Bohaterowie, spóźnieni nie tylko na Kłuszyn, Olszynkę Grochowską i manewr znad Wieprza, ale nawet na strajk w spółdzielni „Lepsza Przyszłość”, spieszą dziś, by dokopać ruskim. Tak, nie żadnym tam Rosjanom, już nie Sowietom nawet, ale właśnie – ruskim. Takim z małej litery. Nie zauważają, upojeni swym heroizmem, że „reszta świata” (od Waszyngtonu, przez Brukselę, Paryż i Berlin, Ankarę i Tel Awiw, New Delhi i Tokio, aż po Pekin) wcale nie szykuje się do wojny z Moskwą.
Owszem, większość tej "reszty" knuje, jakby sobie tu Rosję korzystnie ustawić - jako wasala, sojusznika, zasób, "głębię strategiczną", obszar tranzytowy czy coś-tam jeszcze. Ale nikt poważny nie traktuje jej jako swego głównego rywala.
O dziwo.
Tymczasem nasi dzielni dżygici, jakby nigdy nic, jakbyśmy nadal byli w epoce kryzysu kubańskiego, postrzegają świat bipolarny: potęga wrażego Imperium Heartlandu contra potęga Wolnego Świata. Zniewieściała Europa jako słaby punkt. Heroiczna Polska (a przynajmniej jej część) jako Przedmurze.
Przedmurze jest, zamku zbrakło.
Z drugiej strony - wiem, wiem! - tłumek innych ślepców zawodzi, by nie drażnić niedźwiedzia. A tu też skucha. Niedźwiedż bowiem, po bliższym przyjrzeniu się, okazuje się być co najwyżej wyliniałym miśkiem.
Więcej o współczesnej Rosji, grze z nią i wokół niej - jak zwykle, na "niwserwisie":
http://www.niwserwis.pl/artykuly/mis-czyli-sztuka-blefu
Komentarze