego abym się czegokolwiek nowego dowiedział o Aleksandrze Grigoriewiczu. Oczywiście zarzuty stawianie w filmie są prawdziwe. Ale ciekawy jest pewien kontekst, pytania nasuwające się do autorów filmu, niewygodne dla nich i dla Rosji.
Zacznijmy od określenia „ostatnie dyktator w Europie” jak to twórcy filmu wielokrotnie nazywają białoruskiego prezydenta. No, dyktator, a jakże, ale czy ostatni? A Igor Smirnow, „prezydent”, a raczej właściciel tzw. „Pridniestrowkoj Mołdawskoj Republiki” (która w nazwie powinna mieć raczej przymiotnik „czastna”), serdeczny przyjaciel rosyjskich władz (centralną ulicę tzw. stolicy Nanddniestrza, Tyraspola „zdobi” billboard uśmiechniętego Smirnowa ściskającego się z równie uśmiechniętym Miedwiediewem), który doszedł do władzy w 1990 r. na tankach 14 armii sowieckiej dowodzonej przez znanego w swoim czasie „silnego generała” Aleksandra Liebiedzia, i który dzięki tejże armii, występującej obecnie pod ksywką „MC” znaczy „mirnyje sily”, trzyma się u władzy od 20 lat? Zresztą Igor Smirnow nie jest tu jedyny, na rosyjskim Kaukazie Moskwa utrzymuje mafio-prezydentów w zamian za lojalność, ot takiego Ramzana Kadyrowa w Czeczenii albo Kirsana Ilmużynowa w Kałmucji, a w południowej Osetii – Eduarda Kokoty. Do niektórych z tych panów jeszcze wrócę, zwłaszcza do Smirnowa, ale póki co wróćmy do filmu i do Łukaszenki.
Głównymi zarzutami postawionymi Łukaszence w filmie to: morderstwa polityczne w 1999 r., zamykanie opozycjonistów za organizowanie demonstracji, tłumienie wolności słowa poprzez posiadanie medialnego monopolu, „sympatyzowanie z Hitlerem”, związki z Bieriezowskim, zarządzanie gospodarką Białorusi niczym kołchozem, korupcja i nepotyzm, niemoralne życie osobiste, pasożytowanie na współpracy z Rosją, nielojalność w relacjach z Rosją, nie uznanie niepodległości Osetii Płd. i Abchazji, związki z Saakaszwilim oraz Bakijewem, wreszcie lawirowanie między Zachodem a Rosją (to jest też zarzut).
Nie, o prześladowaniu mniejszości polskiej nie ma tu ani słowa bo to nie pasowałoby do konwencji i przeznaczenia. A co to obchodzi rosyjskiego widza? Rosyjski widz musi zobaczyć złego Łukaszenkę, który kolaboruje z obcym dla dienieg, ale dla dienieg dla siebie i swojej rodziny, który zdradza bratnią przyjaźń słowiańsko-wielkorosyjską, choć żerował na niej jak pasożyt. O tak, musi być obrzydliwy ale w pewnym paradygmacie, a nie tak obiektywnie.
Obcy to Zachód, Polska, jakiekolwiek związki z Obcym – MFW, UE etc. są złe. To jasne. Ale to właściwie tylko tło. Natomiast w filmie podkreśla się ile to Rosja straciła pieniędzy na współpracę z Łukaszenką, a ten okazał się nielojalny: nie uznał Osetii Płd. i Abchazji, a jak do Białorusi przyjechał Bieriezowski to go nie wydał Rosjanom – tu zresztą jest przedstawiona historia rodem z filmu Coppoli - Łukaszenko zatrzymuje na lotnisku amerykańskiego adwokata powiązanego interesami z rosyjskim ex-oligarchą i trzyma go jako zakładnika, a Bieriezowski przyjeżdża do Mińska, uwalnia więźnia w zamian za załatwienie dla Aleksandra Grigoriewicza kredytów z Międzynarodowego Funduszu Walutowego. I wszystko jasne – jedna wielka mafia: zachód, MFW, Bieriezowski i Łukaszenko.
Później następują migawki z nowymi przyjaciółmi Łukaszenki: Saakaszwilim oraz Bakijewem. O Saakaszwilim, prócz kilku tradycyjnych inwektyw, dużo w filmie nie ma, bo i po co – przecież i tak rosyjska opinia publiczna jest dostatecznie wyedukowana przez kremlowską propagandę na ten temat. Bakijew to obalony kilka miesięcy temu przez zainspirowany przez Kreml pucz w Kirgizji, były prezydent tego kraju. Teraz jest na Białorusi, gościem Aleksandra Grigoriewicza. Bakijew to oczywiście sukinsyn jakich … pełno na obszarze byłego Związku Radzieckiego. Ale Bakijew chciał przedłużyć obecność wojsk amerykańskich na terenie Kirgizji (bazy będące zapleczem dla operacji w Afganistanie) więc został obalony. W filmie jest mowa o zabójstwach dziennikarzy w Kirgizji za jego rządów (a co z opozycyjną dziennikarką Nowoj Gaziety Anną Politkowską zamordowaną w 2006 r.?, nikt za to morderstwo do dziś nie został ukarany, a co z Larisą Yudiną zamordowaną w 1998 r. za artykuły krytyczne wobec Ilmużynowa? itp.), o korupcji, związkach z mafią i nepotyzmie, o synu prezydenta bogacącym się na kirgiskiej gospodarce (to może pogadamy o Smirnowie, przemycie przez Naddniestrze, firmie Sheriff należącej do Smirnowa – juniora, która kontroluje cały naddniestrzański biznes?). Zresztą Łukaszenko „zaprzyjaźnił się” z Saakaszwilim i Bakijewem dopiero po rozpoczęciu przez Rosję medialnego ataku na niego. NTW w filmie pokazuje dalej, iż właściwie to trudno się dziwić przyjaźni Łukaszenko-Bakijew bo takie same rodzinne bogacenie się na państwowej gospodarce występuje i na Białorusi. Tak, zapewne, podobnie jak występowało w Mołdawii za Woronina, występuje w Abchazji, Osetii Płd., występuje w Kazachstanie i praktycznie jest powszechne na obszarze b. Związku Radzieckiego poza republikami, które są w UE. I Gruzją.
