Niestety, moje życie ostatnio przynosi więcej piorunów, niż serc. Czuję się napięty, poddenerwowany i, najzwyczajniej na świecie: wkurzony. Częstokroć irytuję się sprawami, na które nie mam wpływu.
I - choć wczoraj pisałem o reakcjach jako jedynym, co ode mnie zależy, jakoś ostatnio mam problem z tym, by na swoje reakcje wpłynąć. Tłumaczę sobie, że Syn jest tylko dzieckiem i ma prawo do tego, żeby się mylić, być leniwym i nieodpowiedzialnym. Tłumaczę sobie, że drugi ma prawo wstydzić się zapytać i poprosić o pomoc. Tłumaczę sobie, że Żona ma prawo być zmęczona i dlatego zasypia, zanim ja w ogóle położę się do łóżka.
Tłumaczę sobie, niestety, po czasie, gdy się obrażę, urażę, poczuję niechęć i złość.
A jednak - wracam w miejsce, w którym obraziłem, uraziłem i wylałem złość. Próbuję przeprosić i zadośćuczynić. Może kiedyś nie będzie potrzeby wracać.