Kuriozalnie w rosyjskiej telewizji brzmi oburzenie na zamykanie do więzień opozycjonistów za organizowanie demonstracji zważywszy na notoryczne odmawianie rosyjskiej opozycji organizowania demonstracji pod pretekstem „przeszkadzania mieszkańcom” i zatrzymywanie nawet tak sędziwych demonstrantów jak Ludmiła Aleksiejewa pod pretekstem „napaści na milicjantów”. Rosyjska krytyka „wolności mediów” na Białorusi też przywodzi na myśl przypowieść biblijną o belce i źdźble w oku.
Zanim przejdę do najcięższego zarzutu – morderstw politycznych, warto jeszcze pokazać jak „całościowy” jest rosyjski atak na Łukaszenkę. W końcu „Kriestnyj-bat’ka” by dotrzeć do Leny z Perma, Katii z Nowosybirska, czy Nataszy z Archangielska musi mieć też element serialowego melodramatu. Znów jest ten „bad-guy” a raczej „plochyj-parjen’” – rzucił żonę z którą miał dwóch synów, bo znalazł sobie młodszą kochankę. Kochance i jej matce dał stanowiska państwowe, a ona dała mu syna. Potem miłość się skończyła i znów wyrzucił kochankę, zabrał jej syna, którego choć to jeszcze maluch już naznaczył na następcę i wozi nawet do papieża (eh, ten papa rimskij, bękartów przyjmuje z grzesznego związku) i na wakacje wozi, gdzie przy małym synku oddaje się cudzołóstwu z członkiniami żeńskiej drużyny siatkówki. Jest też o słynnej w swoim czasie wypowiedzi Łukaszenki wychwalającej Hitlera. Problem polega na tym, iż miała ona miejsce w … 1995 r. i jakoś przez 15 lat Rosji to nie przeszkadzało.
Podobnie jak kwestia zabójstw i zaginięć polityków opozycyjnych w 1999 r. Łukaszenko był wtedy bliski utraty władzy jak nigdy wcześniej i później. Najpierw usunął Gienadija Karpienkę, bardzo wpływowego polityka, który realnie mu zagrażał – dostał tajemniczego zawału. A potem przyszła pora na polityków, którzy utorowali Łukaszence drogę do władzy a potem chcieli go z niej zdjąć – przede wszystkim gen. Jurija Zacharenkę i Wiktora Hanczara. W przeciwieństwie do zmarginalizowanych białoruskich narodowców z Białoruskiego Frontu Narodowego, ci politycy mieli i wpływy w nomenklaturze białoruskiej, i w służbach specjalnych i „plecy” w Moskwie. Mózgiem planowanego przewrotu był Hanczar (nawiasem mówiąc miałem okazję gościć w jego mieszkaniu tuż przed jego „zaginięciem”), a plan był dość oczywisty – uzyskanie wsparcia z Moskwy i dzięki temu oraz własnym kontaktom w nomenklaturze i w wojsku obalenie Łukaszenki – na prezydenta naznaczony był Michaił Czyhir, który przez wiele lat zajmował ważne stanowiska w bankowości w Moskwie. No ale cóż – Hanczar, Zacharenko i jeszcze parę innych osób zniknęło. I ich zaginięcie jest równie niewyjaśnione jak śmierć Litwinienki (ale o tym NTW nie powie). A Czyhir poszedł siedzieć – ale miał i tak więcej szczęścia niż antagonista Putina – Chodorowski.
O co w tym wszystkim chodzi? Na pewno nie o praw człowieka i chęć zlikwidowania ostatniej dyktatury w Europie. Na uwagę zasługuje to, że w filmie pokazuje się kilku czołowych opozycjonistów (ale nie takich jak Milinkiewicz, patrzących na Zachód). Również przedstawiona historia „kasety z filmem” wydaje się być interesująca – miął być skonfiskowany rosyjskim dziennikarzom przez białoruskie KGB ale „przyjaciele z wewnątrz” film wykradli i przekazali Rosji. Czyżby więc Moskwa chciała zrealizować plan Hanczara z 1999 r.?
Łukaszenko nie zapałał nigdy żadnym wielkim uczuciem ani do Zachodu ani do białoruskości Białorusi. Ale gdy zostawał prezydentem a w Rosji rządził Jelcyn, miał wizję zjednoczenia Białorusi i Rosji pod … swoim przywództwem. A jak przyszedł Putin to wizja ta się zawaliła i Łukaszenko zrozumiał, że musi lawirować, bo jak się uzależni od Moskwy to skończy w roli prowincjonalnego gubernatora.
Z tych samych powodów w swoim czasie lawirował Kuczma na Ukrainie. Co ciekawe, w filmie Rosjanie przestrzegają Aleksandra Grigoriewicza losem Kuczmy. Mówią wprost – jak tak dalej będziesz lawirował między nami a Zachodem to będziesz miał w pomarańczową rewolucję jak Kuczma. Czy aby na pewno kolor tej rewolucji będzie „pomarańczowy”